SPECJALNE - Rubryka

Playlist: Rezerwa: Lipiec-Sierpień 2011

18 września 2011



Co dwa miesiące naraz, to nie jeden. Wakacyjny zestaw rezerwowy oceniają Kamil Babacz, Kacper Bartosiak, Ryszard Gawroński i Krzysztof Michalak.

Artful feat. Kal Levelle: Could Just Be The Bassline (Club Mix)
[7.5]
[posłuchaj]

KB [8.5]: Spotkanie UK Funky i trance'u = miód dla mych dresiarskich uszu. Dodatkowo wielkie plusy za pięknie prowadzoną narrację, natchniony prechorus i bardziej dubowy, totalnie hymnowy refren. Wielki przebój dancefloorów i wspaniały powrót połówki Artful Dodger.

KFB [6.5]: Bardzo interesujące rzeczy dzieją się tu w podkładzie, pochylam czoło z uznaniem. Nie zdziwię się, jeśli numer okaże się być czymś więcej niż tylko mocną środowiskową zajawką.

RG [7.5]: Nie, nie, nie tylko linia basu, wszystko tu jest śliczne!

KM [7.5]: Subtelna wersja vocal trance'u?


Mix Chopin: When I'm With You
[7.375]
[posłuchaj]

KB [7.0]: Uważam Mix Chopina za najciekawszego french house'owego producenta obecnie, ale akurat nie spodziewałem się tego, że jego utwór powędruje w ostatniej minucie w takie rejony. Niestety, wciąż trochę mi brakuje krzty przebojowości w jego produkcjach.

KFB [8.0]: Następny potencjalny wunderkind? W wieku 19 lat mieć tak doskonałe wyczucie kompozycyjne... Ktoś tu odsadził konkurencję na dobry kilometr.

RG [7.0]: Takie rzeczy mogłyby wychodzić z okazji roku chopinowskiego: nie byłoby afer z bluźniącymi filarami narodu, tylko pełne densflory.

KM [7.5]: Coś czuję, że redaktor Babacz doznaje. Nie zdziwiłbym się. Ciekawe, co mógł napisać o tym kawałku? Obstawiam, że w jego notce pojawiło się sformułowanie w stylu 'mam słabość do tak pościnanych wokali', na pewno napisał też coś o ultraprzyjemnym bicie, odsyłającym trochę do początków poprzedniej dekady, basie i tej rozmontowującej wszystko końcówce. Jeśli tak, to zgadzam się z redaktorem Babaczem.


Fam-Lay: Beach Cruiser
[7.375]
[zobacz klip]

KB [7.5]: Nie będę pierdolił: wyobraziłem sobie, co się może dziać w klubie przy tym kawałku. Beat mi się podoba bardziej niż większość rzeczy ostatnio.

KFB [6.5]: Chad Hugo piłby Frugo. I zagryzał solidnym chlebem razowym.

RG [7.5]: O, cześć Neptunesie, dajesz tutaj radę jak mało kto, a goście od "Purple Swag" powinni Ci się przyjrzeć, by zobaczyć jak się reaguje na zmiany w grze.

KM [8.0]: POSTAĆ tego podkładu. To rap młodych ludzi, a beatmaker-weteran podąża dwa kroki dalej wytyczoną przed laty ścieżką. Dobrze się czuję w świecie przedstawionym.


Kingdom feat. Naomi Allen: Take Me
[7.25]
[posłuchaj]

KB [9.0]: Naomi Allen jest laską z Electrik Red. To już wystarczy na pierwsze wow, tym bardziej, że utwór brzmi jak zrobiony dla wyidealizowanej Kelis. Jej imię nie bez powodu tutaj wymieniam, bo inspirację Neptunes czuć na kilometr. Co więcej, jest to chyba najbardziej efektownie wyewoluowana synteza stylów Neptunes i Timbalanda z dodatkiem crunku, jaką słyszałem. Powrót do złotych lat r&b i z jednej strony szansa na jego ratunek, a z drugiej raczej eksperymentalne rozciągniecie konceptu i zaskakujący krok w awangardę. Nie wydaje mi się, żeby to się już wydarzyło.

KFB [6.5]: Gdzie dubstepowy producent zaprasza gościówę z Elektrik Red, tam musi wyjść coś interesującego.

RG [6.5]: Mówcie na mnie parszywy prostak, ale wszystkim Night Slugsom potrzebne są takie babki jak Naomi Allen na wokale.

KM [7.0]: Bardzo chciałbym, żeby podobało mi się bardziej, ale po inicjalnej fascynacji przychodzi moment znużenia. Choć Kelis na majku to fajnie dała.


