INNE - FORUM
kto nie jest retardem ręka do góry
2 września 2009o, widzę las rąk. każdy z nas jest. czasami jest. jak nie jest jak jest. dwa dni temu oglądam z dziewczyną dokument o czarnych dziurach w kosmosie. oglądamy na dziewczyny brata kompie. no i fajnie jest, czarne dziury zjadają planety milion razy większe od ziemi, narrator buduję napięcie a my się patrzymy w białe plamy na czarnym tle. jest ruch, tak jakbyśmy siedzieli w statku kosmicznym i lecieli między gwiazdami. i lecimy. lecimy. lecimy około pięciu minut, to już była gdzieś połowa filmu. tak, po pięciu minutach skapnęliśmy się, że oglądamy pierdolony wygaszacz ekranu. żadnej reakcji przez jebane pięć minut. 8/10 w skali retardacji.
wczoraj siedzimy w lokalu. mamy niewiele hajsu, zamawiamy pizzę i piwo. czekamy. zagajam o reedycjach płyt radiohead. mówię, że sobie chyba zamówię amnesiaca. a partnerka na to: a z czego zapłacisz za tego amnesiaca, jak ledwo na pizze starczyło. słucham i nie wierzę. patrzę wymownie. w końcu pomiędzy salwami śmiechu dowiaduję się, że amnesiac to drink miał być. "ale dobra nazwa dla drina nie?". no, dobra. 6.5/10
-
i jeszcze w podstawówce przyjechałem na urodziny koleżanki tydzień wcześniej, niż miała i zapraszała. niedaleko wprawdzie, ale totalna żenua
ryba (5 września 2009) -
też się wstydzę, ale chuj. to jest retard na conajmniej 9.0, bo żadne tam bezmyślności i przypadki, tylko w pełni świadome, żenujące działanie. mam tak, że długo mi się nie chce lać, ale jak mi się już zachce to nie bardzo mam możliwość trzymania długo i muszę lać zaraz. no i wykształciłem jeszcze w liceum u siebie rodzaj żenującego jestem hardkorem w postaci sikania niemal gdzie się da. muszę przyznać, że czerpałem z tego wieśniacko-zwierzęcą satysfakcję, że lałem niemal wszędzie i ludzie się nie orientowali. mistrzostwo osiągnąłem na jakichś pieprzonych juwenaliach, kiedy odlałem się w samym środku tłumu i nie dość, że nikt nie zauważył to jeszcze nikogo nie ochlapałem, ale kurwa, jak bardzo to jest żenujące, że to robiłem, ja pierdole!!! ale skończyłem z tym ostatecznie po akcji w nowej hucie. wracam z dziewczyną z jakiejś wieliczki z imprezy i po drodze zbiera mnie szczanie, nie ma opcji, nie dojadę. związek już dojrzały, ona wie, że ja tak mam i i tak mnie kocha, więc mówię: stajemy przy tych blokach i gdzieś się tu wyleję za śmietnikiem. zaparkowałem i idę pod jakieś okno za krzaka. zaczynam lać i nagle w oknie parterowym, 30 cm przed moją twarzą pojawia się morda mieszkańca huty w wieku lat ok. 45 w podkoszulku bez rękawów, ze szlugiem. ja zdurniałem i coś pierdolę o tym, że już kończę, język mi się plącze, chce umrzeć, a gość do mnie, że mnie zabije. i żebym natychmiast wypierdalał. a ja jeszcze leję i wiecie jak to jest, nie da się przerwać w trakcie choćby nie wiem co. więc coś się motam jak kretyn, że już tylko skończę i znikam, a on zupełnie poważnie, z kamienną twarzą, że mnie zabije. a to huta, widać, że zaprawiony w bojach robotnik i takiego inteligencika jak ja zapierdoli jednym strzałem. no ale skończyłem i spierdoliłem. chciałem umrzeć z upokorzenia i chociaż niemal wszystko mówię swojej dziewczynie to o tym jej nie powiedziałem.
mja (5 września 2009) -
–jęczybuła, 4/9/2009 23:18 good ones! jeszcze mi sie przypomniało, jak kiedyś wstałem o 5 rano, żeby obejrzeć mecz siatkarzy na polsacie, po czym po włączeniu pudła okazało się, że nie mam polsatu
ryba (5 września 2009) -
–Twój Stary, 4/9/2009 21:51 z tym wywaleniem wozka to naprawde mega sprawa.
