SPECJALNE - Relacja

Liars

11 października 2004



Liars
8 Sierpnia 2004, Jazzgot, Warszawa


"I think that Warsaw, right now, is trendier than Brooklyn, New York". Ta wypowiedź wzbudziła na widowni euforię. Jednak. Nie zapominajmy, że powiedział to Angus Andrew, który firmuje artystyczną działalność swojego zespołu marką "Liars". "Yesterday we went to Krakow, and we didn't play a show there, but we certainly got down. And while we were in Krakow, we learned a new Polish word, which we now use very often. You wanna know what that word is...?". Aprobujący ryk widowni. "Ok, we will tell you what that word is. And the word is... REEEEEAAAARRRGHAAAAAUU!!!!!!!!!!!!!". Tak mniej więcej przedstawiały się dyskusje frontmana zespołu ze zgromadzoną publicznością, stanowiące integralny element koncertu. "So who's down for Beyonce? 'Crazy In Love', anyone? Oh, the white guy in the front. O-o, o-o, o-o nanana...". Pojawia się pytanie, czy chodziło tylko o muzykę, czy raczej o bycie "trendi". Zaprezentowany przez artystów materiał pochodził bowiem nie z ich świetnego post-punkowego krążka They Threw Us All In A Trench And Stuck A Monument On Top, lecz stanowił wprowadzenie do tegorocznego They Were Wrong, So We Drowned, albumu o charakterze noise'owo-eksperymentalnym, inspirowanego teutońskimi legendami o wiedźmiństwie.

Angus wystąpił z początku w czerwonym, quasi-roboczym kombinezonie z kapturem, który już po chwili plątał mu się w okolicach kostek... (Przemiana odsłoniła czarny podkoszulek z cekinami i wystającą spod niego białą suknię, wielokrotnie później podnoszoną w celu ekspozycji majtadasów.) Nawalający z przekonaniem w perkusję (do tego stopnia, że przesunęła się o dobry metr do przodu) Julian Gross przywdział z kolei coś w rodzaju rzymskiej tuniki z lumpeksu, połączonej z mini-spódniczką. Na tym tle miotający się pomiędzy gitarą, a automatem perkusyjnym Aaron Hemphill przypominał grzecznego chłopczyka. I chociaż interesujących motywów dało się słyszeć niewiele, to show był jednym z lepszych, jakie widziałem. Mamy postmodernizm (cokolwiek by to nie miało oznaczać), wszyscy udają zblazowanych. Kiedy ostatni raz widzieliście rasowe wywracanie do góry nogami sprzętów scenicznych i mikrofon lecący pod powałę, okręcający się kablem na belce? I jak często wokalista siada na kolanach sympatycznym okularnikom z pierwszego rzędu, nie przerywając przy tym śpiewu? No właśnie.

Ogłuszający hałas i diaboliczne manipulowanie cyfrowymi efektami przy wokalu sprawiały wrażenie sabatu, dekonstrukcji, rozważań o śmierci i wpisywały się w kulturowy projekt wywoływania duchów (a la projekt Dziadów bez kursywy albo przynajmniej ja to tak odebrałem, bo opinie były podzielone i skrajne). Innymi słowy antropologia widowisk dla blondynek z pierwszego rzędu w modnych Conversach, gościa pozującego na Iana Curtisa i kolesia pod krawatem, który wpadł na koncert prosto po pracy w kancelarii prawniczej. Rozmawiałem z bratem Juliana, który rejestrował niewielką kamerą cały proces i argumentował, że warszawski show był jednym z lepszych w wydaniu grupy i z pewnością znajdzie miejsce na planowanym DVD. W ten sposób warszawscy hipsterzy odnajdą wreszcie swą drogę na Brooklyn. Czy wiedzieliście, że Angus chodził z Karen O z Yeahs Yeahs Yeahs? "Do the twist / Before I scream" i oby więcej takich pogibańców zbłądziło pod nasze strzechy. Rubaszne, noise'owe czerepy z Brooklynu kontra zdezorientowane, skwaszone polskie miny owocują moim zdaniem wieczorami jedynymi w swoim rodzaju. Inna sprawa, że to rzecz raczej dla koneserów.

–Tomasz Gwara, Październik 2004

BIEŻĄCE
Ekstrakt #5 (10 płyt 2020-2024)
Ekstrakt #4 (2024)