SPECJALNE - Relacja
Lenny Valentino
11 grudnia 2001Lenny Valentino
26 Listopada 2001, Program 3 Polskiego Radia (studio im. Agnieszki Osieckiej)
Studio imienia Agnieszki Osieckiej w Trójce ma swoją niepowtarzalną atmosferę. Czy będzie to koncert jazzowy, rockowy, czy jakikolwiek inny, tam zawsze inaczej słucha się muzyki. Kameralny klimat, może z tego powodu, że sama sala jest mała. Poza tym, tam nigdy się nie skacze. Nawet jak wykonawca przywali mocno, to publiczność pozostaje prawie nieruchoma; jedynie co bardziej energiczni słuchacze nieznacznie podrygują. Tak to właśnie wygląda w trójkowym studiu.
Lenny Valentino był więc chyba wymarzonym zespołem do zaprezentowania się w tej salce. Bo Lenny Valentino nie hałasują zbytnio. Prawdę mówiąc, oni w ogóle nie hałasują. Raczej jest to gra barw, nawet gdy ekspresyjna, to nigdy nie hałaśliwa. Najgłośniejsza była perkusja w "Domu Nauki Wrażeń". A poza tym? Było nastrojowo. O tak, "nastrojowo" to słowo świetnie określające ten koncert. I my, wysłannicy Porcys.com, wcale z tego powodu nie narzekaliśmy. Bo nie poszliśmy na Lenny Valentino dla hałasu, ostrego rockowego grania, ani czegokolwiek innego.
Szliśmy na Lenny Valentino pod ogromnym wrażeniem ich debiutanckiej płyty, Uwaga! Jedzie Tramwaj. Wokalista Myslovitz, trzech kombinatorów ze Ścianki i jeden młodziak, przebijający się dopiero ze swoją kapelą Negatyw, niespodziewanie wyczarowali kapitalny album, który urzeka i zniewala (jak mówi jedna reklamówka). Dobrze, nie będę udawał i powiem to: ta płyta mnie (i nie tylko mnie) rozwala! Bez kitu, kolesie nagrali coś, co jeszcze kilka temu byłoby w polskiej muzyce nie do pomyślenia! Piękne melodie, pokręcone aranżacje i wzruszające teksty, a wszystko jak rzadko kiedy układa się w dzieło z prawdziwego zdarzenia. No ale dosyć o płycie, miałem przecież mówić o koncercie.
Artur Rojek stał z przodu ze swoją gitarą. Lekko po lewej miał Mietalla, którego fryzura zdradzała wyraźną inspirację Colinem Greenwoodem. Dalej Jacek Lachowicz i jego klawisze, z tyłu Arek Kowalczyk, po prawej Maciek Cieślak, przez cały koncert zapatrzony w swoją gitarę. Sam występ? Zagrali praktycznie całą płytę, pomijając jedynie wybitnie studyjne "Dla Taty". Łatwo się domyślić, że największe poruszenie wywołali "Domem Nauki Wrażeń", bo ten funkcjonował sobie od jakiegoś czasu w radiu i (sic!) telewizji. W końcu singiel, nie ma się co dziwić. Po prostu większość widowni nie znała jeszcze płyty. W "Dzieciach 2" Mietall "przesiadł" się na gitarę, a Cieślak założył bas, co nie przeszkodziło im zahipnotyzować nas wspaniałą, jeszcze bardziej niż na krążku rozbudowaną improwizacją. Podobnie "Jesteśmy Dla Siebie Wrogami" – na płycie niecałe dwie minuty, na żywo zaś regularny utwór, rozmiarami nie ustępujący pozostałym.
Aż tu nagle: skończył im się materiał. I co teraz? Najpierw zaskoczyli nieco i zaprezentowali alternatywną przeróbkę popowego klasyka "Don't Answer Me" Alan Parsons Project. Naprawdę alternatywną: zwolnione tempo, jakieś dysonanse w tle. A potem? Lachowicz zażartował: "To co, gramy całą płytę od początku?". Po czym Rojek wyjaśnił, że panowie nie przygotowali nic ponad program i mogą co najwyżej zagrać coś, co już dziś było. I rzeczywiście, powtórzyli jeszcze dwa kawałki, niczym smarkacze z podstawówki na swoim pierwszym publicznym występie. Ale nie mieliśmy pretensji. Tych dźwięków można słuchać w nieskończoność.
W sumie, jak wiadomo, Lenny Valentino nie jest zespołem w klasycznym znaczeniu tego słowa. To raczej projekt, którego głównym architektem jest Rojek, a pozostałych czterech muzyków jego współrealizatorami. Mimo jednak faktu, że Uwaga! Jedzie Tramwaj należałoby zgłębić na słuchawkach nocą, taki koncert też może być źródłem wielkich przeżyć. Powiem tak: stoisz kilka metrów od gości, którzy tę płytę zrobili...
–Borys Dejnarowicz, Grudzień 2001