SPECJALNE - Rubryka
Auto-da-fé: Styczeń-Luty 2013
12 marca 2013
Auto-da-fé: Styczeń-Luty 2013
autor: Wawrzyn Kowalski
No więc jest to uczucie, kiedy zimą idziesz po śniegu. Może niekoniecznie po tej breji na chodniku, ale po sypkim śniegu. Dalej pada. Zapada wczesny zmrok. Wszystko zastyga. Albo kiedy indziej, w górach. Żaden ze mnie zuch, ale pamiętam, że potrafi być tam całkiem cicho. Pijesz wodę ze strumieni, spoglądasz na hale. Czy nie żal? Potem spędzasz noc przy ognisku, łapiesz siekierę, rąbiesz suche gałęzie, nasłuchujesz odgłosów dzikich zwierząt, zastawiasz sidła i łapiesz w nie pierwszą zdobycz, jesteś czujny i przygarbiony, wycinasz groty z krzemienia, odziewasz się w skóry, malujesz ochrą, walczysz o ogień, przenosisz rzeczy do pobliskiej groty. To chyba właśnie to uczucie.
Choć może jednak całkiem inne. "Loss is lost wisdom" – w ten sposób Aaron Weaver z Wolves In The Throne Room opisuje tęsknotę za minionym autentyzmem. Ten sam cytat z Vikernesa zainspirował także Phila Elvruma. Na okładce albumu Mount Eerie spalony kościół zastąpiła górska chata w ogniu. Co zostało utracone, teraz należy odzyskać. Tym czymś będzie zaginiony anachronizm, wspomnienie Arkadii – Walden, czyli życie w lesie.
Jeden z nich żyje w chruście. Niszczy drzewostan. Kornik jesionowy – Ash Borer. Ukrywający się pod tym szyldem blackmetalowcy z Kalifornii nie lubią udzielać wywiadów. Jeden z muzyków, Nhate Clement, jeszcze w czasach swoich występów w Servile Sect, mówił o odrzuceniu cywilizacji, o mistycznych drogach Carlosa Castanedy i wizjach UFO na peyotlu. Tak właśnie wyobrażam sobie sound północnego-zachodu: strzyżyk, tartak, wodospad, spokój zakłócony przez mord, lunatyczne wizje, światła wśród drzew, czyhający w przedsionku. Killer Bob. Wokół metalu z Gór Kaskadowych narosło wiele tego typu fantazji. Kaskadyjczycy wygrzebują korzonki, piorą w rzece, gnieżdżą się w ziemiankach. Mają brody i spiczaste uszy, siedem stóp wzrostu, liczą rzepy. Część z powyższych zmyśliłem, a jednak w każdej legendzie jest ukryte ziarno. Muzycy WITTR rzeczywiście żyją na farmie, parają się stolarką, gotują na parze, Weaver przywołuje w wypowiedziach Johna Zerzana i Derricka Jensena anarchio-prymitywistów, których postulaty ucieczki mogą być bliskie jego muzycznej wizji. Wreszcie muzycy Agalloch naprawdę uważnie czytają Thoreau, tytuł ich ostatniego jak dotychczas LP to właśnie parafraza fragmentu Walden: "I wanted to live deep and suck out all the marrow of life, to live so sturdily and Spartan-like as to put to rout all that was not life, to cut a broad swath and shave close, to drive life into a corner, and reduce it to its lowest terms".
Gdy kilka lat temu Justin Vernon na całą zimę zaszył się w leśnej chacie, ożywił w wyobraźni słuchaczy For Emma, Forever Ago etos trapera i pustelnika. Romantyczna idea zamknięcia na świat w twórczej wyodrębnionej przestrzeni towarzyszyła też chwilę później Fleet Foxes, a ostatnio Grizzly Bear. Jest jednak przecież dużo starsza. Weźmy choćby Komponierhäuschen, w którym Gustav Mahler stworzył pięć swoich symfonii, albo lepszy jeszcze przykład Ainoli Jeana Sibeliusa – domu pełnego mitów, odtworzonych pędzlem Gallen-Kalleli. Takie połączenie kochają w górach dzikiego zachodu. Wygnani z Europy bogowie znajdują miejsce przy kominku w traperskiej kabinie (była chyba o tym nawet jakaś książka). John Haughm z Agalloch za model przyjmuje bez mrugnięcia okiem jednookiego Odyna. Poza artysty wycofanego, pogańskie rekonstrukcje, znaki ukryte w przyrodzie to sztafaż od dawna dla gatunku typowy. Norweski black fundowany był na tych surowych korzeniach. Dużo czytam, ćwiczę umysł i, kurwa, będę jak brzytwa. Najlepszym punktem odniesienia dla muzyki Agalloch byłby poetycki Bergtatt Ulvera, czerpiący z folkloru i operujący symbolami norweskiej klechdy. Później jednak pojawił się Weakling, zespół, który tę skandynawską powagę przekuł w coś (że zabawię się tytułem ich jedynego albumu) jednocześnie martwego, jak sny, i zarazem tak, jak one efemerycznego. John Gossard przepytywany kiedyś przez człowieka, który później stanie za projektem The Botanist, przyznał, że tylko taki metal kiedykolwiek go interesował: "szkicowy", użył tego słowa, pobieżny, bez jednej forsowanej na siłę wykładni.
