SPECJALNE - Rubryka
Playlist: Rezerwa: Luty
3 marca 2012
Lutowy zestaw rezerwowy oceniają Ryszard Gawroński, Krzysztof Michalak, Monika Riegel, Wojciech Sawicki.

RG [7.5]: Jedynym dysonansem związanym z "Live Your Life" jest fakt, że jak się wbije hasło "Yuna" do googli to wyskakuje postać jednego z najbardziej pretensjonalnych (jakby istniał jakikolwiek niepretensjonalny) odcinków Final Fantasy. Poza tym mamy zachwycającą odpowiedź na to, co by było jakby pomieszać Feist z jakimś leciutko soulująco-kawowym czilloutem z reklamy i Pharrellem.
KM [6.5]: Pharrell w wersji bedroomowej. Niezła opcja.
MR [5.5]: W Kuala Lumpur trawa pachnie, słońce świeci, Yuna cię kocha, dobrze że jesteś.
WS [8.0]: Ależ zachwycający powrót do bitmejkerskiej formy!

RG [7.0]: Lubię jak disco standarcik dla niewprawionych w temacie uszu (w dalszym ciągu retardowo te wszystkie kawałki wydają mi się podejrzanie podobnie) zamienia się w taką ekstazę.
KM [7.0]: Wszyscy lubimy lajtowe dicho.
MR [6.0]: French touch z przytupem.
WS [7.0]: High five od Braxe'a.

RG [7.0]: Każdy wrażliwy chłopiec poleci na taki rodzaj estetyki, ja wciąż naiwnie się łapię!
KM [6.5]: I nawet na mojej twarzy zagościł uśmiech.
MR [6.5]: Niby taka Laura Veirs, ale zamiast studiowania geologii i filologii mandaryńskiej wzięła się za wolontariat w klinice w Gwatemali i jest bardziej Blondie.
WS [6.5]: Złe dobrego początki.

RG [7.0]: Każda sekunda tego utworu pokazuje, że podsunął go nam Wojtek. Przy okazji możemy "Don't Wait Up" do teczki z dowodami, że nasz naczelny jest najlepszym riserczerem w kraju, więc jest totalnie spoko.
KM [6.0]: Spoko ta Kardashian. Zawsze tak mówiłem.
MR [6.0]: Mój stosunek: przyjazna obojętność z aspiracjami na aprobatę. Orzeźwiający wstęp i miękkie rozwinięcie, ale liczyłam na coś więcej.
WS [7.0]: No jakże mógłbym nie polubić? +0.5 za nazwę.

RG [6.5]: No dobra, goście zdecydowanie powinni remiksować niż sypać originalsami, bo kurde do tych łagodnych brzmień potrzebna mi znana wcześniej melodia. Ale to już pisałem gdzieś przy jakiejś okazji.
KM [6.5]: Lepsze niż się spodziewałem.
MR [6.5]: Patrzcie na Michaela i Tylera, ale się zjarali na twarzy i plecach. Jak się tak długo leży na plaży, to jest się sennym i rozmemłanym. Ale kto by tego nie lubił.
WS [6.0]: Czasem nawet lubię się ponudzić.

RG [5.5]: Szukam jakiejś anegdotki, która by wytłumaczyła, dlaczego z mojej strony od stu lat zachodzi zjawisko zero kumacji dla Saint Etienne, ale nic-nic-nic. To wielkie nic przenosi mi się na odczucia związane z prawie-jakimkolwiek singlem zespołu.
KM [6.5]: Boże, jaki to jest fajny zespół.
MR [4.0]: Tej nocy nic ciekawego się nie dzieje, wolę pospać dłużej.
WS [7.0]: Do czego to doszło, żebym to ja bronił honoru Saint Etienne.

RG [7.5]: Jak słucham tej piosenki to wyobrażam sobie grupę grubasów bawiących się na plaży i "In Decay" jakimś cudem sprawia, że to jest cool.
KM [6.0]: Kotlet odgrzewany, ale całkiem smaczny.
MR [4.0]: Gdzieś między "Papaya Coconut" Dr Albana a "Papaya" Alexandra Marcusa.
WS [5.5]: MGMT na Różowo.

RG [5.0]: Już nie można sobie pokrzyczeć "wow, tam jest chiptune". Tym bardziej nie powinno się zaczynać z "wow, tam są dubstepy", bo to już totalny nieogar. Zostając bez jakichkolwiek zdań-klisz do opisu j-popu zostaje się tylko z wrażeniem, że "The DJ Is Mine" jest trochę zbyt nieskomplikowane.
KM [7.0]: Fajnie ma ten didżej.
MR [4.0]: Odnoszę wrażenie, że JYP był kiedyś bardziej błogosławiony między tymi pięcioma niewiastami, może dlatego, że były młodsze.
WS [5.0]: Ile można?

RG [6.5]: "Black White & Blue" srogo wpada w konwencję kawałka do średnio angażującego radia, ale zupełnie to nie przeszkadza po paru przesłuchaniach.
KM [5.5]: Ciepła bryza miesza się z nieprzyjemnymi powiewami nudy.
MR [3.0]: Kółko graniaste, czterokanciaste, kółko nam się połamało, cztery grosze kosztowało, a my wszyscy bęc. Dawno nie było czegoś tak nieporęcznego.
WS [6.0]: No spoko, też cenię Abbę.

RG [4.5]: "I Fink U Freeky" przenosi mnie w sytuację szkolną: siedzę gdzieś w ławce, rozkminiam i nagle podbija do mnie największy dziwak-chłopiec-do-bicia i mówi, że jestem friki i może pogadamy. Propozycja jest kusząca, bo każdy z nas lubi celować w alternatywę w znajomościach, ale po 15 minutach/pół godzinie/godzinie/pół dnia bycia dla niego friki wszystko staje się kripi. Poza dziwnością przydałaby się jakaś treść.
KM [2.5]: Drażni mnie ten kawałek.
MR [4.5]: Likewise.
WS [3.5]: Zawsze mogło być gorzej.