SPECJALNE - Rubryka
Playlist Rezerwa: Luty 2009
15 marca 2009
W końcu znaleźliśmy antidotum na bezwzględność grafiku. Teraz już żaden wart uwagi singiel nam nie umknie, a wszystko dzięki nowej rubryce, zainspirowanej ś.p. Stylus Jukebox, w której co miesiąc będziemy omawiać po dziesięć nie mieszczących się w grafiku utworów. Od dziś Porcys staje się absolutnym liderem w kontrolowaniu popu w Polsce; pozdrawiamy siebie. Jeszcze jedno, kawałki z lutego skomentują dla was: Kamil Babacz, Borys Dejnarowicz, Łukasz Konatowicz i Piotr Piechota. Miłego czytania.

KB [6.5]: Dopiero w połączeniu z teledyskiem, czyli jako soundtrack do UFO rejestrowanych na VCR, ten kawałek zrobił na mnie naprawdę duże wrażenie. Lekko nużący, ale chwytliwy numer kolejnego gracza neo-italo – połączenie fajnego basu z kosmicznymi synthami znowu świetnie się sprawdza, a wrażeń dopełnia fajny wokalny sampel i break koło 3 minuty.
BD [7.5]: Nie lubię zapeszać, bo wszyscy pamiętamy co było z poprzednimi rewelacjami z tej wytwórni – namieszały singlami, a potem trochę rozczarowały longplayami. (Powiedziałem "trochę".) Ale ten kawałek mi się bardzo podoba i zdradza spore szanse na przyszłość, natomiast "czy się uda, to nie wiem".
ŁK [8.5]: Daaajcie spoookój, nie wszystko jest "balearyczne". Beach House? Yellow House? Eee tam – tylko house! Singiel kwartału?
PP [7.0]: Minimalny, funk-house’owy podkład rozgrzewany przez syntetyczno-kosmiczne klawisze. I dobrze, bo potrzeba nam takiej relaksującej, delikatnej muzyki, na nocne wracanie z dyskoteki.

KB [7.5]: Hej, jaki to niepozorny kawałek. Kompletnie go nie doceniłem, tym bardziej, że odsłuchiwałem na TyTubo, a tam bez trybu HQ nie potrafię doznać. Początkowo było dla mnie nieco zbyt minimalistycznie, tym bardziej, że lubię, gdy głos Ciary otaczają bogate, chłodne podkłady i dopiero wersja instrumentalna wyjawiła mi drobne smaczki, jakie skrył tu Justin z ekipą The Y's. Za to a cappella, pomijając kolejne zachwyty nad wokalem Princess Harris, położyła mnie melodią. No co, każdy czasem głuchnie. Ani Ciara, ani Justin nie sięgają tu swoich szczytów, ale i tak jest szansa na jeden z najlepszych hitów od dawna.
BD [7.0]: Głupio mi teraz wypowiadać się publicznie o Ciarze, "po tym co się stało" w feature o wokalistkach, mam na myśli tamte pijackie wybryki... Okej, żarty na bok. Równie obiecujące co zeszłoroczny singiel z nadchodzącego krążka, a nawet górujące dwutaktowym migdałowym mostkiem. W ogóle ten mostek, pierwsze trzy akordy, zawijas wokalu, skąd ja to znam... Ten punkt akurat jakoś zniknął mi z pamięci...
ŁK [8.0]: Ktoś pamięta normalne r'n'b? Takie kawałki jak ten to kompletne szaleństwo – panie i panowie, przedstawiam math'n'b. Miłość, seks, magia, gorący koks w twoim organizmie, światło stroboskopu, miękka kanapa, ten moment melanżu, kiedy orientujesz się, że nie wiesz co robiłeś przez ostatnią godzinę (i gdzie się wszyscy podziali), ALE CO ZA ZAJAWKA a oświetlenie pokoju jest bardzo miodowe – to niektóre z rzeczy, który przywołuje na myśl ta piosenka. Niebezpieczne.
PP [6.5]: Bez niespodzianki. Możni współczesnego świata rozrywki nie zawodzą swych kibiców, grając z pełnym zaangażowaniem i lekkością. Ja jednak wolę dopingować zespoły, na które tata zabierał mnie jako dziecko.