To, co wyróżnia dziś amerykański północno-zachodni metal, to właśnie podejście do całokształtu własnej metafory. Zeszłoroczna płyta Velnias: RuneEater ukazała się w rzeźbionym drewnianym szkaplerzyku. Haughm planował do albumów Agalloch dołączać małe ptasie kostki albo garść pyłu. Weźmy płonącą chatę z okładki Mount Eerie. Czy bijący z niej dym można odwzorować za pomocą dźwięków o naturalnej z nim więzi? Tym, co ujęło Elvruma właśnie w black metalu była zastana relacja metafory i metonimii: "Co to jest?" – pytał – "Myślę, że to wrzask, ale czy to wiatr?" Doświadczanie tymi kategoriami nie było Elvrumowi obce, sam chciał przecież, aby jego muzyka była odbiciem góry, historią żywiołów, chciał uzgodnić artystyczne postrzeganie i czysty fenomen. Można raz jeszcze wspomnieć Sibeliusa, który w momentach alkoholowego osamotnienia, próbował zrozumieć kod symptomów wyławianych z otoczenia: "Nic na całym świecie tak mnie nie dotknęło, żadna sztuka, literatura, czy muzyka, w podobny sposób, w jaki oddziałują na mnie te łabędzie, żurawie, te dzikie gęsi. Ich głosy i istota". Kilkadziesiąt lat później Einojuhani Rautavaara przeniósł te głosy na swoje Cantus Arcticus, kompozycję na ptaki i orkiestrę. Podejrzane auspicia? Poszybowałem z tą sprawą Rautavaary w strumień świadomości, jak jaźń jego imienniczki w opowiadaniu Philipa Dicka. Przypominają mi się jednak ostatnie fascynacje duetu Fauna, który mieszkał przez pewien czas z Weaverem i wilkami w jednej zagrodzie. Już wcześniejsze wydawnictwa tych faunów, kolejno, Rain i The Hunt podporządkowano zasadzie mimesis. Wydana pod koniec ubiegłego roku Avifauna rozpoczyna się dwiema minutami ptasich treli, dalej neo-folk przechodzi falami w wyjący black, koncept-podróż na skrzydłach dzikiej gęsi.
"There are ghosts in every hallway/ In every room, behind every door/ Peering through every window into the past" – świszczy Haughm w "Ghosts Of Midwinter Fires", aż przed oczami staje Przodek i wielkie grudniowe ognisko rozpalone w dolinie, w czasie gdy inni wciąż jeszcze śpią zimowym snem. Weaver napomyka, że rzeczywiście wraz z przyjaciółmi, muzykami, zbiera się co roku przy solstycyjnym ogniu. Nie ma w tym ostentacji. To raczej rytuał rozumiany przez pryzmat gry i umowy. Ten pseudopoganizm reprezentuje też Haughm, który w jednej chwili opowiada o magicznym kamieniu w Externsteine, gdzie kurował się przy piszczałkach i fletach, by w następnej wyłuszczyć swój mglisty światopogląd: "lubię dualizm kosmosu, makro-uniwersum wewnątrz roślinnej komórki i mega-uniwersum ponad Ziemią. Podoba mi się pomysł, że czas może funkcjonować na różnych płaszczyznach i że jesteśmy duchami albo bogami dla tych w innych wymiarach". Aforyzmy niosą ze sobą całkiem dobry storytelling. Weaver podobną frazą opisuje zaćmienie słońca. Co je powoduje? Odpowiedni układ ciał niebieskich – to oczywiste. Ale czemu nie połykający słońce wilk? Można zaufać intuicji, że gdzieś tam bestia przemierza nieboskłon, próbując chwycić słońce i jednocześnie przyjąć do wiadomości, że zasłonił je księżyc.
Zimowe ognisko palone w uśpionej dolinie to powrót obrzędu, mitem nadrzędnym stanie się wisząca nad Kaskadią kometa. "Myślę, że wielka część każdego z ekstremalnych artystycznych nurtów, które pojawiły się przed rokiem 2000, była w dużej części dotknięta syndromem apokalipsy" – diagnozował John Gossard w czwartym roku nowego milenium – "Teraz nikt nie wie czego oczekiwać". Okazuje się, że pogrobowcy Weakling wiedzą. Ulubionym zespołem Haughma jest Current 93, nic dziwnego, bo w muzyce Agalloch upadek imperium jest wątkiem równie ważnym, co w apokryficznych tekstach Davida Tibeta. Kim jednak będą barbarzyńcy, którzy staną u bram? Odpowiedź jest zaskakująca, ściśle odpowiada dosłownemu znaczeniu nadużywanego ostatnio powiedzenia: kto sieje wiatr, zbierze burzę.
