INNE - FORUM
audiobooki
20 września 2009odkryłem zajebistość tego wynalazku - z jakich źródeł korzystacie? Najlepsze polskojęzyczne jakie ja znalazłem, nie licząc oczywiscie płatnych księgarni, to http://chomikuj.pl/SANDEMO/Audiobooki . Gość ma nawet biografie Obamy, heh.
-
>No tak ale rozumiesz że forma finalna scenariusza, film, to nie jest literatura TYLKO FILM ? Pozwolę Ci wysnuć analogię i ciągnąć dalej rozważania w kierunku przyszłości "literatury". Posłużę się schematem scenarzysta -> scenariusz -> aktor (+tysiąc innych rzeczy) -> film autor -> książka -> autor jako lektor -> audiobook Łukasz uważa, że: a)jakby autorzy nagrywali coś z głowy w studiu, co miałoby funkcjonować jako "literatura" b)audiobook jest odczytaniem wtórnym i interpretacją a)nigdzie nie jest powiedziane, że zarówno "aktor" jak i "autor jako lektor" muszą improwizować b)czy film staje się wtórny wobec scenariusza? A jeśli tak to czy jest to zarzut? Ten sam scenariusz można zrealizować na wiele różnych sposobów, więc pojawia się interpretacja, ale scenariusz pełni tylko funkcję pomocniczą, a "wtórność" ma dosyć negatywne konotacje, tak jakby pierwowzór był lepszy. Czy będąc jednocześnie autorem i lektorem można źle zinterpretować własne dzieło? Czy współcześni autorzy biorą pod uwagę fakt rosnącej popularności audiobooków (związany z upowszechnieniem przenośnych odtwarzaczy)? Wydaje mi się, że część z nich bardzo świadomie posługuje się tym rozwiązaniem. Czy w takiej sytuacji możemy mówić o audiobooku jako produkcie finalnym? Czy to w ogóle ma jakiś związek z tematem, jeżeli klasyków też się świetnie słucha? Czy dobra książka pozostaje dobrą książką bez względu na to czy jest przeczytana czy wysłuchana? Czy niektóre z nich wypadają lepiej w jednej formie a nie innej (np. Lubiewo)? Kiedyś mówiono, że telewizja też jest bez sensu i że "to się nie przyjmie"
ratzo (24 września 2009) -
>bez pośredników na linii autor-czytelnik. Żaden argument. Jak autor sam nagrywa audiobooka to takim zbędnym pośrednikiem staje się właśnie książka. Chyba że przy polskiej edukacji zorientowanej na słowo pisane ludzie faktycznie czują się lepiej z tekstem. To dlatego młodzież nie potrafi w rozmowie sklecić poprawnego zdania i tak ciężko im się wysłowić. >hm, czyli AŻ do czasów Dekameronu? Dekameron to nie powieść ;). Lwia część wybitnej literatury jest family friendly. Poza tym zawsze można było dzieciom zatkać uszy :D. Teraz też się całą rodziną ogląda brutalne filmy w tv. >niektóre akapity czy fragmenty czyta się (z przyjemności albo dla lepszego zrozumienia) po kilka razy (no chyba nikt nie będzie przewijał do tyłu odtwarzacza) i ten argument powinien wystarczyć. Manipulacja czasem to jedno, ale z drugiej strony jest naukowo udowodnione, że czytając przetwarzamy i zapamiętujemy dosyć ograniczoną ilość informacji. Poza tym można traktować właściwą książkę jako pewien skrypt, do którego warto zajrzeć jeśli chcemy się pobawić w jakąś konkretną analizę, pozaznaczać ciekawe fragmenty itd. Nie widzę przeszkód w połączeniu jednego z drugim.
ratzo (24 września 2009) -
Stanley Fish do wątku btw
Łachecki (24 września 2009) -
Ej, ale weźmy na przykład film No tak ale rozumiesz że forma finalna scenariusza, film, to nie jest literatura TYLKO FILM ? Pozwolę Ci wysnuć analogię i ciągnąć dalej rozważania w kierunku przyszłości "literatury".
