SPECJALNE - Rubryka

Rekapitulacja: Avant / Experimental / Prog / Metal

4 kwietnia 2006



Rekapitulacja kwartalna (styczeń-marzec 2006): Avant / Experimental / Prog / Metal

Niusem numer jeden musi być informacja o tym, że sekcja "forthcoming" w dziale "releases" na stronie Sunburned Hand Of The Man pozostaje jak na razie pusta. Powinno to niepokoić, o ile liczy się na pobicie zeszłorocznego rekordu piętnastu wydawnictw (głównie CDR-owych). Zaczyna się kwiecień, a czas w końcu nie śpi. Bring it on.

Na brak psychodelicznych jamów mimo wszystko nie narzekamy. Zadebiutowała znakomicie krążkiem Dins kapela Psychic Ills, zabarwiająca impresje narkotyczne space-rockowo, fanom Can ze spokojem rekomenduję. Skoro psychodelia – opener When The Going Gets Dark Quasi demonstruje jak brzmi eksperymentalniejsze Flaming Lips, choć już następny track pokazuje jak wygląda przekwaszony atonalnie rock and roll. Psychodeliczny outre-noise zapodają Terrestrial Tones. Obawiam się, że nieco srania w banię w tym słychać. Dirty Projectors wystawili w sklepie netowym parę kopii swojego debiutu, inspirowanego podobno miejscami Pet Sounds.

Pogranicza noise, no-wave i hardcore penetruje The Lovvers LP. Od AIDS Wolf wolę mimo wszystko Lightning Bolt. Również Ahleuchatistas, grających na What You Will konsekwentnie to co grali do tej pory. A nawet załogę Advantage wpuszczającą odrobinę dystansu, radości i poczucia humoru do ponurego światka matematyczno-progresywnego i składającą wraz ze swoim follow-up do debiutanckiego self-titled, Elf-Titled hołd generacji video games. W innym kontekście o grach komputerowych opowiada ponury narrator Cyberpunk. Erast dowodzi wpierw, że melanż surowego industrialu z bajeczkami i krakaniem wrony daje przerażające rezultaty, następnie że myśl Akufena znalazła kontynuatorów, w końcu że duch Jackson And His Computer Band nie ginie w narodzie, chociaż różne oblicza potrafi przybrać, także bardziej jeszcze abstrakcyjne. Zgodnie z przewidywaniami regularne zero treści dostarcza Sebastian Roux na Songs.

Tym razem w dotkniętej niedawno suszą Portugalii minimal-ambientowe serce wylewał Keith Fullerton Whitman, ujmując swoje wytoki w postaci jednej czterdziestominutowej kompozycji ocierającej się o przystępniejsze fragmenty Multiples, ale i o Heckera czy Stoke Jecka. Jeśli szanujecie gamonia, gwarantuję: trudno będzie oderwać uszy. Odwrotnie niż Whitman klarownego kierunku nie potrafi określić zacna skądinąd kapela His Name Is Alive. Zaledwie parę tracków Detrola zaczepia o balladę slo-core-folkową w stylu Bailiff, partyzanckie liryczne electro, ale i całkiem fajny popizmy.

Waitsowska klezmerkę przefiltrowaną przez jebnięte schizy Xiu Xiu powtarza Man Man, zyskując za swoje wyczyny poklask na cześć oryginalności. Wiecie, dla mnie to jest słabe. Jeszcze chyba gorzej zapowiada się efekt pracy / związku laski z Charalambides Christiny Carter i Gowna. We've przygotowano z myślą o wielbicielach przeciągłych jęków, ale także tych jęków krótszych, za to głośniejszych, a może nawet skrzeczących, co nie znaczy, że zabraknie jęków cichych i nastrojowych. Muzyka wokalna. Naprawdę, jeżeli chcecie coś dobrego dla masochistów, warto sięgnąć po nowe Magik Markers, czyli dziki obrzędowy no-wave-noise odsyłający do NYC przełomu dekad 70s/80s. Podobnie ale znacznie gorzej próbują Seconds na Kratitude.

