SPECJALNE - Rubryka

Chill Hunter: Marzec-Kwiecień 2011

11 maja 2011



Chill Hunter: Marzec-Kwiecień 2011
autor: Kacper Bartosiak

Zapraszam na drugi odcinek przeglądu nowości z okolic chillwave’u. Dziś w programie oprócz tego, czym ostatnio szumiała blogosfera, będziecie mogli się zapoznać z rzeczami przeoczonymi przeze mnie w poprzednich tekstach. Co i rusz wpadam na takie małe perełki i chwilami trochę głupio mi udawać, że takie wydarzenia nie miały miejsca. Otóż miały, dlatego lepiej przyznać się do tego po czasie niż milczeć na wieki i robić z siebie durnia. O tym jednak w dalszej części tej edycji Chill Huntera – zaczynamy (tradycyjnie) od krótkiego zrekapitulowania najważniejszych nowości wydawniczych na szeroko pojętej "scenie".

Maria Minerva
Tallinn At Dawn


Estońska songwriterka mieszka i studiuje w Londynie, ale mentalnie i kompozycyjnie bardziej zdaje się pasować do kalifornijskiej gromady świrów z okolic Ariela. Podobieństwa z Nite Jewel nasuwają się w tym przypadku niejako z urzędu, ale najważniejsze, że oprócz operowania podobnymi środkami wyrazu Maria zdaje się zaczynać swoją "karierę" z podobnego poziomu jakościowego. W skrócie – jest bardzo dobrze z szansami na jeszcze lepiej a my mamy dowód na to, że hipnagogiczne granie coraz lepiej przyjmuje się także w Europie.

Various Artists
Should Have Been Dead On A Sunday Morning


Olde English Spelling Bee idzie śladem Tri Angle i również postanawia na swój sposób docenić (?) mało kojarzonego ze sobą wykonawcę. Piosenki Creed, podobnie jak wcześniej te z repertuaru Lindsay Lohan, doczekały się szokujących przeróbek, które fanom Stappa i spółki niekoniecznie mogłyby przypaść do gustu. Ciężko doszukiwać się w tych poharatanych aranżacjach śladów oryginalnych nagrań grupy, ale cóż, właśnie na tym polega siła tej składanki. Kompilacja Tri Angle trafiała wprawdzie mocniej i skuteczniej, ale jeśli kogoś interesuje, co współcześni wykonawcy pokroju Autre Ne Veut i Green Gerry wykroili dla siebie z piosenek Creed, to powinien się tą pozycją zainteresować.

Howse
Undizputed


Psychodeliczna elektronika młodego bostończyka zdaje się czerpać sporo z drugiej fali dubstepu, ale klimatem odsyła w okolice penetrowane niedawno przez Holy Other. Mroczna, około witch house’owa wariacja na temat "No Scrubs" to punkt centralny tej dwudziestominutowej EP-ki, ale Howse jeszcze lepiej wypada w autorskich kompozycjach. Ostrzegam – sprawdźcie tego koleżkę i miejcie na niego oko w najbliższych miesiącach, żeby potem nie było zdziwienia.

Boas
Grave Dreams


Stara szkoła glo-fi – bez zbędnych udziwnień, bez specjalnego eksperymentowania, ale z piosenkami na równym, wysokim poziomie i z ciekawym brzmieniem. Zamiast ckliwych sampli i wzruszeń młokosa Boas umiejętnie bawi się konwencją, czasem zapuszczając się w okolice ambientu i psych-popu. Wychodzi na tym lepiej niż dobrze, zatem "wiecie co z nim zrobić". Słuchać.

DannielRadall
Pardo


Znałem tego meksykańskiego gagatka już wcześniej, ale w ubiegłym roku trochę zaniżał ogólnie wysokie chillwave’owe standardy. Teraz to co innego – Radall nagle "się wziął" i nagrał pół godziny niezwykle solidnego, spokojnie szóstkowego materiału pełnego rozmytych brzmieniowo, klimatycznych jamów. Highlightem błogie "Fleeting Romance", ale typ ogólnie "dał rady" i popełnił jedno z najlepszych do tej pory tegorocznych wydawnictw w tych rejonach.

Namine
Neon (EP)


Nie wiedziałem, że gość stojący za tym projektem ma 16 lat. Skoro już wiem, to tym bardziej dumny jestem z tego, że znam jego muzykę już od blisko roku. Chłopak mieszka w Melbourne i w swojej dotychczasowej twórczości całkiem odważnie bawił się na bliżej nieokreślonych obrzeżach house’u i RnB. Na Neon (EP) wyraźnie okrzepł i poflirtował trochę z przyjaznym dla ucha glo-fi, w skutek czego udało mu się nagrać naprawdę dojrzałą i charakterystyczną EP-kę. Z czasem będzie pewnie jeszcze lepiej, chociaż już nie znajduję powodu do narzekania.