Łachecki (24 września 2009) -
>To ciekawe, bo aż do czasów kiedy w literaturze pojawiła się zbyt śmiała tematyka i wulgaryzmy powieści się czytało całą rodziną. hm, czyli AŻ do czasów Dekameronu? czy może aż do Gargautui? ktoś już wcześniej napisał, dlaczego audiobook nigdy nie dorówna indywidualnemu kontaktowi z książką; niektóre akapity czy fragmenty czyta się (z przyjemności albo dla lepszego zrozumienia) po kilka razy (no chyba nikt nie będzie przewijał do tyłu odtwarzacza) i ten argument powinien wystarczyć. Książki były i są pisane do czytania sobie samemu, bez pośredników na linii autor-czytelnik.
papier (24 września 2009) -
>Brzmi to tak, jakby audiobook miał wyprzeć tekst, w konsekwencji jakby autorzy nagrywali coś z głowy w studiu, co miałoby funkcjonować jako "literatura". Ej, ale weźmy na przykład film. Taki aktor przecież też nie wymyśla kwestii z głowy tylko musi się nauczyć dialogów i korzysta w tym celu ze swojej kopii scenariusza, ale nie powiemy chyba, że to co mówi jest odtwórcze wobec tekstu scenariusza, bo scenariusz sam w sobie jest tylko pomocniczym zapisem, czymś co spina różne rozwiązania, pomysły i konstrukcje. >No chyba nie do końca tak jest, bo i tak pierwotny w stosunku do audiobooka zawsze będzie tekst. A pierwotne wobec tekstu jest słowo. Jakbyś znał Biblię to byś o tym wiedział :). "Na początku nie był chaos (ani Magic Cola), tylko słowo". A słowo najbardziej lubi być mówione i słyszane. Jego zapis ma zawsze charakter pomocniczy, bo jak czytasz to tak naprawdę i tak używasz swego rodzaju "wewnętrznego głosu", który jest imitacją, bo komunikacja i przekaz jest najlepszy pomiędzy kimś kto mówi i kimś kto słucha, a nie pomiędzy zaszyfrowaną cegłą papieru i czytelnikiem. Jeśli spojrzymy na to pod tym kątem to okazuje się, że czytanie jest czymś w rodzaju intelektualnej masturbacji :)
ratzo (24 września 2009) -
Mallarmego se nagrajcie. Audiobook jest dla mnie formą literatury i w przyszłości może się upowszechnić jeszcze bardziej i stać się dominującą jej postacią. Brzmi to tak, jakby audiobook miał wyprzeć tekst, w konsekwencji jakby autorzy nagrywali coś z głowy w studiu, co miałoby funkcjonować jako "literatura". No chyba nie do końca tak jest, bo i tak pierwotny w stosunku do audiobooka zawsze będzie tekst. Więc audiobook jest odczytaniem wtórnym, interpretacją, więc ja rozumiem ten wątek jako dyskusję o implikacjach pragmatycznych nośnika, a nie o tym, że jakiś audiobook stanie się dominującą *postacią* literatury. Nie. Uważam że studentki pierwszego roku filologii (lansujące się Coelho, krytykujące audiobooki, gdyż te są "niepoważne" i dla analfabetów pewnie) to głupie pindy :) A znasz jakieś?
Łukasz Ł (23 września 2009) -
>że większość literatury pięknej nie jest pisana z myślą o odbiorze słuchowym. Tak ? To ciekawe, bo aż do czasów kiedy w literaturze pojawiła się zbyt śmiała tematyka i wulgaryzmy powieści się czytało całą rodziną. Zbierano się w jednym pokoju i czytano na głos. Rodziny były większe, ludzie trzymali się razem i ogólnie byli bardziej towarzyscy, więc to by było niepraktyczne gdyby każdy czytał osobno. Mówimy o tej większości przed XX wiekiem? >ilu znasz pisarzy będących zarazem lektorami? Nie wystarczy wiedzieć, co chce się powiedzieć, żeby umieć to powiedzieć. A Ian Curtis to był strasznie chujowy piosenkarz, który w ogóle nie miał warunków. A jednak brzmi wiarygodnie. Słuchałem wielu audiobooków nagranych przez autorów, których "warunki" są bardzo różne, ale zawsze brzmieli bardzo autentycznie i z charakterem, czego nie mogę powiedzieć o niektórych bezpłciowych, zawodowych lektorach. Nie muszą podkładać głosów do trailerów przecież, a fajnie jak autor mówi własnym głosem. Pisarze często przecież osobiście czytali dla znajomych fragmenty swych dzieł jeszcze przed publikacją. Uważasz, że ich wrażenia są gorszej jakości niż osób które kupiły książkę? >czytanie wprowadza