Nie próżnuje Rune Grammofon. Na początku roku dyskontowali zeszłoroczne sukcesy reprezentowani zwycięsko przez Alog (niedawno firma Creaked wydała ich winylową EP-kę Islands Of Memory z materiałem nagranym w 1999 roku) i Shining w konkursie nazywanym norweskimi Grammies. Później mieliśmy dwie premiery Thomas Strønen Pohlitz oraz Moha! Raus Aus Stavanger (utwory z tej płyty uprzytomniają, że niektóre wydawnictwa noise'owe zasługują jedynie na darmowe rozdanie z serdecznym podziękowaniem dla słuchacza za zniesienie hałaśliwych katuszy), a na końcu wielka winylowa celebracja okrągłej pięćdziesiątki w katalogu. Komu za to w smak noise/industrial punkowo-faszystowsko-dentystyczny: nowy Whitehouse i look no further. EP-ką Sunbomber przypomnieli o sobie Excepter, jednak chyba jeszcze ciekawszy mógł być nowojorski występ z Arielem Pinkiem i wykonanie "A Ballad Of Nick Sylvester" opiewający Henryka VIII miejscowej krytyki muzycznej.

Wszyscy gonimy do sklepów, raduje się dusza, bo czteropłytowy box Turmeric wypuścił Merzbow. Oczywiście trzeba za tę przyjemność słono zapłacić, czego jednak nie robi się dla noise'u. Uhm, not. Lepiej niż zajmować się przereklamowanym lekko Akitą wykonać krótki przegląd prawdziwych wielkich i dużych. A więc Robert Rich uraczył kolejnym zestawem etnicznych syntezatorowo-akustycznych obrazków. Oficjalna strona artysty porównuje Electric Ladder do Numena, Geometry i Gaudi. Dostępne sample zwiastują pełny relaks. Nie opuszczając parafii, Steve Roach zaprezentował się półrocznej przerwie. O jego dziełku czytamy: "Immersion: One is the first of an ongoing series of long form, steady state "zones" created specifically as tone meditations for the living space". William Basinski wysilił się na zanurzony w efektach loop pianina, który wydał na godzinnej płycie The Garden Of Brokenness.

Co u Briana Eno? Nie zrażony specjalnie niepowodzeniem zeszłorocznego albumu, Eno działa jak zwykle aktywnie i sporo się wokół niego dzieje. Najpierw wybuchła nieprawdziwa plotka o reaktywowanym Roxy Music z Brianem w składzie; dalej fanów zelektryzowała informacja o tym, że DGM rozpocznie sprzedaż wcześniej nie wydanych nagrań z Frippem; 8 maja ukaże się nowy Paul Simon z produkcją Eno; tenże użyczył swojego eseju dla publikacji Not One More Death potępiającej wojnę w Iraku; pojawił się wśród gości na EP-ce Fovea Hex Bloom oraz znowu nasłuchał się pochwał przy okazji reedycji słynnej kolaboracji z Byrnem; ciekawi świata mieli okazję odwiedzić wystawę multimedialną 77 Million – An Audio Visual Installation By Brian Eno w muzeum Laforet, polegającą na wyświetlaniu obrazów na ułożonych w różnych konfiguracjach ekranach w trzech sąsiadujących pomieszczeniach z ilustracją muzyczną sprzedawaną w wersji CD; potwierdzony został występ Eno na festiwalu w Bath.

A skoro już przy tym, ambientowe shoegazerowo zabarwione emo-ballady oferuje kapela Gregor Samsa. Czy to nie jest przeintelektualizowane Low albo Eluvium po prostu? Nie jest wcale najgorsze. Wszelkie eksperymentalne-mikro-ambienty odstawia japoński improwizator (btw najgorsze impro w tym roku to Three Forks Seven Layer Ape) Chihei Hatekayama. Minima Moralia bywa prostsza i bywa skomplikowana, generalnie dobre. Z kolei ponoć królem minimalu Tonym Conradem inspirowała się nieco bardziej znana post-rockowa formacja Town And Country na wydanym tradycyjnie w barwach Thrill Jockey Up Above. Podobnie niby post-rock, tylko ze skrzypcami, folkowo i na zasadzie Dirty Three uprawiają Clogs, Lantern wydaje się ładne.

