SPECJALNE - Rubryka

Playlist: Rezerwa: Czerwiec 2011

24 lipca 2011



Czerwcowy zestaw rezerwowy oceniają Kacper Bartosiak, Wawrzyn Kowalski, Krzysztof Michalak i Marcin Sonnenberg..

Sweaters feat. Sunni Colòn & Lisa Dank: What You Need
[7.125]
[posłuchaj]

KFB [7.0]: Nie jest to mój ulubiony kawałek z sympatycznej wakacyjnej EP-ki Sweaters, ale nie zmienia to faktu, że bardzo daje radę. Basik ładnie jedzie.

WK [6.0]: Czekajcie to już było… A nie, dziewczęcy wokal nieco odróżnia tę piosenkę od ''Secret Lover'' niżej/wyżej. Jak dla mnie ciut więcej za funkującą gitarę i niższy poziom egzaltacji.

KM [7.5]: To są wakacje. Ja potrzebuję wakacji, takich prawdziwych, słonecznych, rozbawionych z umiarem, trochę zmysłowych i kokieteryjnych. Ci tutaj dają mi trzy minuty tego, co chcę.

MS [8.0]: Bezpretensjonalność wokalu Lisy Dank w tym kawałku absolutnie mnie zabija, ale rządzi praktycznie wszystko.


Los Rakas feat. Kaz Kyzah & Silk-E: Hierba
[7.0]
[zobacz klip]

KFB [7.0]: O to chodzi. Ale co jarał ten typ, który na 1:09 TAK wskoczył na ten słup? Też to chcę.

WK [6.0]: Reż te ”Hierbe”? Cóż, pierwej sporządź lepszą hierbę, a dopiero potem wyreż.

KM [8.0]: Jak to jest z tymi Los Rakas, że oni trzaskają głównie niezbyt ciekawe dancehalle, a gdy wezmą się za hip-hop, to wychodzą im takie jedwabiste cudeńka? Nie muszę niczego palić, żeby poczuć atak serotoniny na swoje receptory, wyluzować się kompletnie i siedzieć przed monitorem z uśmiechem na twarzy. Więcej poproszę takich "Hierb" i "Tych List".

MS [7.0]: Reż tę hierbę!


Benoit & Sergio: Everybody
[6.75]
[posłuchaj]

KFB [8.0]: Jezu jakie dobre! Ten bas… Fantastyczny numer na lipcowe wieczory, dzisiaj non stop na repeacie.

WK [7.0]: Może to kwestia doboru kawałków do rezerwy, ale ten villalobosjański w istocie house brzmi trochę jak największy eurodance’owy hit lata, przyhamowany i odrealniony. Nie wiem czy w podwodnej dyskotece udałyby się zabawy w pianie, ale to brzmi tak właśnie albo jak jakaś olbrzymia tratwa z materacy albo jak płynące łóżko wodne.

KM [6.0]: No fajny kawałek, ale nieco ginie w zestawie przygotowanym przez Wojtka w tym miesiącu. Może wrócę w czasach posuchy.

MS [6.0]: Daleko temu do hipnozy "Let Me Count The Ways".


That Work: Secret Lover
[6.625]
[posłuchaj]

KFB [7.0]: Kolejny nieodłączny składnik wakacyjnej rezerwy. Prosty numer, ale jak klepie!

WK [5.5]: Nowy Jork bierze na warsztat Bundicka, dodając patenty ziomków z Tigercity. That’s not exactly how it works.

KM [8.0]: Wah-wah rozkręca imprezę, a później to panie... bogactwo. Konfetti z armatek, a to basik, a to smyki, a to piękna melodia wokalu. Wszystko bez taniej przesady, z wyczuciem, gęsto, ale przestronnie. Wyśmienita zabawa, prawdziwa, nieprzegadana miłość.

MS [6.0]: Ciepło, ciepło, coraz cieplej... i nie żeby ktoś tu czegoś szukał.


Kendrick Lamar: Tammy's Song (Her Evils)
[6.625]
[zobacz klip]

KFB [6.0]: Mogę tylko wesprzeć się klasykiem.