Summer Heart
Never Let Me Go


Niby nic odkrywczego, ale przyjemne, letnie wprawki od Davida Alexandra zasługują na danie im szansy. Półgodzinne Never Let Me Go stanowi dobry prognostyk na przyszłość, ale autor tej płytki na tę chwilę gra jednak w drugiej lidze (z szansami na awans, though).

Ryan York
Zipperlegs


Na koniec mały rarytas – nagrywający na co dzień jako Asura muzyk wyskakuje niczym Filip z kalifornijskiej konopi z zaskakująco solidnym materiałem w ramach swojego nowego projektu. Główny atut Zipperlegs polega na tym, że trudno ten album jednoznacznie do czegoś porównać – ktoś powie, że trochę Panda, inny rzuci, że bardziej Toro, wreszcie trzeci zacznie się doszukiwać duchowych konotacji z lo-fi RnB i wszyscy w pewnym sensie będą mieli rację. Fani chałupniczego, ale intymnego klimatu palec pod budkę i propsować mi tu Leaving Records.


* * *


Pora na przegląd boisk singlowych. Wszystkim bez wyjątku polecam na własny użytek "A Little Lonely" Marii Minrevy. To oniryczne cudeńko nie znalazło się na Tallinn At Dawn, dlatego część odbiorców mogła nie odnotować faktu jego istnienia, jednak wiedzcie – przeoczenie takiego wałka to prawie przestępstwo. Byłby to highlight albumu, jest do bólu hipnagogiczny singiel do wielokrotnego repeatowania i kolejny dowód songwriterskiego talentu estońskiej nimfy. Czy Cabaret Cixous pozamiata? Szanse rosną z dnia na dzień a utwierdza mnie w tym taki prezencik jak nagrane wespół z Jasonem Grierem z Human Ear "Pirate’s Tale". Z kim dziś wiązać nadzieje na lepszą przyszłość jak nie z Minervą?

Z innych ciekawostek – warto wiedzieć, że Games to już nie Games. Wygląda na to, że panom stojącym za tym projektem znudziło się pogrywanie z wkurwionymi odbiorcami, którzy nie wiedzieli co wpisać w google. Teraz będą nazywać się Ford&Lopatin a odbicie tej zmiany na muzyce duetu ocenimy już za kilka tygodni – póki co zbadacie sobie singiel.

Tymczasem John Maus postanowił wreszcie pokazać, że z jego zbliżającym się trzecim solowym albumem można wiązać jako takie nadzieje. Pierwsze dwa utwory udostępnione światu z tego wydawnictwa nie zrobiły mi nic, natomiast "Believer" zdaje się zasiewać podobne ziarno niepokoju co "Do Your Best". Zobaczymy jak to wyjdzie na dłuższą metę, ja w każdym razie wolę nie nastawiać się na zbyt wiele – liczę, że całość We Must Become Pitiless Censors Of Ourselves pozytywnie mnie zaskoczy.

Dwa ciekawe remixy dali niedawno Salem. Wzięcie na warsztat utworu "Stay Away" i przerobienie go na modłę M83 wyszło im lepiej niż kaleczenie jednego z najlepszych utworów na ostatniej płycie Britney, chociaż trzeba zauważyć, że jest to na swój sposób ciekawe. Z podobnej, witch house’owej beczki – rezydujący w Berlinie typ stojący za Holy Other swoim najnowszym kawałkiem "Touch" zdaje się odważniej skręcać w stronę RnB i bądźmy szczerzy – trudno się oprzeć takim skrętom.

W czasach, kiedy niektórzy robią wszystko, aby odejść od tego nieszczęsnego chillwave’u powraca jeden z ojców-założycieli. Ernest Greene podpisał niedawno kontrakt wydawniczy ze znanym labelem Sub Pop, co oznacza, że pełnowymiarowy debiut Washed Out już za kilka tygodni. Album zatytułowany Within & Without zwiastuje singiel "Eyes Be Closed"

Fishing to australijski duet, który w pewien sposób faktycznie "zabiera na ryby". "OOOO" to cudna, letnia mgiełka, która w nadchodzących tygodniach doczeka się wielu odtworzeń w moim audio. To niewątpliwie jedna z cech, którą ta piosenka dzieli z "Trip" tajemniczego projektu Vacationer. Obie wpisują się w tradycję pogodnego chillwave’u na wysokim poziomie i pozwalają wierzyć, że ten osobliwy podgatunek czeka w najbliższych miesiącach coś ciekawego. Czego sobie i Wam życzę, hej!


–Kacper Bartosiak
BIEŻĄCE
Ekstrakt #5 (10 płyt 2020-2024)
Ekstrakt #4 (2024)