KB [7.0]: Here comes the sun, it’s alright. Trochę jak z "Unforgettable Season" Cut Copy – wsiadasz do samochodu i jedziesz – z Nowego Jorku aż do Teksasu.
BD [5.5]: Stany, pierwsza połowa lat dziewięćdziesiątych. "Hallo, Disney? Tu Joan Osborne. Co gdybym zrobiła płytę ostrzejszą, gitarową, w duchu alternatywnego rocka bardziej?". "No, no, no, please God no. Zrób łagodniejszy materiał i jakąś piosenkę pod kątem masowych rozgłośni. Najlepiej z tekstem o Bogu – liczy się obraz Boga w tym tekście. Obraz Boga".
ŁK [7.5]: Jeśli chodzi o estetykę, to ja tu jestem w siódmym niebie. Obok Pains Of Being Pure At Heart, najfaniejszy gitarowy pop ostatnich miesięcy chyba. Ciepły R.E.M.-owski riff, linia wokalu od Pale Saints, urocze mini-solo. Norweski Kolorofon? Może trochę mało charakteru, ale nie da się przed tym nie otworzyć serca.
PP [7.0]: A więc to jest to indie, o którym wszyscy ostatnio mówią? Przypomina mi taki zespół, którego słuchałem w liceum, Grandaddy. IWAK lepsze nie jest, ale to przyjemne i stylowe "granie".

KB [7.5]: Jeden z kawałków które brzmią sto razy lepiej w nocy, idealne dla osób, które chodzą późno spać, chociaż wcale nie muszą, ale tylko w nocy potrafią naprawdę odpoczywać, mimo świadomości, że rano nie dadzą rady się ogolić i wyjdą z domu z zaklejonymi oczami, do 12 pewnie będą nie do zniesienia, a dopiero po południu zaczną jakoś żyć. Ale w nocy takie piosenki lecą w kółko w nieskończoność, przy nich też idzie się spać.
BD [6.0]: A, to znów ta. Nazwa projektu nadal przypomina te "chill-outowe" składanki skierowane do ludzi, którzy kupują płyty z taką pasją, jak ja papier toaletowy. Swoją drogą, o co chodzi z billboardami radia Chili? Czemu autorom tej reklamy fragment gołego damskiego pośladka i samo słowo "chili" (budzące raczej pikantne echo) kojarzy się z "chill outem"?
ŁK [4.5]: Ja wiem, że jeden członek Studio to produkował, i to jest w zasadzie fajne – fajne motywy, fajne brzmienie. Ale nudne jak nazwa tego projektu. Jakby jeszcze nie było takie długie...
PP [8.5]: Zwycięzcy wczorajszego wydania listy przebojów ("How Did We Forget") także dziś na topie. Głosy słuchaczy zaskarbiają sobie bezbłędną produkcją i chwytającymi za ramię melodiami. Plus wokal Sary Assbring.

KB [7.0]: Refren mnie oczarowuje. Beat cały baunsuje. Tłum ochoczo podskakuje. A Wale nic tu nie psuje (uje uje). Trochę jak lepsze "Roc Boys", więcej się tu... czuje. Ten redaktor mnie żenuje.
BD [6.5]: Pamiętam taki prześmiewczy klip Moby'ego, gdzie złośliwie "kąsał" (buahaha) Eminema i Doktora Dre. Był tam taki mały grzeczny murzynek, podpisany Dr Tre. Absolut... A, ten kawałek – pozytywny rap w duchu Kweliego. Nie ma się do czego przyjebać na dobrą sprawę (może poza usilnym intonowaniem a la Hov, co musi wypaść gorzej od oryginału).
ŁK [7.0]: Czyli "Flashing Lights" to już cytowany klasyk? Nie mam nic przeciwko. Potecjalna repeatowalność bardzo duża, brak dziwnych patentów tym razem, podoba mi się bardziej z każdym przesłuchaniem. Może wreszcie posłucham tego mixtape'u zeszłorocznego... Świetny refren, mimo, że takich refrenów to było w ostatnich latach co Żydów, sami wiecie gdzie.
PP [6.0]: Nie potrafię oceniać kawałków hip-hopowych, chyba za mało raperki w życiu zaznałem. "Nightlife" całkiem mi się podoba, ale nie więcej.

