INNE - PORCAST
Alicja Boratyn
"Angel"
Z czysto marketingowego punktu widzenia, Blog 27 był przedsięwzięciem dogranym perfekcyjnie. Dziewczyny, chociażby z racji swojego wieku, odcinały się od znakomitej reszty odpustowych tandeciarzy tworzących polski show-biznes. Ze swoją mieszanką punk-pop-hopu wstrzeliły się tak precyzyjnie w modę zapoczątkowaną przez Avril Lavigne i skrzętnie podchwyconą przez androgeniczną osobliwość, tworzącą wraz z trzema innymi młodymi Niemcami, zespół Tokio Hotel, że łatwiej mi uwierzyć, iż to dzieło przypadku niż owoc dalekowzroczności jakiegoś nygusa z wytwórni. Wreszcie, jedna była brunetką, druga blondynką. Jedna była "szalona" i "drapieżna", druga "rozważna" i "romantyczna". Jedna skończyła śpiewając rzewne ballady, siedząc przy pianinie, skąpana w płatkach śnieg niczym jakaś tania wariacja na temat Eltona Johna. Druga jest w przededniu wydania debiutanckiego albumu Higher, który odbieram jako dobrą wróżbę, dla jej dalszej kariery.
Słuchając niewiele ponad minutowych wycinków utworów zamieszczonych na stronie Ali, doprawdy niezmiernie trudno poczuć się zaskoczonym. Nie znajdziecie tam produkcyjnych fajerwerków, czy stylistycznych volt. Nawet w porównaniu do brzmienia Blog 27 wycinającego zgrabne piruety między teen popem, hip-hopem i naiwną wizją punka, piosenki Ali kurczowo trzymają się recept wypisanych przez wspomnianą wyżej Avril Lavigne w czasach gdy przez nasze tele-/radioodbiorniki przetaczała się fala kulminacyjna jej świetności. Singlowy "Angel" to pochodna menstruacyjnego rocka lat dziewięćdziesiątych, w którym, między innymi, lubowała się kanadyjska ulubienica nastolatek i snobistycznych środowisk recenzenckich ILM. Prosty riff gitary elektrycznej łamie wejście akustyka, stanowiące wyściółkę dla przyzwoitych popisów wokalnych Alicji. Po drodze natknąć się można na nieśmiałe syntetyczne plamki i raczej lekko przeszarżowane partie gitar na ostatniej prostej. Nie jest to może szczyt kompozycyjnej finezji, ale w dobie różnych diamentowych dziwek, post-creedowych popierdółek zdobywających sopockie laury i innych wytworów krajowego rynku muzycznego, z którymi permanentna styczność na niwie zawodowej znacząco podnosi wysokość składek ubezpieczenia pracowniczego, piosenka, którą da się wysłuchać w całości (a może nawet i zanucić), jawi się niczym skarb. I niech pikanterii sytuacji doda fakt, że w świetle wspomnianych wyżej sampli, w opinii niżej podpisanego, ten kawałek jest najmniej oczywistym kandydatem na singla.
• zobacz »