SPECJALNE - Rubryka
Auto-da-fé: Kwiecień-Czerwiec 2011
9 lipca 2011
Auto-da-fé: Kwiecień-Czerwiec 2011
autor: Wawrzyn Kowalski
Sezon ogórkowy za sprawą śmiercionośnych warzyw hiszpańskich i kibiców ŁKS zaczął się w tym roku wcześniej. Minęło też sporo czasu odkąd Frodo ruszył do Mordoru, zjadł ostatniego lembasa i ślad po nim zaginął. Podsumowując ten kwartał w mrocznych i dzikich krainach nie sposób ukryć rozczarowania. Nie odnalazł się żaden złowrogi artefakt, nie zebrała się armia ciemności, płyty solidne (Krallice) stanowiły rzadkość, nowe filozofie (Litrugy) okazywały się domorosłe i mało porywające. Nie można w nieskończoność nazywać ożywczym sokiem popłuczyn po post-rocku, czy kolejnych, teraz już deathmetalowych, reinkarnacji Neurosis. Racząc się więc w tych ciemnych dla mrocznej muzyki czasach jakimś zdecydowanie lekkim drinkiem, spalony słońcem jak po za wczesnym wyjściu z krypty, nakreśliłbym pięć wydarzeń, które metal-maniaka mogą napawać nadzieją, dając mu siłę aby nadal żył, nienawidził i robił te wszystkie rzeczy, które robić musi, aby w sercu płonął ogień. I oby, jak określił to Ozzy Osbourne w swej biografii, tego lata ”żaden chamski deszcz nie padał”.
1. Kolejna płyta Anvil Zrobili to! Po zawirowaniach z wydaniem This Is Thirteen kanadyjscy protoplaści thrashu grają dalej, tak jak robili to przez minione trzy dekady dla tych kilku osób na sali. Historia Kowadła zatoczyła krąg, a Lips i Robb swym autentyzmem i determinacją zadają kłam modom i revivalom. Jeśli nie widzieliście Story Of Anvil, to czas najwyższy, tymczasem czapki z głów, za to że Beavis and Butt-head kanadyjskiej prowincji znaleźli czas na nagrywkę w przerwie robót na budowie czy rozwożenia pizzy po gimnazjach.
2. Znani i sławni parają się czarną magią.”Oh Black Metal You So Misunderstood!” Ostatnie lata to dla Nicolasa Cage’a nieustające pasmo dobrej zabawy. Wcielał się niedawno w czarnoksiężnika i łowcę czarownic, a jego syn Weston, jak na ucznia maga przystało, nagrywa nową płytę pod okiem ziomka z In Flames. Popisy Eyes Of Noctum można sprawdzić tutaj . Kręci się spirala zła, bo po takim wywiadzie dla MetalSucks także Tommy Blankenship z My Morning Jacket trafia do ulubionej przez nas kategorii: ”Bohaterowie Niezalu Fanami Metalu”.
3. Tytuły nowych piosenek Mastodona Było już o nich trochę w tym tygodniu. Będzie o nich głośno na jesieni. Nowy album o budzącym respekt tytule The Hunter ukaże się w okolicach października. Najbardziej wyczekiwanym utworem stał się momentalnie ”The Octopus Has No Friends”, lecz depczą mu po piętach ”Curl Of The Burl” i ”Stargasm”. To jest tak złe, że nie może nie być dobre. Obudzili się także inni śpiący giganci, teaser nowego materiału Baroness nie ujawnia nic, choć spodziewać się można jeszcze większych stargazmów.
4. Majowy koncert Electric Wizard Jeśli ktoś miał jakiekolwiek wątpliwości, że można przez półtorej godziny słuchać tego samego utworu i nie znudzić się wcale, powinien pójść na koncert tych angielskich wiedźmiarzy. Wraz z Godflesh spodziewany top całkiem dobrego festiwalu, a organizatorzy też nie wycinali publice zabójczych żartów, jak przesuwanie Killing Joke przed Huntera. Cieszyły za to oldschoolowe wizualizacje, w których prawdopodobnie odnaleźć można było pikantniejsze sceny z Rites Of Uranus lub Eugenie..The Story Of Her Journey Into Perversion.