Kawał wymiatania na pianinie na pograniczach jazzu serwuje Matthew Shipp i sądzimy, że szykuje się coś świetnego. A skoro dotykamy tak poważnych artystów, płytę zatytułowaną Descent wydał uznany awangardowy kompozytor Chas Smith, gdzie ujął swoje instrumentalne eksperymenty z rozmachem w trzech dużych częściach. Mówimy tu jednak o ludziach normalnych, do których nie zalicza się raczej John Zorn. Nie wiem jakiemu wspomaganiu przypisać nadaktywność tego gościa (co najmniej Vibovit, to pewne), w każdym razie minął dopiero kwartał, a on już zasypuje lub grozi zasypaniem fanów zbędnym plastikiem. Po prostu wyliczę: Masada Book Two: Malphas Book Of Angels Vol. 3, Moonchild, Filmworks XVII, Filmworks XVIII, John Zorn Jest Pierdolnięty W Mózg Vol. CMVXXII, Part CXVII.

Do najważniejszych zapowiedzi należą Part Two (pierwszy od 25 lat album legendy industrialu Throbbing Gristle), ewentualnie Clan Of Xymox Breaking Point, A Life Without Fear Ekkeharda Ehlersa, Contra Songs solowy Mats Gustafsson oraz Words On The Floor (jego kolaboracja z Yoshimi z Boredoms), Eingya Helios, The Sun Awakens Six Organs Of Admittance, The Headlight Serenade Triosk.

A teraz teleportujemy się do mroczniejszej rzeczywistości. Metal nigdy nie był mocną stroną naszego serwisu i nie zamierzamy w najbliższym czasie nic w tym zakresie zmieniać, przynajmniej dopóki nie znajduje się jeszcze nad nami ziemia zamiast nieba, jak to ma miejsce w drugim świecie – metalowym. W tymże świecie, jak wynika z lektury "Metal Hammera" rocznik 96, zespół The Gathering to bez mała ichniejsze Radiohead. Wywnioskowaliśmy tak z intensywnych doznań niejakiego Bożydara Iwanowa, posługującego się groźnym pseudonimem Iwant, rozpływającego się nad absolutem The Gathering. Dla pana Bożydara dobra wiadomość: nowa płyta Home już wkrótce! Patrząc na Borka stwierdzam jednak, że zarazić entuzjazmem będzie ciężko.

What else? Źli ludzie próbują wmówić nam, że Dante XXI Sepultury nie zachwyca. Norwescy weterani "blacka" Darkthrone powracają z albumem The Cult Is Alive. Klasycy "defu" Cannibal Corpse swoje świeże dokonanie nazwali po prostu Kill. Megadeth nareszcie skompilowali klipy na jednym krążku / kasecie. Umiarkowane pochwały za Come Clarity zbierają czołowi nowocześni heavy-metalowcy In Flames. Goci od paru tygodni cieszą się Symphony For The Devil Type O Negative. Decapitated chwali się za urozmaicenie sekcji.

Z istotniejszych premier niecierpliwie oczekujemy nowego Toola 10,000 Days (ludzie już nabijają się z okładki) oraz Voivod Katorz. O Katorzu czytamy na Interii, że tytuł oznacza "czternaście" (hm, osobiście obstawiałbym starosłowiańskie narzędzie do tortur) oraz że to pierwszy album bez zmarłego gitarzysty, ale mimo wszystko było warto, bo jak mówią muzycy "efekt wysadza z kapci". Ktoś wie czy metale noszą kapcie? Nowe Ministry nosi tytuł Rio Grande Blood, w sklepach niedługo. A całkiem za chwilę Moonspell, Venom i EP-ka Jesu Silver (po samplach wnoszę, że dobre). Dalej Celtic Frost i debiut Mastodon w dużej wytwórni. Na maj zapowiedzieli się Deftones o czym zapomniał Koniu wspomnieć w swoim artykule.

–Michał Zagroba, Kwiecień 2006

PS: Jak ktoś ma ochotę kupić mi box This Heat Out Of Cold Storage to jest bardzo welcome.

BIEŻĄCE
Ekstrakt #5 (10 płyt 2020-2024)
Ekstrakt #4 (2024)