PLAYLIST
Madlib
"Worldwide"
"To zainteresuje pewnie Mateusza Jędrasa. Otóż jest to suita 30-minutowa posklejana jak hip-hopowe Avalanches, Madliba pojebało".
W miksie zarejestrowanym u Gillesa Petersona (tego zsamplowanego w otwieraczu Boy In Da Corner, u którego to wszelakie tuzy urban music grały i nie tylko, stąd prestiż), Madlib użył nowych dla siebie rozwiązań (może płuca też mu piszczą), czym poprawił swój dotychczasowy wizerunek, a wręcz ewaluację umiejętności. Miesza afrobeaty, vintage soul (w ogóle termin vintage tu rządzi, żeby was zaskoczyć) i hip-hop z jazzem/funkiem (och, druga sensacja, panie), dobór składników mieści się więc w standardach soundtracku do zwijania blantów. Wkleja on Sun Ra ("Real Talk" zresztą, profanator madafaka), Herbiego z bootlegu z Francji z całkiem niezłego zresztą koncertu, Young Jazz Rebels (czyli siebie) oraz kupę swoich (i nie swoich) bitów zbudowanych na kupie sampli ze źródła rozprzestrzenionego na całość (niemal) dokonań między innymi negroidalnego pochodzenia twórców. Yo. Bo obecne produkcje Otisa (niniejszy wybryk głównym wskaźnikiem) to w największym stopniu: etos gęsto układanego bitu i czarnomuzia psychodelia.
A jest to "jakby" "część" "promocji" nowego "albumu" Quasimoto, gdzieś tam nawet wkomponowany "Seasons Change". Wszędzie go pełno co pewnie i cieszy, "stawiam pierwszy lepszy szóstkowy bit Madliba przeciw każdemu gównu z Roc-A-Fella", wiadomo. Ciągle pod wpływem Sun Ra, pomieszał był taneczną funkowość ze zbiorem teksturowym równym, nie przymierzając, Madvillainy, czy z cytatami jazzowymi jak z czasów, kiedy cytował z jazzu bez większych skrupułów przeplatając epifenomenizowanie z pieczołowicie zbieranymi próbkami perkusjonaliów. Teraz jeszcze clapy, żeńskie i męskie soulowe (i neosoulowe) wokale, dzwoneczki, coraz gęstsze i bardziej płynne werblestopyhihaty z "talerzowaniem" stricte od-jazzowym. Ponadto polecam doznania podczas płynnych przejść, wplatania nowych wątków, tematów i lekkich zmian klimatu przy ledwo modyfikowanych rytmach tu, a skrajnie tam. Postać tych płynnych przejść, wplatania nowych wątków, tematów i lekkich zmian klimatu przy ledwo modyfikowanych rytmach tu, a skrajnie tam! I wracając w szczytowym momencie do pierwszego zdania, notabene cytatu; owszem, jak cholera mnie zainteresowało choćby dla momentów gdzie "chillout musi być", bo drgawki i zwijać się nie da. A płuca już gotowe, choć istotne też, że tak wygląda współczesny hip-hop z undergroundu o ambicjach recyklingowo-przystępnych, jakkolwiek słabo to nie wygląda na tutaj. Plus za to, że sam sobie tworzy, napędza i realizuje koniunkturę nie mając zbyt wielu konkurentów. Bez ciężkostopowo-tłustobeatowego patosu i tuszujących brak treści turntablistycznych ekscesów.