SPECJALNE - Wywiad
Wywiad z Myslovitz
24 grudnia 2003Wywiad z Myslovitz
z dnia 13 Maja 2002
autor: Jędrzej Michalak
Myslovitz – grupa, którą zna i lubi mniej lub więcej każdy polski fan rocka. Istnieją na naszym rynku od 1995 roku – wtedy to ukazał się ich debiut, zatytułowany po prostu Myslovitz. Płytka nie zapowiadała kapeli świetlanej przyszłości, ani teksty nie były jakieś powalające, ani melodie jakieś wspaniałe. No, taka popowo-rockowa muza. Drugi album, Sun Machine (ukazał się ledwie pół roku po debiucie), był małym kroczkiem do przodu; wszystko na odrobinę wyższym poziomie, koncept piosenek nie tak denerwująco prosty. Niestety, ciągle to nie było to, grupa potrzebowała większej zmiany.
Z pewnymi nadziejami czekano na więc na kolejną płytę Myslovitz – Z Rozmyślań Przy Śniadaniu. Członkom zespołu wydawało się, że nagrali coś naprawdę dojrzałego, coś co przekona do nich wreszcie krytyków i szersze grono słuchaczy. Fakt, trzeci krążek jest lepszy od poprzednika, ale... znów za mało lepszy. Choć prawdą jest, że płyty słucha się przyjemniej, niźli wynikało by to z jej recenzji i opinii, które oceniały album raczej negatywnie. Odzew u samych fanów też nie był taki, jaki wymarzyła sobie grupa: krążek nie sprzedał się dobrze.
Na szczęście kapela postanowiła nie poddawać się i nagrać kolejny album. I dobrze! Wydana w 1999 roku Miłość W Czasach Popkultury sprzedała się w ponad stu tysiącach egzemplarzy! Wszystko dzięki ogromnej popularności utworów "Długość Dźwięku Samotności" oraz "Chłopcy". Nie da się ukryć, piosenki te (a zwłaszcza druga) są tym, czego Myslovitz poszukiwało od początku kariery. Gitary zagrane wreszcie bardziej oryginalnie, słowa naprawdę poruszające, melodie, które krążą po głowie przez długi czas. Brzmienie poprawiło się kilkakrotnie, poza małymi fragmentami nic już w nim nie irytuje (jak to bywało na pierwszych trzech albumach grupy). Na Miłości W Czasach Popkultury jest kilka momentów słabszych, zbytnio kojarzących się z kiepskimi piosenkami z poprzednich płyt. Ale najwięcej jest kawałków naprawdę świetnych, jak choćby "Gdzieś", "Noc", czy też "My". Słowa najlepsze, jakie Myslovitz kiedykolwiek napisało (choć i tu zdarzają się, hm, niepewne wersy), muzyka też. Takich piosenek słuchać można po kilkanaście razy, za każdym znajdując coś nowego dla ucha. Gdyby cały album utrzymany był na takim poziomie, moglibyśmy już spokojnie mówić, że nasza scena rockowa ma zespół wytrzymujący porównania do zagranicznych odpowiedników. Ponieważ reszta piosenek krążka bardziej lub mniej odstaje, z takim stwierdzeniem musimy poczekać...
Szczerze mówiąc, bardzo liczyłem, że na kolejnej płycie Myslovitz kolejny raz da krok, a może nawet całego szusa to przodu i pokaże, że Miłość W Czasach Popkultury to jeszcze nie szczyt możliwości kapeli. Mój wilczy apetyt wzmógł jeszcze niesamowity koncert w Proximie, który był częścią tournee promującego album Korova Milky Bar. Niestety, zawiodłem się. Płyta wprawdzie jeszcze się nie ukazała, ale jej pokaźnych fragmentów można sobie było posłuchać w publicznej Trójce, w "Trójkowym Ekspresie" Pawła Kostrzewy. Album na żywo brzmiał trzy razy lepiej! Co nie oznacza, że jest kiepski, po prostu nie będzie przełomu. No i płytki dorastającej poziomem do Lenny Valentino. Znów daje się we znaki wtórność, piosenki na pierwszy rzut oka wydają się być klasy zbliżonej średniaków z Miłości. Dla mnie to za mało. Nie stawiajmy krzyżyka przed dokładnym zapoznaniem się z całym krążkiem, w oczekiwaniach należy jednak znacznie spuścić z tonu.