5. Nowa płyta YOB Jeśli chodzi o archaiczny inspirowany Black Sabbath doom Electric Wizard ma chyba tylko jednego konkurenta. O ile Anglicy torturują piękne blondynki ze starych włoskich filmów w jakiś oślizgłych piwnicach, o tyle Mike Scheidt lider YOB strąca śnieżne czapy ze szczytów Gór Skalistych niebotycznie potężnym riffem. W czasach kiedy zabrakło Sleep, sen z powiek spędza zapowiadana na sierpień Atma, a silne heavymetalowe wpływy dadzą o sobie znać w zapowiedzi.
Na koniec kilka hitów z mojej playlisty przygotowanej na Nocy Kupały:
Batillus
Furnace
[Seventh Rule]
Po udanym ubiegłorocznym splicie z Hallowed Butchery nowojorczycy po raz kolejny robią wjazd masywnym tankowcem i wciskają na samo dno w mroczną toń, gdzie światło nie świta. To poważne sprawy, nowoczesne down-tempo w całej hipnotycznej OKAZAŁOŚCI. Fade’a Kainera można kojarzyć z koncertowego otoczenia Jarboe, w którym znajdziemy także Eirka Wundera. Pewne analogie z Cobalt trzeba by też nakreślić tam, gdzie czysta produkcja wyżyma z balckowych elementów para-symfoniczny ciężar.
Helms Alee
Weatherhead
[Hydra Head]
Propozycja Hydra Head skierowana dla fanów Kylesa i Torche. Z jednej strony przetykane głosy damsko-męskie, pop-sludge’owe podkłady, dalej: charakterystyczne zaciągania łączące punk ze słonecznym chórem. Trochę podsumowanie ostatniej dekady, bo od Helms całkiem blisko do Keel(haul), ale nowa płyta, choć przesuwa zespół w hierarchii, pełna jest nie do końca wykorzystanego potencjału.
Psychic Limbs
Queens
[Clairvoyant]
Takich ciosów zabrakło w pojedynku Kliczko – Haye. Szybka wymiana zakończona ciężkim nokautem. To my leżymy na deskach, robiąc karierę jak Saleta. Nagrany przez Colina Marstona z Krallice naspeedowany grind przypomina połączenie Scum z najbardziej furiacką kawalkadą Converge. Niby dwadzieścia minut, a czas leci szybko jak w najkrótszej rundzie Gołoty i towarzyszy mu podobna doza dezorientacji. Co się stao?
Pulling Teeth
Funerary
[A389]
Niezłe były iluzje/deluzje serwowane przez tych thrashpunkowców wcześniej. Taki ”Bloodwolves” naprawdę wprowadzał rozmach Reign In Blood na hardcore’owe salony. Nowy album też nie zawodzi oczekiwań. Desperacko wypluwane teksty, szczypta ostrych jak brzytwa chaotycznych rozbojów, w której na zacięcia wysypuje się szczypiącą slayerową sól. A jednak czasem mam wrażenie, że ten album za często zacina właśnie, zamiast raz a dobrze ukłuć serce.
Ulcerate
Destroyer Of All
[Willowtip]
Najlepszy death metal powstaje na Antypodach. Przez Portal wróciliśmy do brudnych i strasznych korzeni, gdzie korytarze cuchną wilgocią, a za rogiem czają się postaci z koszmarów. Dzięki bandzie włochatych kiwi z Ulcerate możemy pławić się w artyzmie Neurosis i brutalnym szlamie zarazem. Cięższe spięcia przywodzą na myśl Deathspell Omega lub wojenne młoty Lair Of The Minotaur, ale kanciastości spiłowane zostają technicznym pilnikiem instrumentalnych pociągnięć. Takie próby, tyle że z blackiem, podejmowało dawniej Nahtmystium, tym razem także skutek jest co najmniej aprobowalny.
Dobra wiadomość jest taka, że choć wcale tego nie widać, noce stają się teraz coraz dłuższe, a po lecie przyjdzie jesień i szaruga. Do zobaczenia w lepszych czasach.
–Wawrzyn Kowalski