SPECJALNE - Rubryka

Playlist: Rezerwa: Marzec 2009

17 kwietnia 2009



Jako, że jak zawsze ''Nie ma czasu na refren, nie ma czasu na zwrotki'' to bez zbędnych ceregieli przystępujemy do marcowej rezerwy. Dziś kominiary założyli dla was: Borys Dejnarowicz, Filip Kekusz, Łukasz Konatowicz i Patryk Mrozek.

Tesla Boy: Spirit Of The Night
[6.625]
[posłuchaj]

BD [7.0]: Ruskie disco dotychczas kojarzyło mi się bardziej z czymś takim. A tu niespodzianka o powabie i potencjale bliższym Jensen Sportag, niż ulubienicy mojej babci, Ałły Pugaczowej. Jestem ostatni do narzekania.

FK [6.0]: Jak znalazł na listę najlepszych tracków lat osiemdziesiątych. A przy okazji pierwszy rosyjski zespół popowy, który nie wygląda jak wycięty z dziecięcej kolorowanki.

ŁK [7.5]: To z Rosji, tak? Nie z Danii, nie ze Szwecji, tak? Trochę przypominają słynny zeszłoroczny singiel Alphabeat, gdyby dorósł i ruszył w noc w miasto. Właśnie zobaczyłem Davida Hasselhoffa wysiadającego z auta. Niemal cudowne.

PM [6.0]: Ja się tu zajawiam Chinatown Wars, a Rosjanie, jak widać, ciągle w Vice City grają. Użytkownik Gonk zapostował: "Nice very 80s nothin wrong with that :)" i jednak trudno się nie zgodzić, bo w odniesieniu do poprzedniego produktu eksportowego nr 1, czyli balearycznego (nie wiem do końca co znaczy to słowo, ale wszyscy go ostatnio używają) "Nowyj God", widać całkiem spory progres narodowej rosyjskiej sceny. Tylko tak dalej!


Andreas Tilliander ft. New Moscow: Caught in a Riot
[6.5]
[zobacz klip]

BD [7.0]: Co ja się...? Starzeję? Że mi się tak ostatnio podobają te rezerwowe single?

FK [7.0]: Tyle tu zmian brzmieniowych, że lekko się gubię, a to ma niecałe cztery minuty raptem. Na początku Osborne, pod koniec rumiankowy Mr. Oizo. Ale oczywiście w odbiorze fajoskich zgrzytów i pisków przeszkadza pedalski wokal. A taki teledysk to na początku liceum zrobiłem z kumplem.

ŁK [5.5]: Klik klik, kotku. Muzyczny ekwiwalent rozgniatania pęcherzyków z folii bąbelkowej, soundtrack do twojej nowej, sterylnej łazienki lub gabinetu dentystycznego. Nudnawe, fakt.

PM [6.5]: Niemiecko-brzmiące elektro całkiem bezduszne po angielsku, takie rzeczy chyba teraz na dyskotekach puszczają. Justus Köhncke spotyka Steve'a Aoki, czy coś w tym stylu. Ujdzie.


Passion Pit: The Reeling
[6.125]
[posłuchaj]

BD [7.0]: O, widzę, że ten Passion Pit to jednak "grubsza produkcja" (pozdro PM i MW). Dobra passa wcale nie skończyła się na świetnym zeszłorocznym singlu i nadal trwa. Niby wciąż "indje" dyskoteka dla wymagających snobów, ale coś świeżego w tym jest, zaiste.

FK [6.0]: Mimo iż mostek "The Reeling" stanowi parodię "Sleepyhead", to i tak to electro-indie-futuro fajniejsze jest niż cała ich zeszłoroczna EP-ka.

ŁK [6.0]: Junior Senior spotykają Juvelena. Potem natykają się na mnie i ja im mówię, że owszem, fajne, ale ZNUDZIŁY MI SIĘ JUŻ TAKIE KAWAŁKI!

PM [5.5]: Nudny kawałek obiecującego zespołu – "Sleepyhead" fajniejszy był.


Lake Heartbeat: Between Dreams
[6.125]
[posłuchaj]

BD [5.5]: Klasyczny przykład "pół-piosenki". Zwrotka jak rasowe Junior Boys, a potem brakuje puenty. Nie każdy zespół jest balearyczny!