Czy to my buszujemy w zbożu, czy może to jęczmień hula w nas jak wiatr? Płyta Malvolent Grain WITTR opisuje zawiązany przeciw ludziom spisek ziaren. Gdy nasi przodkowie: łowcy i zbieracze zostali pewnego dnia przy radle i cepie, pszenica wykiełkowała w miasta, wraz z nami wykonując cywilizacyjny skok i zapewniając sobie na gruntach ewolucyjny prymat. Wraz z nową dietą zmieniła się nasza percepcja. Nie byliśmy już, na przykład, dłużej gotowi do polowania uporczywego, w czasie którego ściganego zwierza doprowadza się do śmierci z wyczerpania. Kłos przeciw naturze, nomen omen, againts the grain. Zęby człowieka pierwotnego były zdrowsze i mocniejsze, podano niedawno w dzienniku, próchnieć zaczęły wraz z wprowadzeniem zbożowej diety. Nie pomogą namiastki, jak tatar i sushi. Weaver, co wydaje się absurdalne, w swojej odmianie technologicznego determinizmu, zakłada jakąś formę obcej świadomości. Pobrzmiewa w tych pomysłach echo hipotezy Gai sformułowanej przez Jamesa Lovelocka, ale termin eko-black metal proponowany w tym kontekście, wydaje się nieco mylący. Jason William Walton z Agalloch nieufnie patrzy na zielonych aktywistów, którzy "robią nienaturalne rzeczy w imię natury". W swych wizjach także Botanist przyznał na tych łamach podmiotowość samym pnączom. Ostatecznie w akcie zemsty rośliny zniszczą cywilizację człowieka. Po wrogim przejęciu pozostanie tylko on: Botanik – Ostatni Mohikanin po refloracji. Każdy rozdział swojej przygodowej powieści, będącej też apologią nietkniętej ludzką stopą amerykańskiej przyrody, James Cooper otwierał cytatem. Na przykład takim wersem Szekspira: "Idź swoją drogą, choć nie wyjdziesz z lasu, aż się nie pomszczę srodze za zniewagę".
Tad Piecka, czyli Petrychor pierwszy z moich rozmówców, tak tłumaczy zadziwiający eklektyzm pomysłów otaczających górski nurt black metalu: "Myślę, że to o czym mówił Aaron odnosi się do następującego pytania: czy coś działa dlatego, że jest realne, czy też jest realne, dlatego że działa? Z całego serca wierzę w tę drugą możliwość. Nawiasem mówiąc, George Moore ujął to trafniej: >>Rzeczywistość może zniszczyć marzenie, dlaczego więc marzenie nie miałoby zniszczyć rzeczywistości?<<".
Romantyczna wiara w samodzierżstwo jednostki i jej autonomię wobec otoczenia przebija również w słowach gitarzysty zespołu Velnias, ukrywającego się pod pseudonimem P.J.V.: "Mam wrażenie, że im bardziej ktoś szuka swojego miejsca w tym wszystkim, im mocniej odkrywa swój świat, tym dobitniej stwierdza, że sam jest zakładnikiem wymyślonych przez siebie barier. Bez względu na to, co nam powtarzano, nie ma żadnych zewnętrznych czynników, które nas powstrzymują. Wierzę, że tak zwana światłość, poszukiwanie, owocuje czymś szczerze wyzwalającym. Znajdujemy wolność, by kroczyć zgodnie z naszą wolą. Z kolei wraz z wolnością przychodzi radość jako część procesu samorealizacji".
Nie skłamałbym, mówiąc, że towarzyszący metalowi radykalizm przybrał w obu przypadkach formę poetycką, łagodną, starą i tającą, jak niedźwiedź w gawrze, który mocno śpi.
Petrychor opowiada jednak nie tylko o swoim leśnym azylu, lecz także o polskiej kuchni, naukach płynących z kultury ludowej i zapachu deszczu o poranku.

Nieczęsto blackmetalowiec przyznaje się do zainteresowania tańcem…
Prawdopodobnie miałem na myśli moje zainteresowanie odbiorcy, widza, bo nie mogę powiedzieć, żebym sam był jakimś szczególnym adeptem tej sztuki. Rozważałem kiedyś nawet studiowanie baletu, bo uwielbiam klasyczną i nowoczesną muzykę, ale trudno jest pogodzić wszystkie te rzeczy, które chciałbym robić. Ćwiczenia aikido i kung fu pomogły mi docenić fizyczną i estetyczną stronę tańca. Myślę, że sprawność ruchowa jest bardzo ważna, a możność dodania jej artystycznego otoczenia działa bardzo silnie.
Wschodnie sztuki walki? To też nietypowe w świecie ćwieków i maczug…
Przyznaję, że jakieś dłuższe uliczne potyczki, czy występy wushu jeszcze przede mną. Zacząłem uprawiać sztuki walki, kiedy byłem młody i odnowiłem to zainteresowanie w college'u i później, studiując kung fu i aikido. Nie jestem ekspertem, ale dało mi to dużą umiejętność samokontroli, a wcześniej uleczyło sceniczną tremę, którą miałem, gdy byłem mały.
Czy elementy flamenco na Twoim LP wypływają właśnie z fascynacji ruchem i gestem, czy raczej z osłuchania w tradycyjnej muzyce gitarowej?
