SPECJALNE - Rubryka
Playlist: Rezerwa: Wrzesień 2010
21 października 2010
Wrześniowy zestaw hitów z dalszej półki w opiniach Kamila Babacza, Kacpra Bartosiaka, Borysa Dejnarowicza i Ryszarda Gawrońskiego.

KB [7.5]: Ewidentnie nic nowego, ale tak jak w przypadku "Salty Air", "Neu Chicago" wydaje mi się nieco bardziej chwytliwe od znanych utworów swoich poprzedników i ostatecznie z łatwością wskakuje na repeat, gdzie pozostaje na parę niemęczących odsłuchów. Bardzo podoba mi się też to małe efekciarstwo dokonane na wokalach w refrenie i w narracji utworu – budowanie nastroju, momenty spokoju po osiągnięciu swojego szczytowego momentu i jego nagły powrót w ostatniej części utworu.
KFB [7.5]: Coraz mocniej zaczynam się jarać tym japońskim podejściem do chillwave'u a kawałki takie jak ten w zupełności potwierdzają, że jest czym. Pod względem wrażliwości i umiejętności operowania klimatem – jak najbardziej moja liga. Chciałbym wyróżnić jakiś poszczególny aspekt w tym numerze, ale praktycznie wszystko w równym stopniu mi tu smakuje i tylko z wrodzonej przezorności powstrzymuję się od dania ósemki. Way to go, Clive!
BD [6.0]: Nagle znalazłem się we śnie. Na egzotycznej wyspie, u schyłku lata, w świetle pomarańczowej łuny słońca, grupa tubylców w koszulkach w palemki i w białych butach rozstawiła na plaży sprzęt i wykonuje swój ciepły, wakacyjny, tulący hymn. Fale morskie szumią do rytmu. Niech ktoś mnie uszczypnie.
RG [8.5]: Teoretycznie można przyjąć, że ten Clive Tanaka to jakaś koszmarnie rozmaślona i jeszcze bardziej nudna muzyka, bo teraz falowo wszyscy rzygamy rozmarzonymi pocztówkami z plaży, ale tak jak El Guincho wprowadza do rejonu niby-epigonów Animalów swój własny bardziej tropikalny haczyk, tak Clive Tanaka i jego orkiestra dorzuca do wynudzonej puli skojarzeń około-chillwave’owych swoje mocarne disco funki i DJ Hemingwaya. Jestem zachwycony gościem, zdanie mi wyszło koszmarnie-głupio-długie, więc tylko dodam, że ten projekt jest tak oldskulowy, że wydał się na kasecie, a skojarzenie z El Guincho to tylko dlatego, że się nazywają po hiszpańsku.

KB [7.5]: Pomyślałem o "Grip Like A Vice" The Go! Team i o tym, że zawsze myślałem wtedy o Junior Senior, bo patent w "Danse CHOLERA ALE RZĄDZĄ TE CIĘTE REPETYCJE Pop" jest trochę podobny i po tym wszystkim nie wiadomo, czy to hołd dla dance-popu, czy jego parodia, czy może jedno drugiego OH YEAH SKACZEMY NA JEDNEJ NODZE nie wyklucza. Czy wolałbym "Dance Pop" produkcyjnie gładki, czy jego "złamanie" nie zagraża PARTY PARTY PARTY PARTY HAAARD GOOO WIIILD jednak jakości hooków i w ten sposób pokazuje swoją własną jakość? Czyli: nigdy nie ufałem lo-fi (nabijacie się, chcecie być PATRZCIE JAK TAŃCZĘ NA GŁOWIE ultraoryginalni, czy nie umiecie grać), ale zawsze mnie TAK TO JA RZUCIŁEM W CIEBIE TORTEM kręciło.
KFB [6.5]: Takich rzeczy po Olde English Spelling Bee jeszcze miesiąc temu w ogóle bym się nie spodziewał, ale teraz to zupełnie przestaje mnie to dziwić. "Danse Pop" to generalnie bardzo sympatyczny kawałek, ale z całego pakietu nowych piosenek Greatest Hits najbardziej podoba mi się imprezowe "Stop And Go". Czekamy na jakieś większe wydawnictwo, więc?
BD [6.5]: Znakomita nazwa projektu. OESB = spoko chłopaki, w kilka miesięcy zyskali spory cred na dzielni. Tak właśnie brzmi dla ciebie dyskoteka jeżeli wziąłeś dużo narkotyków i jesteś Arielem Pinkiem. "Pink pigułka gra..." i tak dalej.
RG [7.5]: Jakby "Danse Pop" miało świecić i błyskać zamiast grać to bym ze szczęścia dostał epilepsji, SERIO.