Ronika: In The City
[7.25]
[zobacz klip]

KB [7.5]: Moim zdaniem jej najlepszy utwór dotychczas, choć raczej ewidentny album track, niż singiel (refrenowi nieco brakuje porządnego hooka). W tej chwili wypatruję płyty jak pojebany.

KFB [7.5]: Nadzieja popu nie zwalnia tempa, z niecierpliwością czekam na coś większego. Kolejny singiel, kolejne trafienie, oby tak dalej.

RG [6.5]:Zgrabne!

KM [7.5]: Kolejny odcinek vintage'owego popu p. Roniki. Wypada zacytować Konia z lipcowej playlisty: "Dziewczyna powinna być gwiazdą – przyłączajcie się do triumfalnego pochodu albo uciekajcie z drogi!".


Kido Yoji: Call A Romance
[7.125]
[posłuchaj]

KB [8.0]: Gość jest ultrafajny, bo najpierw pomyślałem sobie, że już mam dość tych wszystkich nu-disco wygładzonych piosenek z klawiszowymi progresjami i moogowymi basami, których pełno na moich imprezach, a za chwilę mnie rozbroił bogactwem refrenu przy jednoczesnej zadziwiającej oszczędności środków. Pamiętam, że już jego wczesne utwory brzmiały prosto, by nie powiedzieć, że wręcz nieco ubogo na tle podobnie grających ludzi, a tu nagle ta oszczędność, z której umie wykrzesać bogactwo staje się jego znakiem rozpoznawczym i atutem. Coś jak z Herbertem: zawsze miałem problem z zaakceptowaniem tego, że jego muzykę określa się mianem microhouse'u, bo przecież tyle się tam dzieje – dopiero głębsza analiza zwraca uwagę na składające wszystko pojedyncze dźwięki. Poza tym, że Max Tundra gra wczesną Madonnę.

KFB [7.0]: Jest coś uroczo niedzisiejszego w tym wałku. Nie wykluczam, że to nowy Tanaka "albo i lepiej".

RG [6.5]: "Call A Romance" przypomina mi te wszystkie letnie piosenki, przy których sobie wyobrażam lekkie, senne obrazki, komponuję soundtracki i układam różne korzystne sceny. Może za dziesiątym przesłuchaniem (zapowiada się) i ta piosenka da sobie radę w takich sytuacjach.

KM [7.0]: To w Japonii też tak grają? No fajne!


Nine Muses: Figaro
[7.0]
[zobacz klip]

KB [7.5]: Chociaż nic nie łączy tego utworu z gwiazdami Nakaty i Towy Tei, to i tak jest on warty uwagi. Moje skojarzenia lecą w kierunki wczesnej Aguilery, bo z jednej strony to głośny, programowany pop, a z drugiej strony "Come On Over Baby" zawsze kojarzyło mi się z jakimiś musicalami i broadwayem. Swoją drogą modulacja po mostku (z fajnym zresztą basem) = tak czysta Eurowizja, że aż zawyża mi ocenę.

KFB [7.5]: Bardziej chwytliwy refren i byłby jeden z moich singli roku (niewykluczone, że i tak będzie). Rewelacyjnie pocinają te akordy chwilami, nie sposób usiedzieć. Patrzę wam na ręce dziewczyny i czekam na więcej.

RG [6.0]: Jak obczajam kolejną rewelację od Wojtka z Azji, to jednak wolę jak mi w głowie bardziej od tego chrupie.

KM [7.0]: Ha, pamiętacie HyunĘ? To jej macierzysty zespół oraz ich krezusowy dance-pop. Tu cegiełka, tam cegiełka, tu cukierek, a tam trochę nowych technologii i już kumamy, na czym opiera się potęga Korei.




Mario Basanov feat. Miss Bee: Just Think About
[6.75]
[posłuchaj]

KB [7.5]: Para wyrosła na moich ulubieńców w dziedzinie nu-disco/deep house do drogich klubów dla bogatych ludzi. Nie ma tego momentu zachwytu, co w refrenie "Feel It Burn", ale zaczynam myśleć, że warto znowu zacząć chodzić na imprezy, by mieć nadzieję, że taki track tam usłyszę. Na razie jednak nie jestem bogaty.

KFB [7.0]: Czyżby casus Maxa i Kathy Diamond? Jakby nie patrzeć, to litewski producent zarzucił tak zacnie skrojoną porcją nu-disco, że siedzę tu i klaszczę wszystkimi kończynami.

RG [5.5]: Minęło parę miesięcy, podczas których Mario Basanov wykombinował taką samą piosenkę co ostatnio, a Miss Bee nadal udawała Róisín.