Włączenie muzyki flamenco w kompozycje nie było świadomą decyzją, to raczej pierwsza rzecz, którą usłyszałem wewnątrz, gdy osiągnąłem tę przerwę w kompozycji. Jestem raczej biedną podróbką artysty flamenco, ale zawsze kochałem tę muzykę, taniec i tradycje ustne. Jestem zadowolony, że mogę w pewnym zakresie włączyć je w swoją muzykę.
Sporo jest w niej innych wcale nie tradycyjnych elementów, choć akurat instrumentalny post-rock wykorzystywany jest w black metalu coraz częściej. Dlaczego, Twoim zdaniem, black i post-rock tak dobrze idą w parze?
Esencją black metalu jest odrzucanie tradycyjnych konceptów na temat tego, jak powinna brzmieć muzyka. Zostaje tylko goły szkielet metalu i możesz kształtować go tak, jak ci się to podoba. Choć post-rock rozwinął się w stereotyp, jak większość gatunków z tamtego okresu, oryginalne założenie było podobne – mamy wiec rockową grupę grającą muzykę wcale nie tradycyjną.. Porównaj Mogwai, Tortoise, Dirty Three i Bark Psychosis, a znajdziesz wykorzystanie dla całego mnóstwa różnych brzmień. Jeśli przyjmiemy, że u źródeł obu wymienionych muzycznych stylów stoi zgodna idea, nie musiałem świadomie wybierać ich mieszania. Petrychor to dźwięki, które słyszę wewnątrz, gdy zabieram się za komponowanie. Post-black metal, post-metal, czy jakikolwiek termin, który chciałbyś użyć, powinien być jedynie udogodnieniem, czymś, co mówisz znajomym, gdy chcesz poinformować, że jest taka grupa, która chętnie wprowadza dźwięki spoza sfery surowego albo "prawdziwego" blacku. Tak najogólniej mogę to ująć.
Pewnie zastanawiałeś się kiedyś nad terminem "cascadian metal"? Czy to nadmierne ujednolicenie, czy też rzeczywiście coś łączy metal grupy ze słonecznej Kalifornii i deszczowego Waszyngton?
Osobiście nie widzę niczego, co mogłoby jakoś konkretnie łączyć "kaskadyjskie" grupy, może oprócz inkorporowania elementów uważanych tradycyjnie za "niemetalowe". Oczywiście, niektóre zespoły będą zbliżone w pewnych sprawach, ale jesteśmy wszyscy tak rozproszeni, że myślę, że nasze starania są bardziej osobiste, niż próbują to wykazać dziennikarze. Czy Kalifornia tak różni się od reszty Cascadian Range? Ludzie zapominają po prostu jak duży to obszar. Północna Kalifornia, od Zatoki w górę ma wiele świetnych rezerwatów przyrody, parków, a także klimat i topografię podobną do tej w Kaskadii. Ta część Kalifornii jest przyzwoicie reprezentowana na black metalowej scenie, przede wszystkim dzięki wpływom Weakling na wiele młodych bandów, ale to południe stanu jest uważane za outsiderskie. Nie znajduję w tym właściwie problemu. Lokacja powinna służyć ocenie pracy artysty, tylko jeśli ten specjalnie się do niej odwołuje. John Baldessari jest tu dobrym przykładem. Nie mogę zaprzeczyć, że miejsce, w którym mieszkam ma wpływ na to, co robię, ale jest jeszcze mnóstwo innych czynników, które się na to składają.
Czyli nie uważasz, że black metal w Europie i ten w Ameryce jakoś istotnie się różnią?
Doceniam zasługi Europejczyków, którzy wymyślili i przygotowali grunt pod ten gatunek, waham się jednak przy zaznaczeniu jakichś wyraźnych różnic pomiędzy obiema scenami. Niezależnie od miejsca pochodzenia black metalowi muzycy zajmują się outsiderską sztuką. Stymulowanie konfliktu w jej ramach jest raczej jałowe.
Ten outsiderski tryb życia, jak zauważyłem, wyraża się często w przywiązaniu do podróży, wędrówek. Też masz w sobie żyłkę wagabundy, któremu trudno usiedzieć na miejscu?
Pewnie! Nawet teraz to czuję! Przede wszystkim planuję przejść Szkocję wszerz i wzdłuż. Gdy mój przyjaciel pokazał mi fotografie, w dwie minuty byłem gotowy wyruszyć. Powinienem wrócić do Irlandii czy Niemiec. W ubiegłym roku grałem trasę po Niemczech i nie mogę się doczekać, aby lepiej poznać ten kraj. Belgię i Polskę też, grałem w nich tylko po jednym koncercie…
Właśnie, odwiedziłeś w tym roku Poznań ze swoją grupą Beware Of Safety…
Tak… firma, którą wynajęliśmy w Niemczech wyposażyła nas w dosyć stare transformatory, nie miały obwodu bezpieczeństwa, ani czegoś by oznaczyć biegunowość wtyczki. Po pierwszych koncertach metodą prób i błędów byłem w stanie określić polarność dwóch transformatorów i w jaki sposób można je połączyć bez wysadzania bezpieczników. W Polsce listwy miały wystające uziemienie, więc nie mogliśmy w prosty sposób odwrócić podłączenia wtyczek transformatorów, aby uzyskać odpowiednie bieguny, bo wtyczki po prostu nie pasowały. W skrócie: wysiadł prąd. Na szczęście wszystko odbyło się jeszcze przed tym, nim zebrali się ludzie i udało mi się uprzedzić ekipę na czas. Show był świetny, ludzie wspaniali. Jedzenie też! Lubię pierogi, a u was były kilka razy lepsze niż te w Stanach. Ciężko namierzyć tutaj jakieś polskie jedzenie, muszę chyba nauczyć się sam je przygotowywać.