intonację, która równocześnie zawęża pole znaczeń. Nikt nie jest doskonały. Muszę przyznać, że faktycznie można w ten sposób łatwo narzucić coś czytelnikowi, ale z drugiej strony otrzymujemy coś bardziej konkretnego, a o artystycznej wartości tekstu decyduje jeszcze setka innych czynników. >Oraz: fotografię też za przyszłość malarstwa uważasz? Fotografia nie może być przyszłością malarstwa, ale może być przyszłością sztuk plastycznych. Audiobook jest dla mnie formą literatury i w przyszłości może się upowszechnić jeszcze bardziej i stać się dominującą jej postacią, tak jak fotografia obecnie jest obecnie "ważniejsza" niż malarstwo, przy czym sama w sobie rozwinęła się właśnie z malarstwa. Fotografię wynaleźli równolegle dwaj malarze i w początkowym okresie była pod ogromnym wpływem malarstwa (retusz, ręczne kolorowanie). >Pewnie, bo słowo mówione to naturalny i dany nam w objawieniu dar, i nikt niczego nie umawiał. "Ok, no więc słuchaj, zrobimy tak, że najpierw rzeczoooownik, potem czasoooownik". Mowa przychodzi nam dosyć naturalnie, a pisma jednak musimy się uczyć mając już mowę i dźwięki jako punkt odniesienia. >Wybacz, ale jeśli Tobie czytanie się inteligencko kojarzy Napisałeś to cytując wcześniej fragment, w którym nic takiego nie powiedziałem. I na co Ci ta mnogość znaczeń, skoro nie potrafisz nawet czytać ze zrozumiemien prostych rzeczy. >uważasz, że jest snobistyczne i inteligenckie, bo masz kompleksy związane z Twoim uwielbieniem dla audiobooków. Nie. Uważam że studentki pierwszego roku filologii (lansujące się Coelho, krytykujące audiobooki, gdyż te są "niepoważne" i dla analfabetów pewnie) to głupie pindy :). Sporo osób powiela ten stereotyp i zrzędzi nie wiedząc tak naprawdę z czym się ta całe audiobooki je. >Ktoś z rodziny albo znajomych się z Ciebie śmieje? Moja rodzina nie żyje. >Wujek radzi: odpuść, olej, ciesz się tym, co lubisz. Co odpuść ? Że niby nie warto rozmawiać? Ależ przecież ja tylko sobie chce podyskutować, bo naprawdę interesuje mnie opinia innych czytelników. Zero agresji ;) >Ci sekret, tylko proszę, przemyśl zanim odpowiesz: pismo to coś więcej niż sposób zapisu głosek. No ba. Pismo, to polskie pola. To dym żelaza hut. To Żelazowa Wola ... dźwięk szopenowskich nut. btw. tu jest sporo fajnych rzeczy, ale po angielskiemu tylko http://www.audiobookemporium.no-ip.com/
ratzo (23 września 2009) -
>a kogo tu obchodzi, czy ty najpierw czytałeś książkę, czy oglądałeś film? pomyślałem dokładnie to samo po tym jak wysłałem odpowiedź, haha. my bad. po prostu książka funkcjonuje pod ta nazwą strasznie długo, i na mojej kopii nie ma żadnych dopisków (aczkolwiek nie moge teraz sprawdzić), ani oryginalnego tytułu. więc "czepianie się" akurat tego jest nie fair. bez urazy oczywiście, ja tylko tak wyglądam, jakbym chciał się bić.
Low (23 września 2009) -
@sas bez dobrych aktorów to nie ma co słuchać, jak ktos nie umie przeczytać książki tak jakby sam to opowiadał(bo jak dla mnie na tym opiera się główna zaleta audiobooków) to ja podziękuje. najlepszy przykład "Przygody Dobrego Wojaka Szwejka" w wersji Sthura > wszystkie inne wersje
MOSTY ŁÓDŹ S.A (23 września 2009) -
no to się wypowiem jako ojciec wątku. Z jednej strony wiadomo, że audiobooki nie zastąpią książek, a w każdym razie mam nadzieję, że tak się nie stanie - przecież niektóre fragmenty warto albo nawet trzeba przeczytać drugi raz, albo zastanowić się nad czymś, coś przeczytać wolniej, a coś szybciej. Audiobook wstrzykuje ci treść i nie ma klimatu. Ale z drugiej strony jest to super pragmatyczna rzecz - idę do tramwaju, czytając Biesy, jadę metrem i sprzątam pokój / zmywam robiąc to samo. Wykorzystując czas w ten sposób jest się w stanie więcej przeczytać ("przeczytać") niż korzystając wyłącznie z książek papierowych. No i jeśli aktor dobrze czyta, to rzeczywiście książka - choć wciąż wstrzykiwana w głowę - bardziej przemawia do wyobraźni.
