Polskie festiwale są dla plebsu. Baw się w Reykjaviku

5 czerwca 2015

Już od lat nie stać Was na Open'era? Przecież chcieliście, żeby było jak w Europie. Tam trend coraz droższych biletów dopiero się rozkręca. Możecie się spodziewać, że już niedługo za najdroższy karnet trzeba będzie zapłacić znacznie więcej niż 630 złotych. Dla tych, dla których Open’er nie jest już premium tylko TLK, mamy specjalną ofertę. 200 000 dolarów – tyle dokładnie wynosi cena "utimate passes" na Secret Solstice, festiwal który odbywa się w Reykjaviku. Organizatorzy szczycą się tym, że ich bilet jest najdroższy na świecie.

Załóżmy więc, że dostaliście spadek, wygraliście w lotka czy skądtam ludzie biorą tyle pieniędzy. Co dostaniecie w zamian? Oprócz możliwości posłuchania Wu-Tang Clan, FKA twigs, Kelis, MØ, Hercules and Love Affair i Charlesa Bradleya (nie brzmi to zachęcająco), w cenę wliczono bilety lotnicze pierwszej klasy, nocleg w luksusowej willi w Reykjaviku, transport helikopterem gdziekolwiek chcecie, w tym na słynną Bláa Lónið, usługi prywatnych asystentów, samochody z kierowcą dostępnym 24/7... Uff. Nie, to nie wszystko. Czeka was jeszcze także prywatne yacht party oraz zespół kucharzy na każde zawołanie, którzy przygotują dla was lunch w kraterze uśpionego wulkanu. Aha, no i prywatny występ jednego z headlinerów, gdybyście zapomnieli, że jesteście na festiwalu – w końcu to muzyka jest na nich najważniejsza.

Kamil Babacz    
BIEŻĄCE
Ekstrakt #5 (10 płyt 2020-2024)
Ekstrakt #4 (2024)