Jeśli nie koncertujesz, wyjeżdżasz czasem w okolicę?
Pewnie, Sequoia jest całkowicie olśniewająca, jest jednym z najlepszych miejsc, aby zagubić się w naturze. Tu w Kalifornii lubię także Humboldt County.
Sekwoja zawdzięcza swoją nazwę indiańskiemu uczonemu, który opracował na bazie cyrylicy i alfabetu łacińskiego system zapisu, odpowiedni dla języka Czirokezów. Czy Twoja muzyka może być odbierana jako próba przemyślenia starych muzycznych alfabetów, by dostosować je do nowych zjawisk na scenie?
Rzeczywiście staram się włączyć elementy, które są uważane za zaskakujące na black metalowej niwie, ale przede wszystkim chciałbym zredefiniować własny muzyczny język. Myślę, że trzy wydawnictwa, które zaplanowałem na ten rok świetnie się pod tym względem uzupełniają. Mój split z Frozen Ocean przywołuje niektóre pogańskie inspiracje w moich pracach bardziej bezpośrednio niż wcześniej, moja dark ambientalna płyta to całkowita zmiana w stosunku do ambient-intro i interludiów, z których korzystałem jako Petrychor, a co do trzeciego wydawnictwa – niech pozostanie na razie sekretem.
Pogańskie inspiracje?
Tak, głównie pogańskie muzyczne wpływy, ale pozostaje też aspekt rytuału w sposobie, w jaki tworzyłem kawałek na ten split, szczególnie jego środkową część.
Możesz szerzej opisać ten aspekt?
Znaczenie studiów nad folklorem i starymi tradycjami jest dla mnie związane właśnie z odkryciem rytuału. Smutne, ale magia, w znaczeniu wyczarowywania lodowych lanc czy rozmowy z zagubionymi duchami, nie istnieje. A jednak można osiągnąć podobne rezultaty poprzez praktykowanie rytuału, aby wprowadzić się w stan, w którym podobne rzeczy są całkiem realne. Na przykład, jeśli ujmiemy w ten sposób przywoływanie, to w tym sensie jesteś w stanie poznać emocje i myśli reprezentowane przez pewną istotę, ale ostatecznie te rzeczy muszą znajdować się w tobie. Dopełnianie podobnych rytuałów wprowadza świadomość w stan, który pomaga samemu dostrzec upragnione rezultaty. Niektórzy ludzie myślą, że to, że sami kształtujemy naszą perspektywę, jest przygnębiające, reagują na ten fakt uczuciem porzucenia, ja jednak myślę, że na tym polega prawdziwa filozofia wolności. Kiedy zaakceptujesz to osamotnienie i odpowiedzialność, która się z nią wiąże, możesz zacząć stosownie definiować własną postawę. Niestety nie wszyscy potrafią wziąć te kwestie pod uwagę.
Przy okazji EPki Dryad zastanawiałem się, na ile to konkretne mitologiczne odniesienie stanowi metaforę leśnego schronienia, jak blisko związane jest z pomysłem powrotu do natury?
Rzadko to przyznaję, ale trafiłeś tym w sedno. Chociaż, kiedy w końcu płyta oficjalnie się ukazała, zdecydowałem się przedstawić na okładce prawdziwą driadę, to jednak tytuł był początkowo hołdem dla idei opieki nad naturą. Jak myślę wszyscy powinniśmy się o nią troszczyć jak tylko możemy. Nie wierzę w nadprzyrodzone moce i zjawiska, ale tak jak wspomniałem, wydaje mi się, że z folkloru i otaczających go rytuałów możemy czerpać naukę.
Jaką naukę ty z nich wyniosłeś?
Ludzie często czytają teksty wywodzące się z folkloru, traktujące o magii i alchemii, nie przyznając ich autorom dostatecznego zaufania. Oczywiście, że ci twórcy nie posiedli tego zasobu wiedzy, którym my dziś dysponujemy, ale w żadnym razie nie byli ignorantami. Te teksty nie zawsze wymagają dosłownego odczytania. Dla mnie ważnym odkryciem było zastąpienie pytania "co czytać?", pytaniem "jak czytać?".
Jeszcze słówko o etymologii. Petrychor oznacza: "zapach kamieni po deszczu", przedziwne słowo, dlaczego je wybrałeś?
Bo kocham zapach i dźwięk deszczu, wszędzie.
Dusza poety. Wiem, że zajmujesz się również właśnie pisaniem wierszy. Twoje literackie wzory?
Lubię Jamesa Joyce'a, Samuela Becketta, Baudelaire'a, Williama Carlos Williamsa, Pounda i Richarda Brautigana.