Jędrzej (23 września 2009) -
Low> a kogo tu obchodzi, czy ty najpierw czytałeś książkę, czy oglądałeś film? przecież wyraźnie napisałem, że z tą nazwą to tylko "czepianie się", a nie jakieś poważne zarzuty, a ty tu z bucówą wyjeżdżasz. może trochę dystansu by się przydało? zresztą w edycji angielskiej, którą ja mam, też jest na okładce wielki napis "Blade Runner", a nad nim, malutką, ledwo widoczną czcionką, napisany jest właściwy tytuł (z dopiskiem "filmed as..."). podejrzewam, że w polskich edycjach jest podobnie, choć mogę się mylić...
Frappe (23 września 2009) -
Ściągnąłem sobie tego Witkowskiego i on albo przyjął taką nieznośną maniere czytania tej swojej książki, albo po prostu dobrze czytać nie potrafi. Doszedłem po waru wniosków - bez dobrych aktorów to nie ma co słuchać, jak ktos nie umie przeczytać książki tak jakby sam to opowiadał(bo jak dla mnie na tym opiera się główna zaleta audiobooków) to ja podziękuje. Od dobrego aktora lepszych jest paru aktorów, czyli słuchowisko radiowe rządzi, tego to się dopiero fajnie słucha, bo nawet najlepszy pojedyńczy aktor przy dialogach wysiądzie.
sas (23 września 2009) -
Andrzejowaty 1. <<mający związek z Andrzejem Budą, także "duhhowaty">> 2. <<nieogarnialny, skłaniający do ciągłego whatthefuckowania, wywołujący przemożne pragnienie natychmiastowego ripostowania mimo bezcelowości riposty>> ja w tym drugim znaczeniu pisałem
c-u (23 września 2009) -
–c-u, 23/9/2009 13:47 Możesz wypunktować co jest w tym wątku "andrzejowatego", bo nie wiem. (Sam nie zgadzam się ze znakomitą częścią sądów wyrażonych tam przez uczestników dyskusji, ale nie widzę analogii jeśli chodzi o sposób argumentacji, serio :) -ratzo Tak, tak Łukaszku :). Dałeś sobie wmówić [...] Ale co wmówić, mi chodzi tylko o tą analogię z nutami, że jest nietrafna. Twoje zdanie o audiobookach mnie nie interesuje, "słuchaj sobie czego chcesz, tylko nie mów mi że jesteś taki sam jak Peja wesz". Nie wyobrażam sobie słuchania Witkowskiego przez dłużej niz 10 minut. Choćby czytał Puszkina.
Łachecki (23 września 2009) -
przez chwile sluchalam witkowskiego i doszlam do wniosku, ze audiobooki sa czyms tak chujowym, ze mozg sie marszczy. za wolno to raz, dwa, ze zupelnie inaczej sobie wyobrazam sposob mowienia postaci, inaczej niz autor. i znika ta cala 'przyjemnosc czytania', wymawianie bezglosnie niektorych fragmentow, wracanie sie, pochylanie nad ksiazka i tak dalej. ze to fajne, takie drobiazgi, zdalam sobie sprawe wlasnie przed chwila, po przesluchaniu fragmentu takiego audiobooka.
sugarcube (23 września 2009) -
Ale ja nie kumam. Piętrowa ironia...
...której nie kumam? (23 września 2009) -
–c-u, 23/9/2009 13:47 o boże, o boze ten watek. nie znalem wcześniej. i te teksty w stylu "płaskorzeźba dla mnie skończyła się na fidiaszu SORY" zagroby autorstwa - lol. w ogóle nie budujmy domków, bo już ktoś to zrobił przed nami. to tak jakby wszystko co istnieje rozpatrywać w kategoriach sztuki - wartościowej lub nie. jakby nic nie można było zrobić z powodów czysto 'rozrywkowych' czy estetycznych i pierdolnąć taką płaskorzeźbę, bo np ładnie wygląda. i w ogóle, kurwa, na jakiej podstawie można powiedzieć, że nikt nie wymyślił nic po fidiaszu w dziedzinie płaskorzeźby, kiedy nic fidiaszowego się nie zachowało do dziś. myślałem, że na podobne dno na tym forum przyjdzie jeszcze trochę poczekać, ale widzę, że to się już stało. w 2006 roku. hahah
krzesło (23 września 2009) -
–J, 23/9/2009 12:43 No właśnie nie tylko. Zapytałem, bo aktualnie czytam "Lód" Dukaja i tam jest parę schematów czy wzorów wydrukowanych, stąd moje zastanowienie. Chyba, że uznamy to za książkę dla dzieci
Pan Rafał (23 września 2009) -
a z tych audiobooków coś jest wycinane? bo kiedyś ściągnąłem jakiś i porównałem z książką i jakby niektórych zdań nie było, albo całych rozdziałów, jak to jest? możliwe trafiłem na coś co leciało w radiu, tam czasem czytają książki. normalną praktyką jest czytanie wszystkiego 1:1 ?
