PLAYLIST
Sleigh Bells
"Tell 'Em"
Sleigh Bells mają już na wejściu podstawowy problem – nie są hajpem NME. Nad lansowanymi przez Pitchfork nowostkami nie przechodzi się jeszcze unoszeniem brwi akcentowanym kwitkiem, że wiadomo, nikt nie będzie słuchał, słabe jak nie wiem. Prawie każda zajawka niegdysiejszych chicagowców wymaga przed konstatacją "overrated" co najmniej kilku przesłuchań, nierzadko kończących się pełnymi złudnych przesłanek sądami-dupami. Ja akurat pałam nieodwzajemnioną słabością do noise popu, toteż "Crown On The Ground" wzbudził niejakie nadzieje swoim M.I.A.-hymnicznym, rudymentarnym waleniem w struny oraz kokos i wysokimi wymaganiami w stosunku do wzmacniacza, okraszonymi niewinnym dziewczęcym wokalem. Przy okazji drugiego "singla" wygląda na to, że bombastyczny, hipsterski amp-pop to właśnie kierunek, w jakim podąża duet chłopaka z zespołu hardcore'owego i dziewczyny z zespołu dziewczęcego.
Rola wzmachola może nawet nie być aż tak istotna, może po prostu hałaśliwa płaskość tej girlsbandowej sieczki to efekt przemyślanej, chujowej kompresji. Nie wiem czy celem PR-u Bellsów było skupienie publicznej uwagi na aspekcie brzmieniowym, ale ku temu to grawituje – proste piosenki jak od Ninja High School podniesione zostały w miksie do granic nawet nie utraty słuchu (bo od tego mamy Excepter i tam dzisiejsi bohaterowie powinni skierować swoje efedrynowe oczęta), tylko do bardzo głośnego, choć całkowicie przystającego do ludzkiego ucha pułapu. To taka trochę mistyfikacja: skromne choć wypchane niezborną tarcicą tonów riffy w ramach electropopowych taktów to tak naprawdę wszystko co tu się dzieje. A nie, że hardkor.
Należy im mimo wszystko oddać, że całkiem sprawnie odnajdują się w tej konwencji. Alexis właściwie bezbłędnie (czyli, gdyby odrzeć z kontekstu – dość nieporadnie) unosi się na majku nad falą wystrzałów i zgrzytów, nieomal kontrapunktując nie tylko zawiązanie motywu głównej gitary, ale także rwany temacik poniekąd zapożyczony z FutureSex/LoveSounds, tam gdzie arpeggiowane mostki napawały Timbalanda dumą. Nic, że to praktycznie Arular nagrany struną, bębnem i poszarpanymi membranami (nawet label jest tu tropem). Nic także inkorporowanie bitów od bardziej znanych poprzedników. Sleigh Bells to zespół na piątkę, a cięcie poznawcze dokonane na co bardziej próżniowych elementach ich piosenek zupełnie wystarcza, żeby polubić. I, do licha, głośniki.
• posłuchaj »