WK [6.5]: To całkiem inne okolice, ale raper z Compton uderza w Teriusowe motywy i chociaż jest love i hate, to kingiem jeszcze nie jest. Pokrętny podkład Thc i mój astygmatyzm pozwoliły początkowo odczytać tytuł jako ”Her Elvis”, heh, czemu nie?

KM [7.0]: Posypało się trochę tych dusznych rapsów na minimalistycznych podkładach. Mi to pasuje, podoba się. Tym bardziej, że o odcinaniu kuponów jeszcze nie może być mowy, zatem w każdym kawałku jest coś świeżego - tu flow Kendricka Lamara niczym żydowskiego kupca z przedwojennej Warszawy.

MS [7.0]: Nie wiem, być może jestem żywym przykładem szkodliwego wpływu, jaki miały na dziecięcą psychikę japońskie konsole przenośnie końca tysiąclecia, ale nic już na to nie poradzę – instynktownie lgnę do wszystkiego, co ma w sobie 8-bitowe arpeggia. Biorąc to pod uwagę, ''Tammy's Song'' od początku było skazane na wysoką ocenę z mojej strony, chociaż i zmanierowana nawijka w stylu Kanyego jest tu całkiem niczego sobie, nawet jeśli follow-upy do morderców nastoletnich fanów można uznać za moralnie wątpliwe.


Tokyo Jihen: Atarashii Bunmei Kaika
[6.5]
[zobacz klip]

KFB [7.0]: Czy to nie sam Easley wali tu po garach? Może nie, ale to mógłby być on. Takich rzeczy po Japonii się nie spodziewałem, jestem w lekkim szoku.

WK [5.5]: Prawdziwie college’owy hit na zakończenie liceum, zamiast tony lukru i różowej cukrowej waty. To wszystko zabawnie wygląda, ale zamawiałem przesłodzony pop-tort z japońska wisienką, a dostałem american pie.

KM [7.5]: Dobra, mamy rock'n'rolla. Superchwytliwe riffy, wyjęte z geek-rocka Weezer, charyzmatyczna wokalistka zaczyna od znaczącego wdechu, refren jakby trochę à la Cardigans. Wszystko ożywia zmęczonych ludzi jak Chuck Berry przykazał. To jak to? Japończyczy odświeżają nie tylko producencki pop, ale też gitary? Fajnie!

MS [6.0]: Co prawda z kraju kwitnącej wiśni wypływają rzeczy o lata świetlne lepsze niż pop punk w krzywym zwierciadle, ale przechodząc nad tym faktem do porządku dziennego, Tokyo Jihen ze swoim ładunkiem energetycznym może z powodzeniem zastąpić puszeczkę Red Bulla na rozbudzenie. Poza tym teledysk jest czystą przyjemnością. Tylko gdyby nie ta wkurwiająca solówka...


Eli Escobar feat. Nomi Ruiz: Desire
[6.125]
[posłuchaj]

KFB [6.0]: Całość poprowadzona w nieco oczywisty sposób, ale fajny klimacik, będzie chleb z tej mąki.

WK [6.5]: Świetne podbite pianinem disco w połowie drogi między ''Into The Night'' a ''All Through The Night'', do białego rana raczej jednak nie dotrwamy.

KM [6.5]: Ten numer przypomina mi o czasach, gdy chodziłem w krótkich spodenkach i wspinałem się na drzewa. Było fajnie wtedy.

MS [5.5]: Przyjemny disco-house w stylu Hercules & Love Affair z udziałem wokalistki z pierwszej inkarnacji tychże, ale z mocniejszym, bardziej club-friendly bitem. W porządku, choć na dłużej się nie ostanie.


Celia: D-D-Down
[5.875]
[posłuchaj]

KFB [5.5]: Jako podkład do jedzenia kebabu byłoby bardzo spoko.