Czy takie powiązanie muzyki i literatury nie jest właśnie tym, co wyróżnia północno-zachodni metal? Czymś, co przemawia też do szerszej grupy odbiorców?
Rzeczywiście, podzielam to odczucie. Ludzie tworzący w "kaskadyjskiej" dziedzinie dążą do stworzenia czegoś "większego", niż tylko kolejny metal album. Nie mówię tego, aby zdyskredytować jakichkolwiek innych muzyków, chcę tylko zauważyć, że na tej konkretnie scenie duży nacisk położono na całościowy zestaw idei związanych ze stylem życia, sztuką, literaturą, polityką i muzyką. Zgadzam się, że może to pomóc podtrzymaniu popularności wśród ludzi, którzy nigdy nie dbali o ten rodzaj muzyki i mam nadzieje, że odkrywszy nowy artystyczny świat, przesuną swoje zainteresowania dalej i poznają bogactwo wizji, które kryją się w tej muzyce.
Jaka jest relacja Twoich wierszy i tekstów, lub ogólniej, muzycznej narracji Petrychor?
Moja poezja często koresponduje z muzyką, choć nie publikuję tekstów, są one często wariacją na temat mojej poezji. Pewne wskazówki można znaleźć we wkładce Effigies And Epitaphs. Być może w przyszłości zdecyduję się zamieścić także same teksty.
Jeden wers, którym określiłbyś Petrychor?
Może słowa Teddy Roosevelta: "Do what you can, with what you have, where you are".
Ubiegłoroczny album Velnias jest znakomity. Archaiczny, prosty, świetnie zaaranżowany, z produkcją jak dębowe beczki. Podniosły, w tym znaczeniu, które da się w tej muzyce bezwysiłkowo udźwignąć. Petras jeden z liderów grupy sporo opowiada o majestacie, doskonałości, a przy okazji decyduje się sypnąć garścią gorzkich egzystencjalnych przemyśleń.

Czy to prawda, że pewnego razu ktoś przyniósł na wasz koncert truchło jelenia?
Tak, to stało się w czasie naszej trasy po Zachodnim Wybrzeżu w 2009. Świeżo zabity jeleń został oskórowany i przyrządzony, kiedy bawiliśmy w Oregon. Spośród pozostałości tej uczty każdy z członków zespołu zabrał na pamiątkę jedną z nóg zwierzęcia.
Sam też polujesz?
Na chwilę obecną nie, ale praktykuję łucznictwo i planuję zacząć w przyszłości polowania z łukiem. Przy obecnym sposobie zaopatrywania w żywność myślę, że polowanie i uprawa własnej żywności jest najlepszym sposobem gwarantującym jakość. Życie dzikich zwierząt w lesie jest naturalne, zdrowsze, wolne od wpływów współczesnego rolnictwa. W czasie polowania musisz mieć odwagę, by odebrać życie własnoręcznie, nie traktujesz wtedy mięsa jak produktu, wytworu jakiejś niewidzialnej rzeźni. Myślę, że ważna jest świadomość faktu, że zjadamy życie, aby przedłużyć nasze własne.
Na koncertach o używacie właśnie kości, rogów, ale też świec i gałęzi. Chcecie wzbudzić w widzach pierwotny niepokój?
Gdy gramy na żywo, często znajdujemy się w miejscu dalekim od tego, w którym nasza muzyka była komponowana. Nie ma już gór czy lasów, zamiast tego jest bar lub klub. Poprzez użycie wspomnianych przez ciebie elementów możemy pozbyć się sterylnej atmosfery miejsca i zanurzyć się w czymś bardziej związanym z naszą muzyką. Oświetlenie, dekoracje, szałwia, którą palimy – wszystkie są częścią tej atmosfery, choć gramy muzykę, pragniemy też zaangażować inne zmysły.
Użwyacie też spójnej emblematyki. Co oznaczają godła przedstawione na przyjętym przez was herbie?
Herb to symbol, który możemy użyć jako niewerbalną reprezentację. Wilk był uważany za święte zwierze Valeniasa, symbol jego opozycyjnej w stosunku do człowieka pozycji, pożeracz stada. Stoi na wierzchołku górskiego pasma, miejsca z którego pochodzimy, z the Rockies. Na tle gór przedstawiono runę Nauthiz, symbol sprzeciwu – sprzeciwu wobec drogi tego świata, sprzeciwu, który stymuluje zmianę i rozwój. Mam wrażenie, że i tę runę można powiązać z wizerunkiem Velniasa. Stworzono ją krzyżując młot, symbol siły i włócznię, symbol mądrości. Podążając za mądrością i własną siłą stajemy mężnie przeciw temu światu.
Velnias, czyli bóg śmierci w bałtyjskim panteonie, po chrystianizacji także diabeł...