FK [5.0]: Lake Heartbeat mają w sumie dwie piosenki. Lepszą można kupić, a gorszą oficjalnie ściągnąć. To jest ta gorsza właśnie. Chociaż jeśli ktoś nad muzykę drogi z dzwoneczkami przekłada wycofaną, wymruczaną kołysankę podszytą tanecznym rytmem na dwa i okazjonalnym udziałem werbli, uzna na odwrót. Jak tam sobie chcecie.

ŁK [6.5]: Uroczo kołyszący nokturn. Skandynawska inwazja elektro - popu nie może się skończyć. Oni w refrenie przywołują Josepha Conrada? Hahaha.

PM [7.5]: Włączam stream i słyszę kolejny przejaw post-Junior Boysowego elektro "z duszą"; do tego stopnia, iż nawet brzmienie synthów wypełniających tło zaczerpnięto bez ogródek z wiadomej płyty. Zaczyna się jednak tanecznym bicikiem w stylu Dinosaur L i dziarski feel nie opuszcza utworu aż do końca, a melodie poszczególnych instrumentów też nie pozostawiają wiele do życzenia. Operowanie klimatem na piątkę z plusem, miodne miodne hooki i nostalgia za odległą galaktyką circa dwa tysiące cztery.


Röyksopp ft Robyn: The Girl and The Robot
[6.125]
[posłuchaj]

BD [5.0]: Kawałek w sumie drętwy, ale ja tam mam słabość do Robyn.

FK [5.5]: Ograne dyskotekowe patenty ratuje tu nieco Robyn i jej chórki, i może pompa aranżacyjna pod koniec. Ale no... na etapie Melody A.M. Röyksopp mieli taki sympatyczny, nieinwazyjny, oryginalny styl. A potem jakby zrezygnowali.

ŁK [7.0]: Kocham Robyn, lubię Röyksopp, bardzo podoba mi się ten singiel. Dlaczego Skandynawia tak rządzi naszą Rezerwą?

PM [7.0]: Skandynawski anty-minimalizm house'owy, czyli zarówno Robyn jak i Röyksopp rozdmuchani do granic (nie)przyzwoitości. Nigdy jeszcze nie była ta trójka tak blisko wyskoczenia z głośników i choćby za to należy się szacunek.


Bat For Lashes: Daniel
[6.0]
[zobacz klip]

BD [6.0]: "Oj tam, oj tam".

FK [4.5]: Średnio pomysłowa jest Natasha Khan, ale nadrabia klimatem. Dla koneserów. Reszta i tak wie, co usłyszy.

ŁK [6.5]: Proszę bardzo, tutaj są zalążki jakiejś świetności. Kto nie kocha Kate Bush nie ma serca, sprawa wiadoma. Gdyby Bat bardziej zaszalała, to mógłby być genialny singiel. Ale, że tu wszystko takie równe i przewidywalne to jest tylko spoko.

PM [7.0]: Znowu ciekawy teledysk i kolejny raz podoba mi się kawałek siostry King Khana; ok, prawie, nazwiska się zgadzają (skumajcie także fotkę Natashy na Wikipedii). Ociupinkę niżej niż "What's A Girl To Do" jak dla mnie, mimo że trochę nierówny przydział hooków na osi zwrotka – refren (jeśli można robić sprawę z nierówności trzech czterdziestu sześć); bardzo pozytywnie i tak.


Reflection Eternal: Internet Connection
[5.5]
[posłuchaj]

BD [6.5]: Tytułowy wordplay nieco dziecinny, a podkład mało chwytliwy, ale lubię Kweliego i co mi pan zrobi?

FK [4.0]: Imprezowe Stones Throw w wersji demo oraz dla ubogich.

ŁK [6.0]: Wreszcie jakiś rap o życiu! Twitter, yeah, I see you!

PM [5.5]: Już przy okazji podsumowania 2000-2004 zdałem sobie sprawę, że z całego Porcys postaci Taliba doznaję prawdopodobnie najmniej. Same old, same old: nawijka nie wciąga, refren wręcz denerwuje. Aha, fajny bas.


The Juan Maclean: One Day
[5.25]
[zobacz klip]

BD [4.5]: Imho ten track mógłby wyjść w 2005 roku i nikt by go nie uznał za nic sensacyjnego. W takiej "muzie" to szmat czasu, co? Electro-house'owy chłód przeżywał już swoje pięć minut i osobiście nie potrzebuję powrotu do tej, nieszczególnie "mojej" estetyki, nawet przy odpowiednio zaakcentowanej (refren) dozie popu. "Z bogiem" (postać czerstwości tego powiedzenia rodem z klas 1-3).