WK [5.5]: Ubiegły rok ciężki był dla rumuńskiej gwiazdy. Askim Kemal turecki narzeczony i businessman zabronił jej śpiewać. W skrócie chciał ją uziemić. O tym wydarzeniu i o tamtym rozstaniu opowiadają nam orientalne zawijasy na euro-podkładzie i może zwariowałem, ale swoje przeżyłem w tancbudach nad stawem, więc doceniam.

KM [7.0]: Ej, ale to rusza. Rumuni podnieśli ludowe do ludzkości, upgrade'owali wiejską potańcówkę do imprezy w najmodniejszej dyskotece w mieście i bawią nas czymś pomiędzy eksperymentalnym popem, bukaresztańskim Radiem Eska a klimatami rodem z Kusturicy. Jestem zadowolony.

MS [5.5]: Solówka na baglamie chyba właśnie uświadomiła mi, co chciałbym usłyszeć na rotacji budek z kebabami w sezonie ''summer/fall 2011''.


Fuzzy Logik & Myshy: Playground
[5.875]
[zobacz klip]

KFB [5.5]: Warunkiem koniecznym do poważniejszego zajawiania się niegrzecznymi gówniarami są jakieś tam walory estetyczne. Przynajmniej ja tak mam, więc tylko spoko.

WK [6.5]:Kolejne trzy wyspiarskie czarownice przepowiadają Makbetowi boże igrzysko. Coś podchodzi pod miasto i jest to hit jak w Urbanizer, choć patenty podobne co na ''In The Morning'', to można to strawić w pół lata.

KM [5.0]: Trochę się boję tego wszystkiego, chociaż może to moja neuroza. Tak czy siak, mięty nie czuję, kleju też nie.

MS [6.5]: Pogłoski o śmierci UK Funky są, jak widać, mocno przesadzone, choć szansa na bycie next big thing raczej już się nie powtórzy. ''Playground'' udowadnia, że gatunek przetrwał trwający nie dłużej niż sekundę rozbłysk popularności i ma się całkiem nieźle. Martwi tylko dość podobne rozłożenie akcentów między refren i zwrotkę – szybko robi się monotonnie.


Calvin Harris feat. Kelis: Bounce
[4.75]
[zobacz klip]

KFB [4.5]: Miała Kelis lepsze wałki w tej estetyce. Swoją drogą – pasowałby ten numer do soundtracku jakiejś obskurnej gry na Nintendo.

WK [6.5]: Boję się brytyjskich kobiet. Laska z początku teledysku to serio luta żmija, a Calvin ucieka w kierunku swego największego przeboju, znajdując ukojenie w prostocie keyboarda. Nie tak świeże, a teledysk nie ma startu do Lorentza & M. Skakariasa, ale i tak jestem zaskoczony.

KM [3.5]: Zawsze lubiłem tego gamonia, no a Kelis – wiadomo. Te sympatie są już chyba wspomnieniem z ubiegłej dekady, czymś bezpowrotnie zatraconym, utopionym w morzu nudy. Nie chodzi nawet o tanią wulgarność, o jakąś estetyczną degradację – chodzi o niemiłosierną miałkość, a Kelis nie wygląda jak dawniej. Dziękuję, nie tańczę.

MS [4.5]: Bez problemu łyknąłem stylistyczna woltę Calvina w kierunku trance’u – ''I’m Not Alone'' było zdecydowanie pleasure, i to wcale nie tak guilty, jak mogłoby się wydawać. I choć późniejsza płyta pokazała, że był to raczej jednorazowy wypad, to na nowym singlu brytyjczyka możemy usłyszeć wpływy równie wiksiarskich zajawek. Głównych skrzypiec bynajmniej nie gra w ''Bounce'' wyblakła Kelis, lecz prościutka melodyjka, która, najpierw próbując markować chiptune, koniec końców przeradza się w koszmarek wyciągnięty z najbrudniejszych odmętów electro-house’u. I niby dalej niemrawo kiwam głową, ale tym razem mocno się już rumieniąc.



Oficjalny side-project

BIEŻĄCE
Ekstrakt #5 (10 płyt 2020-2024)
Ekstrakt #4 (2024)