kogut (23 września 2009) -
audiobooki nie mogą być przyszłością literatury, bo literatura w ogóle nie ma przyszłości - http://porcys.com/Forum.aspx?id=2892 (że tak przypomnę jeden z najbardziej andrzejowatych wątków w historii forum, bez andrzeja w środku)
c-u (23 września 2009) -
http://rapidshare.com/files/241113190/Wszystkie_linki.rar tu jest trochę tego. w tym lubiewo
smrs (23 września 2009) -
jedna kurwa, która schyla się po kradzione założyła fajny temat. z założenia bardzo przydatny dla innych kurew, które po kradzione chciałyby się schylić (takich jak np. ja), tylko niespecjalnie wiedzą gdzie to zrobić (bo o tym, że w internetowej, płatnej księgarni to wie każdy). niestety banda pajaców chce zrobić z tego tematu, czysto użytkowego, jakąś epicką dysputę, na temat meta-zagadnienia pt. 'audiobooki za czy przeciw', nie wiadomo po co i na chuj. a witkowski to taki pisarz jest. młodego pokolenia. napisał książkę o gejach - 'lubiewo' i z tego właśnie powodu zrobiło się o nim bardzo głośno. nie wiem w jakiej jaskini trzeba siedzieć żeby nie słyszeć o nim (abstrahując od tego czy ktoś lubi jego pisaninę czy też nie). i tenże właśnie witkowski czyta to swoje 'lubiewo' na oficjalnym audiobooku i wychodzi mu to świetnie.
krzesło (23 września 2009) -
Ratzo, czy byłeś zainteresowany, kiedy twoje koleżanki czytały fragmenty lektur na polecenie pani od polskiego na lekcji? Nie, wiecie co, próbowałem się nad tym zastanawiać, ale nie, audiobooki nie są przyszłością literatury. Przecież audiobooki przerabialiśmy, zanim wymyślono pismo i literaturę piękną. Czymś w rodzaju audiobooków byli ci, co tysiąc lat temu chodzili po osadach i opowiadali różne historie, nie? Pytanie: Czy powieść można napisać, by interpretacja "werbalna" ;), narzucała się sama? Bo jeśli nie, to wtedy audiobook jest interpretacją? Recytacją? Zresztą przecież wiersze się recytuje przy różnych okazjach... Albo nie, krócej: Literatura się rozwija, opowiadanie(storytelling?)/recytacja/audiobook/słuchowisko raczej nie. Nie, dajcie spokój... Różne myśli mi teraz krążą po głowie (nie piłem jeszcze kawy), ale wszystkie zmierzają do tego ,że nie, audiobooki, dobre, czy nie, nie są przyszłością literatury. Oczywiście sam wynalazek audiobooku jest świetny. Po prostu literatury nigdy nie zastąpi i chyba lepiej jednak czytać, można się zastanowić nad słowami. ------------------------- >Balet jest dla snobów, a teatr tańca dla ludu Teatr tańca? Dla ludu? Ty snobie :D ------------------------- I jeszcze powiedzcie, co to za "Lubiewo" czytane przez Witkowskiego. Oficjalny audiobook? Ktoś czytał w radiu? ------------------------- (...ale czy niewidomi jakoś gorzej/inaczej odbierają literaturę?)
Twój Stary (23 września 2009) -
Owszem. Kilka razy zetknąłem się z tym jeszcze za gówniarza; przy okazji np. powieści Niziurskiego. Bo takie zabiegi spotyka się chyba wyłącznie w książkach dla dzieci. Generalnie wszystko zależy od zmyślności lektora - tam po prostu lektor opisywał istotne dla fabuły elementy ilustracji.