KB [6.0]: Holly Dodson tańczy wokół nieśmiertelnego "I Feel Love". Wolę ją w ckliwszych kawałkach, tym bardziej, że takich numerów ostatnio było naprawdę mnóstwo. Z drugiej strony co z tego, skoro mostek ma dość mocarny.
BD [6.5]: Tę pannę, wokalne skrzyżowanie Kate Bush i Madonny, wolałem nieco w zeszłorocznej odsłonie solowej. Co nie znaczy że słyszałem same lepsze electro-popy w życiu, bo słyszałem też parę gorszych. Brzmi to jak impreza AM Radio, okolice godziny 1:30, tuż przed wyjściem na hot dogi.
ŁK [7.5]: Niebywałe – dobre electro. Gatunek, który absolutnie mi obrzydł przez ostatnie lata, proponując głównie styl bez treści, królujący na słabych imprezach dla dzieciaków z ironicznymi akcesoriami i wypyconymi myspace'ami, obok "I Bet You Look Good On The Dancefloor". Kojarzący się z chujowym hedonizmem, obciąganiem w kiblu, kiepskim lansem, miernymi dj-ami. A może dawno piksów nie brałem... W każdym razie dobra, bardzo dobra piosenka. Ot, super pop.
PP [6.5]: Holly Dodson podoba mi się bardziej w piosenkach nagrywanych pod własnym nazwiskiem. Tutaj w wersji mroczniejszej i zimniejszej, gdzie tylko refren przynosi promienie słońca, za to tego czerwcowego, więc warto posłuchać.

KB [7.0]: "Jaguar XJ220" to była moja ulubiona gra amigowa, jakie tam były kawałki! Ryczę przecież, jak tego słucham, kawał dzieciństwa, a jak dorwałem się do emulatora, to parę dni wyleciało mi z życiorysu. Ten funkowy motyw w "Dandy" pewnie skombinowali na jakimś ProTrackerze.
BD [6.5]: Nie znam gościa, ale czuć tu francuską rękę... O dekadę za późno, choć miłe.
ŁK [7.0]: To jest taka kapela emo, nie? Aaa, to projekt DJ-a Tiesto jednak. Nie? Jednak się okazuje, że to młody artiste Parisien de la scene Electro-Pop. Jako swoje inspiracje podaje The Beatles, David Bowie, Michael Jackson, Justice, Stevie Wonder, The Bird And The Bee, Jamiroquai, Daft Punk, Prince, Queen, Hot Chip, Phoenix, The Bee Gees, Alessi Brothers, Pharrell, America, Lenny Kravitz, Psapp, Air ... (pewnie gdzieś w tej chwili Borys Dejnarowicz dochodzi). Bardzo fajna, ultra wymuskana elektronika na szykowne wieczory.
PP [3.5]: Brakuje czegoś, co by wyróżniło ten kawałek z bezimiennej masy electro-popu zalewającego nas przez radio i telewizje. Serio, w trakcie pięciu minut trwania "Dandy", nie usłyszałem nic wartego wzmianki i skupienia uszu.

KB [6.5]: Warty zanotowania jest przede wszystkim bardzo fajny teledysk, od którego mruga mi cały monitor, ale kawałek też nieźle daje radę. Simian Mobile Disco podlewają electro kwasem, efekt jest co najmniej danceable.
BD [5.0]: "Puree ze smalcem". "Nie ma smalcu, z dżemem są puree!".
ŁK [5.0]: Todd Rundgren już zawsze będzie się pojawiał w rozmaitych zadziwiających kontekstach – ja fantazjuje o dniu, kiedy przeczytam newsa, że produkuje solową płytę Steve'a Albiniego. Simian Mobile Disco nie lubię niestety, mają koncept, żeby robić taneczną muzykę i niewiele po temu talentu. Motywy zapożyczone z lat 90., z czasów jak house nazywali big beat. Swoją drogą, wiadomo, że jak się coś tak nazywa, to ta etykietka próby czasu nie przetrwa.
PP [7.0]: Solidny kawałek muzyki elektronicznej, wybijający się ponad poziom morza za sprawą nietuzinkowego performensu wokalnego Todda Rundgrena. Potrzeba charyzmy, aby wyśpiewać opadające ruchem szachowego konia interwały z taką siłą.