Dzięki sukcesowi czwartej płyty zespołu, Myslovitz zagrali kilka koncertów za granicą (na przykłąd przed przedstawicielami co grubszych ryb przemysłu fonograficznego w Londynie), co zaowocowało zaproponowaniem roli supportu przed koncertami grupy Simple Minds. Chłopaki z Mysłowic sporo zobaczą, trasa obejmuje bowiem między innymi Francję, Szwajcarię, Hiszpanię. Jeśli uda im się do tego zrobić bardziej niż pozytywne wrażenie na odpowiedniej ilości ludzi i grupa zdobędzie popularność, ewentualne wydanie płyty na Zachodzie (a sporo się o takiej możliwości mówi) miałoby szanse powodzenia. Pierwszy krok już wykonany – w Wielkiej Brytanii ukazała się przecież EP-ka The Length Of The Solitude Sound z przebojami Myslovitz zaśpiewanymi przez Rojka po angielsku. Przy odrobinie szczęścia "wystarczy" teraz tylko nagrać świetny album, dobrze go wypromować i... No, trzymamy w każdym razie kciuki, choć szczerze mówiąc, taki rozwój kariery zespołu wydaje nam się bardzo mało realny. Inna sprawa, że cuda się zdarzają...
Podczas trwania audycji, w której to prezentowano fragmenty Korova Milky Bar, muzycy Myslovitz usiedli do telefonów i ogłosili, że teraz można do nich zadzwonić i zadać kilka pytań. Skrzętnie wykorzystałem okazję i jako redaktor Porcys przeprowadziłem z perkusistą Wojtkiem "Lalą" Kuderskim i basistą Jackiem Kuderskim wywiad (pierwszy w historii naszego serwisu!), który zamieszczamy poniżej.
Porcys: Byłem na waszym koncercie w Proximie. Momentami wydawało się, że urodziliście się na scenie. Macie swoje ulubione miejsca, gdzie dawanie koncertów sprawia wam największą frajdę?
Lala: Nie, no wiesz, wszędzie jest fajnie. Ja osobiście najbardziej lubię kluby, łatwiej tam o ciekawą atmosferę. A co do koncertu w Proximie: to był naprawdę bardzo dobry występ. Byliśmy w świetnej formie, wszystko nam wychodziło. I publika też z sercem...
Porcys: Myślicie o wydaniu płyty koncertowej?
Lala: Tak, wstępnie planujemy wydać taki album w okolicach grudnia. Nasza muzyka na żywo brzmi zupełnie inaczej niż na albumach, taki krążek miałby więc sens.
Porcys: Czy jest szansa, że na tym wydawnictwie znajdzie się sławny "Miki" [kilkunastominutowy utwór od dawna grany przez Myslovitz na koncertach – przyp. jm)]?
Jacek Kuderski: Raczej nie. "Mikiego" gramy za każdym razem inaczej, czasem inny jest bas, czasem gitarka... Nie chcemy, aby utwór ten nabrał jakiegoś bardziej konkretnego kształtu, po ukazaniu się go na płycie podświadomie wzorowalibyśmy się na wydanej wersji. Część zespołu uważa, że ewentualnie można by wydać "Mikiego" na jakimś singlu, jako b-side... No ja jestem przeciw. Zobaczymy...
Porcys: Którą płytę Myslovitz lubicie najbardziej?
Lala: Nie mogę się wypowiadać za wszystkich członków kapeli, mi najbardziej podoba się ta nadchodząca – Korova Milky Bar. Inni mają własnych faworytów.
Porcys: Które albumy innych wykonawców zrobiły na Was największe wrażenie?
Lala: No oczywiście Radiohead: Ok Computer i Kid A to coś niesamowitego, nie do opisania. Równie wysoko cenimy resztę płyt Radiogłowych, może poza Pablo Honey (z całej grupy tylko mi się ten album podoba).
Porcys: A co sądzicie o Lenny Valentino? Czy Myslovitz podąży w kierunku takiej muzyki?
Lala: No, płytka Lenny Valentino jest naprawdę zajebista, podoba się wszystkim członkom zespołu. Nie sądzę jednak, by nasza muzyka miała się upodobnić do stylu Lenny'ego, ponieważ w Myslovitz jest pięć autorytetów, każdy wtrąca podczas procesu tworzenia muzyki swoje trzy grosze. U Lenny Valentino jest inaczej; tam pierwsze skrzypce grają Artur [Rojek – przyp. jm] oraz Mietall [Waluś – przyp. jm] i to oni decydują o ostatecznym kształcie muzyki zespołu. U nas na pewno znalazłby się ktoś, kto chciałby więcej gitar etc. Dlatego Myslovitz pozostanie raczej przy bardziej rockowym brzmieniu, co oczywiście nie wyklucza pewnych niewielkich i krótkotrwałych skoków w stronę elektroniki.