J (23 września 2009) -
Ej, a robią audiobooki z książkami, w których pojawiają się ilustracje, np. rysunek przedmiotu znalezionego przez bohatera czy coś takiego?
Pan Rafał (23 września 2009) -
Niech Ci będzie, ratzo, jeśli to prowokacja, to jesteś wystarczająco przekonywający. Proszę: > Dobrze nagrane audiobooki (najlepiej przez samych autorów) > to przyszłość literatury. Nie, to nie jest przyszłość literatury. To jest przeszłość literatury, i to taka dawniejsza przeszłość. Głownie dlatego, że większość literatury pięknej (rozumiem, że o takiej mówimy, bo pewnie sam zdajesz sobie sprawę z bezsensowności audio-paragonów albo firmowych raportów) nie jest pisana z myślą o odbiorze słuchowym. Oraz: ilu znasz pisarzy będących zarazem lektorami? Nie wystarczy wiedzieć, co chce się powiedzieć, żeby umieć to powiedzieć. Byłeś kiedyś na jakimś wieczorku autorskim? Oraz: czytanie wprowadza intonację, która równocześnie zawęża pole znaczeń. Oraz: słyszałem rewelacyjne nagrania lektorów, które uznaję za autonomiczne dzieło sztuki, rodzaj adaptacji literackiej. Oraz: porównaj zapisaną historię z wysłuchaną w interpretacji opowiadacza. Oraz: fotografię też za przyszłość malarstwa uważasz? > Jak się ma ochotę na muzykę to się włącza płytę albo > idzie na koncert, a nie czyta nuty. Pierdolłem. > Z pismem jest podobnie, bo jakby nie patrzeć to dosyć > sztuczny i umowny twór. Pewnie, bo słowo mówione to naturalny i dany nam w objawieniu dar, i nikt niczego nie umawiał. Zdradzę Ci sekret, tylko proszę, przemyśl zanim odpowiesz: pismo to coś więcej niż sposób zapisu głosek. > Zauważyłem że niektórzy z założenia uważają książki za > coś lepszego niż przykładowo kino i gloryfikują czytanie > samo w sobie, bo tak się jakoś inteligencko kojarzy. Wybacz, ale jeśli Tobie czytanie się inteligencko kojarzy, i do tego jeszcze w przeciwieństwie do kina (!), to pozostaje jedynie powiedzieć "przykro mi". Czytanie jako oznaka inteligenckości to w gimnazjum się przewijało ostatnio. > Ja wiem, że cały rytuał czytania jest też ważny, ale > wieczór w fotelu z słuchawkami na uszach też jest > przyjemny No to wyobraź sobie, że w czytaniu jednak nie chodzi o wieczorny rytuał. Kto ci tych głupot naopowiadał? Jednak po przemyśleniu celuję w prowokację wciąż. > faktycznie można sobie łatwo dopowiedzieć, że skoro > jestem tak bardzo za audiobookami to pewnie uważam, że > czytanie jest chujowe. Nie, uważasz, że jest snobistyczne i inteligenckie, bo masz kompleksy związane z Twoim uwielbieniem dla audiobooków. Wybacz szczerość, ale zmęczony jestem, spotykam się z takimi opiniami cały czas. Balet jest dla snobów, a teatr tańca dla ludu. Opera jest dla inteligencji, a kabaret dla pospólstwa. Poważka jest dla elity, a Furtado raduje rodzinę. W którym ty wieku żyjesz, do cholery? Ktoś z rodziny albo znajomych się z Ciebie śmieje? Wujek radzi: odpuść, olej, ciesz się tym, co lubisz. Bycie słuchowcem nie jest niczym złym.
12341234 (23 września 2009) -
>> fajny jest bladeruner czytany m.in. przez ally mcbeal (tzn, laske która ją gra) >nie ma takiej książki, jak bladerunner, że tak się przyczepię... ej, ale szczyt bucówy to jest. nigdy nie widziałem inaczej zatytułowanej polskiej edycji, a czytałem zanim dowiedziałem się, że jest taki film. jasne, oryginalny tytuł jest super i fajny, ale nie bądź śmieszny kimkolwiek jesteś.
Low (22 września 2009) -
witkowski czytający 'lubiewo' - 9.85 –krzesło, 22/9/2009 14:21 bez kitu, ksiazka nabrala dla mnie nowej 'glebi' (moj pierwszy raz z audiobookiem, doznaje)
std (22 września 2009) -
Taki skrót myślowy ;). Mówisz Frankenstein i myślisz o potworze ...
ratzo (22 września 2009)