KB [5.5]: Polow Da Don, koleś od takich futurystycznych podkładów jak "Promise" dla Ciary i "Whatever U Like" dla Nicole, jako któraś osoba z rzędu kradnie patent na beat z "A Milli" i jako pierwszemu udaje się mu go przebić, chociaż dwaj nawijający kolesie trochę kładą track, przez co nadal przy hicie Weezy’ego wypada on sucho.
BD [4.0]: Hm, ale po co robić słabsze "A Milli"?
ŁK [6.0]: Wizualizuję sobie alternatywną rzeczywistość, w której zrobiłem prawo jazdy, na południu Stanów robią rap i puszczam ten kawałek w swojej furze w słoneczny dzień, jadąc gdzieś odnieść sukces. Jedna z tych rzeczy zmaterializowała się w naszym kontinuum czasowym. Fajny patent z tym rwanym samplem wokalnym (coraz bardziej pojebane te przeboje chcą teraz robić), poczciwa "dresiarskość" wersów.
PP [5.0]: Ciężkie, oparte na drone'owym basie i monotonnym wokalnym samplu, skręcające w stronę trip-hopu. Doceniam, ale nie zostawiam "na repeacie".

KB [5.0]: Na tle ostatnich dokonań (choć przyznaję się, że raczej nie śledziłem) kawałek wygląda na naprawdę spore osiągnięcie – charakterystyczna (nie do pomylenia z nikim innym) produkcja, marszowy rytm (świetnie się pewnie chodzi z tym na słuchawkach po mieście) i naprawdę nienaganna popowa kompozycja – nabierające siły zwrotki, chwytliwy refren "chant & response" i ładny mostek. Jednak mimo wszystko pozostawia raczej obojętnym.
BD [4.5]: Ktoś mi pokazał jak na forum padło komiczne stwierdzenie, że "Being Boring" jest zbyt subtelne jak na Porcys.com. WTF? Czuję się w znacznym stopniu odpowiedzialny za wykreowanie "linii programowej" serwisu, a przecież "Being Boring" to jedna z moich ulubionych synth-popowych piosenek ever. MZ też raczej PSB nie wzgardzi... Ktoś powie, że niewiele o grupie pisaliśmy, ale o czym mieliśmy w sumie pisać na bieżąco? W 2002 roku koncentrowaliśmy się raczej na przybliżaniu polskiemu czytelnikowi sceny US indie i nie bardzo interesowało nas ogarnianie "muzyki klawiszowej". A dla nudnawego (choć przyzwoitego – to moja prywatna opinia) Fundamental zabrakło miejsca w grafiku recek, więc pozostały wzmianki tu i tu. Kim my niby jesteśmy, żeby obszernie przybliżać średniawe powroty weteranów – pieprzonym AMG?
PS: A tak przy okazji wyjaśniania żenujących insynuacji, to płytę Demarczyk z piosenkami Koniecznego ja osobiście mam od wieeelu lat w trzech wersjach – winylowej i dwóch kompaktowych. Z czym w ogóle do gości? Lepiej się ugryźć w język następnym razem, bo nie mam siły się śmiać.
ŁK [3.0]: Świat potrzebuje nowego klasycznego singla Pet Shop Boys. "Love Etc" nim nie jest. Genialnych singli mają więcej niż ABBA, i w każdym okresie zdarzały się perełki. No ale tu brzmią jakby przez ostatnie lata słyszeli tylko Goldfrapp i Placebo. Refren ze skandowaniem szczególnie boli.
PP [5.5]: Tennant/Lowe podczas ostatniego sprzątania piwnicy natknął się na stare pudło ze szpulami z okresu Very. Powiecie, że nie mam serca, ale ciężko mi się tym wzruszyć.