KM [7.0]: Ojojoj, klęska urodzaju - mało brakowało, bym przegapił ten milutki housik od Litwina, kwitując go przymiotnikiem 'milutki'. Ech, coś mi nie gra, coś sie nie składa. Nieważne, milutki ten housik.


Running In The Fog: Sleep Easy
[6.625]
[zobacz klip]

KB [5.0]: Pulsary-wiertary fajne w ramach ciekawostki, ale całość jara mnie najmniej w zestawie, a nawet nieco irytuje.

KFB [7.5]: Możliwe, że w recenzji płyty popuściłem wodze fantazji, ale ktoś mi się dziwi? Przecież to jest prawdziwie fascynujące, nie potrafię (albo nie chcę) zamykać tego w obrębie istniejących już kategorii. Szkoda zdrowia, "don’t try to understand, just experience!"

RG [6.5]: Żadne sleep, tym bardziej easy – to jest najbardziej intensywna rzecz w tym zestawieniu. Przy tym sonicznym ataku trochę jednak brakuje paru punktów zaczepnych, więc nadal siedzimy w rejonach numer sześć.

KM [7.5]: Dobra, te natchnione wokale serio sprawiają, że czuję się niepewnie w swoim pokoju. Neurozy dopełnia wykoślawiony bit, który pod koniec zwielokrotnia swoją koszmarność niczym w sali luster podrzędnego lunaparku. Wstrząsające.


Polyester The Saint: The El Co
[6.625]
[zobacz klip]

KB [6.5]: "Ja szukaam teegoo haajsuu dziś, jaa szukaaam teeegooo hajsuuuuu dziiiiś..."

KFB [6.5]: Przyjemnie zapodaje leniwiec, można się na chwilę wyłączyć.

RG [6.5]: DJ Quik zdecydowanie wylądował w dobrym miejscu.

KM [7.0]: Z ostatnich letniaków Polyestra wolę chyba "Fresh Coast" na bicie Trackademicksa, bo ten tutaj niczym nie zaskakuje. Dostarcza jednak niepospinanej rozrywki na najwyższym kalifornijskim poziomie, więc jakże mógłbym narzekać? Lubię.


Danny Daze feat. Louisahhh: Your Everything
[6.5]
[zobacz klip]

KB [7.0]: Że niby trochę "chillwave – pamiętamy", ale prawda jest taka, że jeżeli chcę w klubach słyszeć mroczne disco i house, to chcę słyszeć takie. Wystarczająco uniwersalne, wystarczająco dziwne, z wystarczająco zajebistym basem. Potencjalnie już wkrótce najlepszy track w setach tzw. ogarniętych dejotów.

KFB [5.0]: Nie ogarniam podjarki, B-side "Fall Away From Love" wciąga ten numer dupą. Tu nie słyszę niczego poza przewidywalnymi patentami.

RG [7.0]: Z jakiegoś powodu trzymam za gościa kciuki (pewnie z racji sympatycznego pseudonimu). Ten wałek potwierdza tylko otoczkę i moje pozytywne przeczucia!

KM [7.0]: Niepokojący ten kawałek. Chore disco czasów globalnego kryzysu.


Jens Lekman: An Argument With Myself
[6.5]
[posłuchaj]

KB [7.0]: Chyba bardziej Simon & Garfunkel niż Smiths. Wszyscy muszą synkopować, a momentami już nie wiadomo czy trochę XTC, czy impreza na plaży, czy jednak muzyka drogi.

KFB [5.5]: Znany songwriter wyhodował własnego Charliego P. "Ciekawe".

RG [7.0]: Aż się chce wypowiadać "Oh Jens!" z angielskim akcentem.

KM [6.5]: Kiedyś na Victoria Street zaczepił mnie pewien Murzyn i poprosił o fajkę. Poczęstowałem go park roadem setką, sam też zapaliłem i wywiązała się sympatyczna rozmowa. Gdy koleś dowiedział się, że przyjechałem z Polski, bardzo się zdumiał. Myślał, że jestem jednym z nich, że jestem czarny. Wtedy dotarło do mnie, że pochodzę z Afryki, że wszyscy pochodzą z Afryki, nawet Szwedzi. A słyszeliście o ostatnim albumie Paula Simona? Jest całkiem spoko.


L-Vis 1990 feat. Javeon McCarthy: Lost In Love
[6.375]
[zobacz klip]

KB [5.5]: No niestety, na papierze fajne i jest potencjał na nocny miejski przebój niczym z początku lat zerowych, ale refren razi banałem.

