PLAYLIST
Madonna feat. Justin Timberlake & Timbaland
"4 Minutes"
Porządek. Lubię. Jak coś się nazywa "Song 2" to faktycznie jest drugą piosenką na
płycie. "3 The Hard Way" ukryte jest pod trzecim indeksem. A kawałek "4 Minutes" trwa
faktycznie cztery minuty – tak podpowiadałby instynkt. Niestety, w konsumpcyjnym
społeczeństwie trzyminutówek, szefom Warnera instynkt podpowiedział zupełnie co innego i
z oryginalnej wersji wycięli 40 sekund. Chociaż może się czepiam nadmiernie, bo wszak
przez tę cenzurę najbardziej pokrzywdzeni zostali Timbaland i tykający budzik. W
ostatecznym rozrachunku utwór zyskał na dynamice. Niezależnie od tego jak bardzo
niepotrzebny będzie nadchodzący album, tego singla raczej lubię, mimo rozlicznych faux pas popełnionych na przestrzeni tych kilkuset sekund.
Po pierwsze – Madonna wydając swój ostatni album, powinna pozostawić po sobie dobre
wrażenie, bo taki jest chyba sens wydawania ostatnich albumów z premedytacją. I
rzeczywiście, przez pierwszą zwrotkę ma się wrażenie, że jej kreacja scenicznej diwy
wydaje się odpowiednią. A potem na 01:50 (Radio Edit) wchodzi pierwsze odstręczające
"yeeeah", zwiastujące chwilę późniejsze jeszcze gorsze "YEEEEEEEAH". Trochę boli, ale
nie stanowi największego problemu.
Kłopot z "4 Minutes" polega na czym innym. Bo jak przylazła trójka nadambitnych muzyków
i każdy wrzucił swoje piętnaście groszy, to nagle okazało się, że przez cały utwór mamy
do czynienia z kulminacją wszystkiego. Intrygujący wokal Timberlake'a A.D. 2006 miesza
się z rozrywkowym wokalem Timberlake'a A.D. 2001. Problem z operowaniem przez Madonnę na nie przystających do siebie poziomach poznania został wspomniany. A Timbaland za pomocą elektronicznych trąbek zafundował nam takie natężenie brzmieniowe, iż ciężko wyłapać moment mostka czy refrenu. To znaczy przypuszczam (przypuszczam), że zaczyna się od słów "Time is waiting", ale to jest do podważenia. Nie ma reguły przełożenia intensywności na jakość, więc tym razem Madonna nie zejdzie ze sceny singlem roku. Ma natomiast spore szanse w kategorii "najbardziej bezsensowna i brzydka okładka płyty". Ale nie mnie oceniać życiowe ambicje gwiazd.
A w ogóle to miałem taki sen przed chwilą, że wszystkie obrazki na stronie głównej
obrazowały dziecinadę za pomocą Tygryska bawiącego się klockami w pastelowych barwach.
Na prawej kolumnie była recenzja Jimmy Eat World, na środku – come back Jimmy'ego
Sommerville'a, nie wiem co było w porcaście. Innym wątkiem była recenzja nowej płyty MBV w formie dźwiękowej, no ale ją akurat zachowam sobie na odpowiedni moment.
Zobacz także:
Madonna - Hung UpMadonna - Sorry
Madonna - American Life
http://www.myspace.com/madonna