FK [7.5]: Maclean mistrz. Klimat spreparowany przez nawarstwiające się zimne motywy i śliczną Azjatkę o wokalu, który gdzieś tam rodzi skojarzenia z Ace Of Base (lato idzie), sprawiają, że angażuję się w zarysowane tutaj problemy i bardzo chciałbym, żeby ta historia skończyła się szczęśliwie. Wzruszające. I tak świetne single Macleana z Less Than Human prezentują się przy tym niczym uczniowska wprawka.

ŁK [6.0]: Tym razem trochę jak "Human League" (melodeklamacja Johna!). Nie jest to tak wspaniałe jak Happy House, ale i tak czekam na nowy album.

PM [3.0]: Nie rozpoznaję w tym nudnym ochłapie pretensjonalnej techniawy (do czego to doszło, tak nawiasem mówiąc) autora Less Than Human, jednej z najfajowszych pozycji wyrafinowanego elektro dwa tysiące pięć. Punkt za hook refrenu, ale to tyle.


Keri Hilson ft. Kanye West & Ne-Yo: Knock You Down
[4.375]
[zobacz klip]

BD [4.0]: Od lat mówię, że Keri ma świetny głos, ale ten numer to (zręcznie przeprowadzona) parodia. Spójrzcie na Kanye w klipie. Rozumiem, że to żart z samego siebie?

FK [2.0]: Po pierwsze nie rozumiem o co chodzi z tym całym Ne-Yo. Słucham i nie rozumiem. No mostek z taką rytmiką słyszałem w czterdziestu siedmiu innych kawałkach. Po drugie z Keri Hilson nic nie zostanie, jeśli po dwóch genialnych ficzurach u Timbalanda produkuje się w coraz gorszych singlach. Tutaj na przykład nędza pierdzącego refrenu podkreśla tylko nędzę przekazu. Hilson przemienia się w totalny nieużytek, który nawet nie potrafi dobrze tańczyć.

ŁK [5.0]: Ja już kocham Kanyego dużo mniej niż on sam. Zapamiętałem, że coś tam Michael Jackson i Joe Jackson i że refren przywołuje "Never Let Me Down" (2004). Znośne, długawe.

PM [6.5]: Najbardziej podnoszący na duchu kawałek w zestawieniu, cieplutkie r'n'b łączące w sobie klimat bożonarodzeniowych reklam Coca-Coli i spring break na Florydzie z Willem Smithem; coś, czego nawet Kanye ze swoim pseudo-rymowaniem nie jest w stanie zepsuć.


Placebo: Battle For The Sun
[0.875]
[posłuchaj]

BD [0.5]: OMG WTF ROTFL. Naprawdę, różnych rzeczy mogłem się spodziewać po tej "ostrzejszej kapelce Plejsibo", ale nie, że będą jeszcze coś wydawać. A już totalnie wprawili mnie w osłupienie epickim gotyckim singlem, który w praktyce zawiera wszystko, czego nie znoszę w muzyce, jeśli nie w świecie. Koniu postulował, że 0.0 to rodzaj wyjątkowego wyróżnienia za "breaking new ground for terrible". I tylko dzięki tej sugestii zmieniłem pierwotną, intuicyjną notę.

FK [1.0]: Nie trzeba słuchać. Wystarczy spojrzeć na ułożenie tekstu, żeby dostrzec, że to nie mogło się udać.

ŁK [1.0]: Nie mogę uwierzyć, że właśnie wysłuchałem trwającego ponad pięć i pół minuty singla Placebo. Dzięki Porcys, dzięki za zepsucie mi dnia. Wielki kawał gównianego alt - rocka, ze smykami jak z Evanscence albo filmu Michaela Baya w końcówce. Mam szczerą nadzieję, że skończą na jakimś wspominkowym festiwalu w Kołobrzegu, wraz z innymi uwielbianymi u nas kuriozami w rodzaju Archive. A to kiedyś był taki... średni zespół.

PM [1.0]: Jejku nic mi się ostatnio nie podoba, nawet Placebo :*(

BIEŻĄCE
Ekstrakt #5 (10 płyt 2020-2024)
Ekstrakt #4 (2024)