KFB [6.0]: Bardzo przyjemny wakacyjny vibe i zapamiętywalny refren nie pozwalają zanadto odstawać tej przyzwoitej pioseneczce od czołówki grupy pościgowej.

RG [7.0]: Mówcie na mnie parszywy prostak, ale wszystkim Night Slugsom potrzebni są tacy goście jak Javeon McCarthy na wokale. Wychodząc z czasoprzestrzennego zakrzywienia tego komentarza: tutaj wszystko jest skuteczniej i bardziej otwarcie zbudowane niż w "Take Me".

KM [7.0]: L-Vis 1990 występował niedawno w ramach Music Of The Future. "Lost In Love" jest kolejnym dowodem na to, że organizatorzy tego cyklu imprezowego wiedzą, kogo sprowadzać do Warszawy.


Washed Out: Far Away (Yours Truly Version)
[6.375]
[zobacz klip]

KB [8.0]: Długograj Washed Out do tej pory chyba nie dostał ode mnie wystarczającej szansy, ale dzięki temu wykonaniu Ernest wrócił na moje playlisty w trybie repeat. Cholernie mnie wzrusza ten soft-rockowy koniec lata.

KFB [6.0]: Sympatyczny aranż, któż z nas nie lubi tak brzmiącego saksofonu?

RG [5.0]: Starałem się jak mogłem by się nie nudzić podczas słuchania Within and Without i jakieś machinacje-kombinacje tutaj nic nie zmienią.

KM [6.5]: Na inauguracji polskiej prezydencji wystąpili Kenny G i Michael Bolton. Brunatni eurosceptycy znów się tylko ośmieszyli, nie doceniając powagi chwili. Co oni wiedzą o życiu? A ten ślub, cóż to był za ślub...


Emeli Sande: Heaven
[6.375]
[zobacz klip]

KB [6.5]: Zwróciło kiedyś moją uwagę w TV, więc już sporo. Wracają takie kawałki w duchu "You've Got The Love" co jakiś czas i ciężko się na to obrażać. Poruszające, lekko patetyczne, obowiązkowe szczytowe momenty imprez, w sumie nienaganne, choć prawdopodobne straciłyby wszystko po wyłączenie beatu. Jednak jeśli już Wielka Brytania ma nas zalewać wokalistkami z silnymi, ale dość podobnymi głosami, to niech śpiewają one takie utwory jak te, nawet jeśli chodzi tylko o breakbeatowy rytm, a nie takie, jak w repertuarze Adele.

KFB [6.5]: O, ktoś postanowił zaszczepić niepokojącą atmosferę "Unfinished Sympathy" brytyjskiej dresiarni. Rzetelna robota, rad jestem.

RG [6.5]: Wśród moich znajomych muzycznych nerdów temat "teraz czas na odżywanie lat 90" tak już zbladł i tyle razy padł, że takie "Heaven" pomimo dogłębnego, co-do-sekundy (wizualnie i muzycznie) zanurzenia w temacie ogromnego wrażenia nie robi. No, ale i tak jest dość ładne!

KM [6.0]: Nu-soul na breakbeatowym podkładzie. Zbyt mało transgresji, by mówić o udanym revivalu - to raczej odgrzewanie kotleta. Z drugiej strony, skłania do rozkmin kulturowych, może jeszcze coś z tego będzie.


Unknown: Sicko Cell
[6.25]
[posłuchaj]

KB [7.5]: Do muzyki tanecznej już od dawna nie trzeba tańczyć. Nad tym utworem unosi się już zresztą tylko widmo tego terminu, wraz z ciągłym korzystaniem z tych samych środków.

KFB [5.0]: Podobno pod koniec września kometa Elenin ma się ustawić jakoś w linii z innymi planetami, co ma skutkować jakimś trzęsieniem ziemi. Tak tylko mówię.

RG [6.0]: To taki moment w "Joining the musical dots”, kiedy mniej zwracam uwagę na muzykę.

KM [6.5]: Na wysokości trzy z czymś wymiękam. Dziwne dziwy.


ASAP Rocky: Purple Swag
[6.25]
[zobacz klip]

KB [6.5]: Nie rozumiem zwykle tych naszych rapowych freaków, ale że purple dubstep był nurtem, któremu mocno kibicowałem, to i tutaj za spostrzeżenia typu "everything is purple" wśród dusznych, wijących się i wyjących podkładów można sobie zaplusować. Ale serio, fajne. Totalnie nie wiem, co o tym pisać, ale jeśli jest jakaś hauntologia w ogóle, to tutaj na pewno.