KB [6.5]: Jak to jest, że kiedy nie trzeba nic robić, jesteś pełen energii (wakacje), a kiedy trzeba robić cokolwiek, to masz jej tyle, żeby zawinąć się w kołdrę i oglądać seriale całymi sezonami albo słuchać zespołów całymi dyskografiami (jesień-zima). I chociaż nawet lubię takie nastroje, to nie za wiele mam czasu, żeby im ulegać, a przez to jestem nieszczęśliwy, więc tęsknie za czasem, w którym nie miałem najmniejszej ochoty tego robić. Przede wszystkim wiadomo, że jak nie urok, to sraczka, ale SUMMER FUCKIN ROCKS. Więc jeśli nawet takich utworów było już TROCHĘ, to weź tu nie ciesz ryja.
KFB [7.5]: "Siema ziom, no siedzimy tu z chłopakami na plaży, właśnie wpadł Palomo z browarami i rozkręca impre. Fajnie jest, słońce świeci a ile lasek w bikini to kurdeeeee. Co? No proste że wbijaj, posłuchaj co tu się dzieje w ogóle: "
BD [6.5]: No zaraz, ale ja przecież znam ten świetny kawałek. O co cho?
RG [7.0]: Kiedyś widziałem ich teledysk, gdzie była słodka dziewczyna w zwiewnej sukience z trampkami na plaży. Teraz jak słucham Miami Horror to mi się ten obraz zawsze przypomina i jest kozacko.

KB [6.0]: Wstęp przypomniał mi "No Static" Bottina, który po jakimś czasie lubiłem znacznie bardziej, niż wskazywała na to ocena z którejś rezerwy, a tego typu linie basu to dla fana debiutu Madonny zalety oczywiste. Może lekko nudne, ale niebywale stylowe i udane produkcyjnie – to bardziej taki dopełniacz udanego setu, niż jego najjjaśniejszy punkt, ale to dzięki takim utworom tworzy się jego narracje i pozwala świecić highlightom.
KFB [6.5]: Niepozorny skurczybyk. Subtelne repetycje, ładne motywiki, ale jednak mimo wszystko chyba za bardzo przewidywalne, by się tym mocniej zajarać.
BD [6.0]: Motyw dość prosty, ale seria: piano-gitara-synth-piano-gitara-piano-digibrass – superancka.
RG [7.5]: 

KB [8.0]: Jeszcze nie ma zimy, więc płyt nadal się nie słucha, ale wieczory są już dostatecznie długie, żeby wrzucać do playlist dłuższe utwory, które zamiast narracji opartej na nieoczekiwanych zwrotach akcji, skupiają się na wyrafinowanym, cierpliwym wciąganiu słuchacza, który nieoczekiwania wpada w potrzask. Mistrzostwo takich gierek.
KFB [6.0]: Fajne hałsiwo do którego pewnie prędko nie wrócę, ot takie "granie na jedno przesłuchanie". Ma swój urok, żeby nie było.
BD [5.0]: Dochodzi szósta rano, na parkiecie szamoczą się w alkoholowym zamroczeniu i seksualnym niespełnieniu ostatnie niedobitki. Barman sprząta resztki rozbitych szklanek i zmywa z podłogi lepkie pozostałości rozlanych trunków. Minuty przeciągają się jak guma arabska. Boli mnie głowa, zasypiam na stojąco, mój organizm błaga o sen. Jeszcze tylko kwadrans i zapalimy światła, a z głośników poleci SFA z jakże adekwatnym refrenem: "Musisz tolerować tych wszystkich ludzi, których nie znosisz".
RG [7.0]: Ej, bo to jest tak, że zawsze jak dostaję taki kawałek do opisania to zaczynam imaginacje na temat syntetycznie czystych białych barów z przesiadującymi biznesmenami na pierwszym planie i myślę, że odkryłem Amerykę. I uwielbiam ten obrazek (mimo że zobaczę go tylko na jakimś filmie sci-fi) tak jak utwory w stylu "Holy Love".

KB [6.0]: Klimat zawsze spoko, syntezatory to ciężka broń, ale już niezbyt rozpoznawalne na tle podobnych – można obrażać się na banał (nazwa zespołu/tytuł), tylko że razem należymy do kościoła wyznawców niekończącego się lata i nie mam zamiaru krytykować współwyznawców.
KFB [6.5]: Podobno ci młodzi wilcy inspirują się sophisti-popem i r'n'b, ale chciałbym usłyszeć to w większym stopniu, bo po tej sympatycznej pioseneczce ciężko wyciągać daleko idące wnioski. Ale młodzi są, wyrobią się.
BD [5.5]: Zauważalnie udana fuzja shuffle'owych przeszkadzajek z post-prinsowskim digi-dance'm i szczyptą (wybaczcie) chillwave'u. Jednocześnie włosów z głowy nie urywa.
RG [7.0]: Kiedyś usłyszałem teorię, że jak są klawisze/synthy i do tego pan śpiewa miękkim głosem, to chłopaki na Porcysie na pewno polubią. Głupio, że muszę się przyznać do identyfikowania z jakąś grupą, ale trochę w tym racji w kontekście "1985".