Opierając się na litewskiej tradycji i mitologii, widzę w Velniasie więcej z boga ziemi i wiedzy, niż po prostu bóstwo śmierci. W opowieściach możemy dostrzec, że Velnias był związany ze stroną przeciwstawioną człowiekowi i jego ścieżkom, ale w nie w pełni szkodliwy sposób. Jego przedsięwzięcie czyniące życie człowieka trudniejszym, jednocześnie wzmocniło ludzi, zapewniając im wyzwania, które musieli pokonać, stając się przy tym większymi. W procesie Chrystianizacji postać Velniasa zmieniła się w figurę podobną Lucyferowi, czyli "przynoszącemu światło". Nie stanowi on wcielenia zła, raczej uosabia kogoś, kto prowokuje i inspiruje myśl. W czasach, w których człowiek ropieje we własnych wadach, widzę w Velniasie bardzo odpowiednią postać.
RuneEater otwiera kilka litewskich wersów, skąd ten pomysł?
Jak słychać moje przywiązanie do języka i kultury litewskiej jest bardzo osobiste. Cała moja rodzina pochodzi z Litwy i od dzieciństwa jej język i tradycje stały się ważną częścią mojego życia. Wierzę, że utrzymanie tej i jej podobnych kultur jest bardzo ważne, zwłaszcza że współcześnie są one powoli wypierane z naszego świata.
Co właściwie oznacza tytuł albumu?
RuneEater to rozdział o ponownych narodzinach; wchłonięciu pozorów powszechnego myślenia i dalszym pobudzaniu umysłu w poszukiwaniu właściwszej prawdy. Akceptacja pierwszej lepszej wykładni staje się dla rozumu ślepą uliczką. Prawda o rzeczywistości jest głębsza, niż to, co nas otacza.
W rozmowie z Brandonem Stosuyem, mówicie dużo o przodkach czy to w sensie muzycznych korzeni, czy innych twórczych filiacji. Kojarzy mi się to z pozostałościami romantycznego myślenia, z jego kultem przeszłości i miejsca, jako ważnych kategorii poetyckich. Myślisz, że możecie mieć z tym coś wspólnego?
Oczywiście. Nie mam wątpliwości, że mamy. Zamiast przyjmować nasz współczesny uprzemysłowiony świat, tęsknimy za prawdziwym sensem celu, impulsem pochodzącym z naszej kultury i historii, to zew krwi. Poszukujemy większych rzeczy na tym świecie, wykraczających poza codzienną pogoń człowieka. Wzbogacenie umysły, ciała, ducha – mam wrażenie, że dzielona przez romantyków tęsknota to pragnienie samorealizacji. Bez oparcia w naturze i historii miejsca, z którego pochodzi, człowiek ma bardzo kruche fundamenty. Pociąga to za sobą umysłową mieliznę i przyjęcie filozofii stada.
A jak byś opisał muzyczny fundament i cel przyświecający Waszej grupie?
Velnias narodził się staraniem moim i Andrew w 2006. Oczywiście nasze korzenie były bardzo mocno zanurzone w heavy metalu, oboje byliśmy zafascynowani blackiem i doomem późnych 80s i wczesnych 90s. Poza tymi oczywistymi wpływami powiedziałbym, że inspiracje muzyki, którą tworzymy, leżą głęboko w obrębie klasyki, muzyki filmowej i europejskiego folku. Od początku chcieliśmy czegoś więcej niż przywiązania do granic pojedynczego gatunku. Poprzez zaakceptowanie któregoś z nich jako powołania, tylko byśmy się ograniczali i ukryli prawdziwą kreatywność. Velnias jest przede wszystkim muzycznym poszukiwaniem. Wywołujemy po prostu głos, który wydaje się nam naturalny. Nie chcemy brzmieć podobnie do innych. W miarę upływu czasu, widzę, że brzmienie Velnias staje się wyróżniające, co pozwala porzucić myślenie kategoriami jednego gatunku.
Przeprowadziłeś się ostatnio w góry. Wspomniałeś, że to dla Ciebie ważna inspiracja…
Mieszkam w Roosevelt National Forest, góry stanowią bardzo ważną część mojego życia. Są w nich niezliczone miejsca do odkrycia i korzystam z każdej możliwej szansy do wyjścia w góry. Niepohamowany głód wędrówki ciągle wypycha nas w kierunku dziczy. Niektóre z tych przygód zaprowadziły nas na szczyt grani czternaście tysięcy stóp nad ziemią, tułających się na dachu kontynentu, inne pociągnęły nas w rozległą i jałową alpejską tundrę. Niekończące się pola wyszczerbionych kamieni, śnieg po pas, przenikliwy wiatr – wszystkie są częścią przygody. Żadna podróż nie jest identyczna, każda posiada własny czar i splendor.
Góry Skaliste, jak Góry Mgliste? – pytam, bo wiem, że jesteś fanem Tolkiena…
Rzeczywiście jestem. To rzeczy bardzo mi bliskie. Rzeczywistość, którą przyjmuje większość, nie jest niczym więcej niż czyjąś fantazją. Jeśli przyjmiemy takie założenie, zauważymy, że przez większość czasu to raczej nudna opowieść. Życie jest tak łatwe, jak nigdy, a zamiast poszukiwać wartościowych rzeczy, utknęliśmy, prowadząc błahe walki, zaprzątając swoją uwagę drobiazgami, detalami bez znaczenia. Myślę, że opowieści fantazji i mitu dają światu kolor i głębię, podobnie jak muzyka stanowią drogę tymczasowej ucieczki od rzeczywistości.