KFB [7.0]: Lil B zapewne pęka z dumy. Ja przez większość trwania tracka po prostu cieszę michę, ale bit na wysokości 1:31 – 2:00 zmiażdżył mi optykę.

RG [4.5]: Wszystkie modne ohydne rzeczy z ostatniego ponad-roku w hip-hopie i ogólnej ulicy zlepiają się i przekraczają granicę bycia stereotypem. Nawet dobór koloru jest tu schematem, kurde.

KM [7.0]: Kodeinowo wypieprzony, fioletowy jak Screw przykazał, ten joint z czystej haze odsyła w odległe kosmosy. A przy okazji budzi sielskie skojarzenia z Bossiem, za sprawą wideoklipowego motywu przejażdżki na kierownicy kolegi. Niechże będzie, że swag.


Nicola Roberts: Lucky Day
[6.25]
[zobacz klip]

KB [7.0]: Trochę śmieszne, trochę fajne. Nicola (ex-Girls Aloud) skacze po ulicy bez majtek w teledysku, w którym ktoś na ścianach namalował plemniki, a na dodatek wydaje się mieć małe problemy z koordynacją ruchową, co z drugiej strony dodaje jej przewrotnego uroku. Piosenka jest dla mnie growerem i sporo zawdzięcza specyficznemu sposobowi śpiewania Nicoli, a dość ciężka jak na dance-popowe standardy produkcja przynosi skojarzenia z "Song For The Baby" Kelis. Przede wszystkim jednak utwór okazuje się bardzo chwytliwy, ale najczęściej i tak muszę sobie zapodać z teledyskiem.

KFB [7.0]: No ja wiem czy taki "Lucky Day"? Przecież spodni zapomniałaś, dziewczyno! Ale stawiasz na "dziewczęcość" kosztem "dojrzałości", więc będę trzymał kciuki i trochę zawyżę ocenę, bo na bezrybiu... No i ta niezdarność jest jednak trochę urzekająca.

RG [5.0]: Jak ta dziewczyna macha rękami i zostawia ślady to mi się to kojarzy z masłem.

KM [6.0]: No fajna dziewczyna, sympatyczna piosenka. Ciekawy pomysł, żeby po zakończeniu (?) kariery w Girls Aloud próbować zapełnić niszę opuszczoną przez Lily Allen. Jeśli miałbym się do czegoś przyczepić, to tylko do barwy jej głosu. W nadeksponowanych wysokich rejestrach brzmi trochę irytująco.


Konshens: Nuh Pull It Up
[5.75]
[posłuchaj]

KB [7.0]: Sean Paul niech bierze przykład. Czuję się jak w gimnazjum i nie jest to złe uczucie.

KFB [3.0]: Takie dancehalle to ja... A, idź pan, chyba za stary już jestem na takie zabawy.

RG [5.5]: Coraz intensywniej sobie romansuję z dubem i kumpelskimi gatunkami, ale do takich klimatów jeszcze nie dotarłem.

KM [7.5]: Masywny dancehall, bioderka same się ruszają. Mam nadzieję, że ten Soulmate Riddim to nie jakiś wypadek przy pracy, bo wiążę z kolesiami spore nadzieje.


3Ball MTY: Inténtalo (Me Prende)
[5.375]
[zobacz klip]

KB [6.0]: Nieco zabawny, a z drugiej strony przyzwoicie chwytliwy przykład meksykańskiego dance-popu. W sumie fajne, bo gdy w naszym kręgu kulturowym postacie takie jak M.I.A., czy Beyonce na beatach Major Lazer, a nawet wprowadzanie UK funky i dubstepu do popu (Katy B, Britney) wciąż są pewną egzotyką, to w tym jednym z nielicznych znanych mi przykładów współczesnej meksykańskiej muzyki, owe dla naszych mas wciąż dość nowe elementy brzmią jak składowe ich kultury muzycznej od zawsze. Me gusta...

KFB [3.0]: Chyba wolę, kiedy "dupy kręcą dupami" do innej muzyki. Mnie to nie bierze.

RG [5.0]: Pewnie tutaj wyjdą moje ograniczenia w percepcji czy coś, ale ja tu słyszę tylko ostatni singiel Shakiry bez uroczego "ratata" . Nie ma "ratata" to nie ma też bonusów w ocenie

KM [7.5]: Zdigitalizowana cumbia mexicana, ziarnista niczym piaski Pustyni Sonora, ale gibka jak vaquero. Rzucił kolty, puścił konia, na gitarze zaczął grać...


Oficjalny side-project

BIEŻĄCE
Ekstrakt #5 (10 płyt 2020-2024)
Ekstrakt #4 (2024)