KB [6.0]: Jakieś koła się zataczają: Bundick słuchał J Dilli, gość od Washed Out Bundicka, a DJ Nate "A Milli". Porządne.
KFB [6.5]: Ja Wam o juke nie powiem nic ciekawego, odsyłam raczej do Kamila. Sama muzyka raczej nie trafi do mojego serca, ale w "Ima Burn Him" pojawiają się cokolwiek ciekawe hip-hopowe konotacje, więc trochę czuję się kupiony. Chętnie sprawdzę EP-kę typa, bo na dzielni mówią, że wypada.
BD [6.5]: Dobre! Lepsze to ładowanie broni w mostku niż tanie i oczywiste wystrzały w "Paper Planes". Jako się rzekło, w rejonach post-dub-step-experimental-bass-owych dzieją się dziś chore i wkręcające rzeczy, zaiste.
RG [5.0]: Nie rozumiem nie rozumiem nie rozumiem nie rozumiem nie rozumiem nie rozumiem nie rozumiem nie rozumiem takiej muzyki. Serio, że "Imma Be"? Wybaczcie, nie rozumiem.

KB [6.5]: "American Boy Pt 2" – Estelle śpiewa praktycznie w ten sam sposób, beat też idzie podobną drogą, choć akcent z fajnych klawiszowych akordów przesunięto na miłe brzdąkanie miękkiego basu. Raper lepszy, ale utwór słabszy nieznacznie.
KFB [6.0]: To wyświechtane i czerstwe stwierdzenie, ale gdyby takie piosenki regularnie leciały w radiu, to chyba zacząłbym go wreszcie słuchać. Nieangażujące, na swój sposób trochę staromodne, "podoba mie sie".
BD [4.0]: Fajne, ale tak bardzo przypomina mi "American Boy", że nie mogę potraktować tego jak osobny kawałek. W sensie modulacje pozwalają mi odśpiewać mi na tym całe "American Boy" bez dysonansu, więc chyba trochę przegięcie. Nawet zabawne miny Nasa w klipie nie zmieniają końcowego wrażenia.
RG [6.5]: Nie śledzę mainstreamu jakoś intensywne, ale Estelle zdarzyło się przebić parę razy do bazy głównej Gawrońskich i kurde, zawsze jakoś budziło to moją sympatię. Może to jej głos, pewnie to jej głos! (Napisałem to, po czym w jutubie na pierwszym miejscu wyskoczył jej duet z Davidem Guetta, ja pierdolę.)

KB [7.0]: Ten jeden mi się naprawdę podoba, nawet jeśli nie wciąga mnie tak jak utwory Jokera, oczywiście przywoływanego tutaj nie bez powodu, choć fajnie też wypada pociągnięcie utworu w energiczniejszą, bardziej 2-stepową formę, przez co to taka wypadkowa Jokera i Ikoniki, na co wskazuje "8bitowosć".
KFB [5.5]: O, dubstep. Ale nie taki bardziej "techniczny", jakim zwykliśmy się jarać na Porc, tylko taki z potencjałem do wiksy, którą pamiętam z poranków na Offie. Budzi dobre skojarzenia, ale nie grzeje.
BD [4.5]: Pomysł na film. Bohater czyta rubrykę "Urbanizer". Wszystko wybucha.
RG [6.0]: Tego też nie rozumiem, ale przynajmniej nikt nie krzyczy, że mnie spali.

KB [5.5]: Wakacje, fajnie.
KFB [7.0]: Znowu płaczemy po wakacjach w dzisiejszej rezerwie, ale kiedy odciąć pępowinę jak nie teraz, skoro za oknem temperatury niebezpiecznie zaczynają zbliżać się do zera... A sam kawałek niejako tradycyjnie atakuje nas wspomnieniami o 80s i kto wie, czy za rok płyty Summer Camp nie będą na półkach w Empikach, podążając śladem Hurts, których też tu swego czasu wyhaczyliśmy. Są pewne szanse, nie powiem, bo chwytliwe to ich granie.
BD [4.0]: Jezu, nie wszystko jest balearyczne. Just don't say the word. Klawisze zakoszone od środkowego Eno i suche cięcia bębnów plus odrobina "bezpretensjonalnego" indie(folk)popu, którego nie cierpię bo mnie irytuje. Bilans? "Wykiwaliśmy was, bo wcale nie jesteśmy Szwedami".
RG [5.5]: Jakby wyjąć te dźwięki z wody to by się z czymś oczywistym to kojarzyło, ale wciąż nie mogę sobie przypomnieć z czym. Ale słuchałem tego wiele razy, łącznie z muzyką innych zainspirowanych tym też.