Co myślisz o podziale filmowej adaptacji Hobbita na trzy części?
Jestem podekscytowany tymi trzema filmami. Znając uwagę, jaką Jackson przykłada do detalu, myślę że pozwoli to opowiedzieć historię w lepszy sposób, bez pomijania wątków i że każdy rozdział trylogii będzie miał to coś, na co będzie można oczekiwać przez te kilka następnych lat.
Czy Twoje zainteresowanie mitologią, heroiczną wizją przeszłości, wynika w jakiejś mierze z pogardy dla współczesnego świata?
W jakimś ograniczonym zakresie można to tak odczytywać, ale bardziej chyba czuję, że opowieści i mity podsuwają nam cel w naszych dążeniach. Gdzie znajdziesz współcześnie wzór do naśladowania? Kim są ludzie, którzy cię inspirują? W mitach opowiedziano historię odwagi i siły, epickich czynów, nad zwykłe ludzkie możliwości. Postacie z mitów i legend podsuwają nowe wzorce, których możemy się trzymać, określają lepsze cele. Dążenia większości ludzi są często zbyt ograniczone i błahe, a przecież posiadamy możliwości, aby robić lepsze rzeczy. Czemu by nie postarać się wprowadzić ich w życie?
Ostatnio Otrebor z Botanist przedstawił mi swoją koncepcję zagłady ludzkości. Też oczekujesz tak agresywnej, nagłej zmiany zasad?
Nie jest tak, abym czegoś oczekiwał. Jeśli coś nastąpi, to nastąpi. Nie przykładam wagi do owiec. Wielu bezużytecznych ludzi podąża za trendami, z aktualnym nurtem. Stado jest ogromne, ale może wpłynąć na ciebie, tylko jeśli na to pozwolisz. Moje pasje są inne. Ci ludzie nic nie znaczą w moim życiu. Byłoby idealnie, gdyby zginęli albo osiągnęli pewien stopień świadomości, który pozwoliłby im starać się o ważniejsze cele, ale nie chce mi się tracić mojego własnego czasu, aby martwić się o ich sprawy. W rzeczywistości ludzie egzystują i marnują zbyt wiele czasu, utrwalając bezużyteczny próżny świat, zapewniając sobie bufor przeciw podstawowym potrzebom przetrwania. Gdyby ograniczyć czas poświęcony błahostkom, pozwoliłoby to staczać w życiu większe pojedynki.
Czyli uważasz, że jako ludzie straciliśmy balans? Żyjemy według fałszywych zasad?
Pewnie, że tak. W dostępnej nam perspektywie możemy usunąć się w cień do tego stopnia, że będziemy zdolni obserwować trendy i ramy, z którymi boryka się człowiek. Teraz jest zagubiony. W ciągłej pogoni za materialnym zyskiem, który poza zbudowanym przez niego systemem nie znaczy zupełnie nic. Królowie tego świata to nie szlachetni i dobrzy ludzie, nie zdobyli szacunku wspólnoty, fundamenty ich władzy tkwią w materializmie. Bez niego są nikim i człowiek, inwestujący w siebie zyskałby nad nimi przewagę. Nawet nasz wyścig intelektualny toczy nas, jak złośliwy rak. Szukamy odpowiedzi na wszystko, ale w jakim celu? Jeśli ktoś wystąpi z szeregu i spojrzy z boku na naszą ludzką egzystencję, może dostrzec relatywizm tego wszystkiego. Rozległy zbiór wiadomości, które zyskał człowiek, doszedł do takiej objętości, której powaga prawdy nie może już spójnie utrzymać. Także myśl i rozum osiągnęły punkt krytyczny, gdzie informacja jest właściwie bezużyteczna. Zmienny plon niekończących się scenariuszy i intencji wymył z tego wszystkiego jakąkolwiek wartość. Na szczęście taka perspektywa pozwala nam też dostrzec, że wszystko zatacza koło. Ostatecznie rzeczy zmienią się – to jak przypływ i odpływ. Poprzez introspekcję możemy znaleźć jedność otaczającego nas świata i poczuć, że w zachodzących procesach w grę wchodzi więcej czynników, niż te, o których nam mówiono.
W wyobraźni Aarona Weavera odrodzenie i powtórny świt świata łączy w sobie cechy buddyjskiej cykliczności z nordyckim królestwem Baldra, czy powrotem króla pośród kwitnących jabłoni i tryumfalnej muzyki. Idylla, koniec trosk. Black metal, rodzaj tęsknoty, twierdzi Weaver, w krainie snu i łowów stanie się nieautentyczny, straci rację bytu. Całkiem inaczej podsumowuje to mój rozmówca z Velnias: "Na tę muzykę zawsze będzie miejsce. To przecież jeszcze jeden kolor na rozległej palecie barwiącej egzystencję. W istocie, światło i ciemność są względne, dla każdego dźwięku zawsze znajdzie się odpowiednie miejsce. Nie wierzę, że z ponurych tonów zawsze wynika smutek. Człowiek może ze wszystkiego czerpać naukę i nawet najbardziej posępna melodia może go pchnąć we właściwym kierunku".