em c (4 września 2009) -
–krzesło, 4/9/2009 23:09 Mistrz, znam, z autopsji. –Kozioł, 4/9/2009 23:17 U mnie rzecz podobna, tyle, że dotycząca ustnych (starych jeszcze) matur. Jako, że faktyczne przygotowanie do matury uskuteczniałem w zasadzie tydzien przed majowymi terminami, moje zakręcenie szokiem, że tyle jeszcze nie wiem, spowodowało, że nerwy zaczęły szwankować. Dzien przed ustną z WOSu, postanowiłem raz jeszcze sprawdzić godzine egzaminu. Z tablicy w ogólniaku odczytałem: (dajmy na to) 17 maja, godzina 15:00. A że wieczoru spędzać mi się nie chiało nad zagadnieniem trójpodziału władzy panstwowej, postanowiłem przełożyc wkuwanie na przedpołudnie, 17-go. Jakież było moje zdziwienie, kiedy za piętnaście dziesiąta rano, zaspany odbieram telefon, i słyszę, jak wychowawczyni krzyczy do słuchawki:" Marcin, kuzwa, 3 osoby do końca egzaminu, gdzie żeś jest?!" W ciągu kolejnych 5 minut, ubrany w wymięty garniak, z 3-dniowym zarostem, ogólnym rozczochraniem, czekam przed domem na transport - rodzicielka już przybyła, po czym bez słowa wręcza mi pół butelki nervosolu (drugie pół wypiła pewnie sama kiedy wyrwałem kobietę z pracy) -obalam na miejscu. Pięć po 10 jestem na miejscu, komisja od 5 minut czeka, wchodzę do sali i słyszę jak będący w komisji dyrektor szkoły przerywa moje tłumaczenia i każe nie gadać głupot tylko losować zestaw. Nerwosol + względnie niezły zestaw pytan - zrobienie z siebie idioty przed najwyższymi organami szkoły = 5ka z egzaminu. Wnukom będe opowiadał.
129kcal (4 września 2009) -
1. Rok 2005 może albo 2006 nie wiem dokładnie w każdym razie zbliżają się wybory do sejmu i kampania trwa. Siedzę sobie sama w domu. Nagle dzwoni telefon, odbieram i w słuchawce słyszę: "Dzień dobry mówi Wojciech Olejniczak...". Wpadam w panikę i dosłownie przez ułamki sekund myślę jak to możliwe że Olejniczak dzwoni właśnie DO MNIE i co ja mu powiem. Aż w końcu dociera do mnie, że to automat, ogarnia mnie lekkie zażenowanie i cieszę śię że jestem sama w domu. (Po paru dniach to samo spotyka moją koleżankę tylko że przy telefonie Donald Tusk..) 2. Raz na jakis czas zdarza mi się też ze nagle przestaje działać mysz w laptopie, chodzi mi o ten pad (czy jak to się tam zowie) i dopiero po dobrej chwili orientuję się, że szuram palcem po pustym talerzu kt stoi przed kompem. Podobnie zresztą mylę czasem zwykła mysz komputerową z telefonem komórkowym.. 3. JEdnak królową retardów mianowałabym moją znajomą kt przechodząc raz koło budynku straży pożarnej z wielkimi cyframi 998 na elewacji, stwierdziła, że nie wiedziała, że ów budynek jest taki stary :>
jęczybuła (4 września 2009) -
W LO zawaliłem sobie matmę. Poziom rozszerzony gwoli ścisłości. Zapierniczałem całe wakacje na korepetycje i ślęczałem nad zadaniami w domu. Poprawki oczywiście nie zdałem. Moi szanowni rodziciele długo nie myśląc postanowili się odwołać za argument podając problemy zdrowotne + zwolnienie lekarskie. Podanie przeszło i na drugi dzień miałem wyznaczony nowy termin (następny dzień). Do egzaminu przystąpiłem bez problemu i po ukończeniu części pisemnej miałem 3 godziny przerwy i pojechałem do domu. Część ustna miała się rozpocząć na 7 lekcji czyli o 14.10. Czekałem do ostatniej chwili, żeby w szkole za długo nie siedzieć i poszedłem. Wchodząc do szkoły uświadomili mnie, że lekcja 7 zaczyna się o 13.25, a mój profesorek zmył się 10 minut temu zostawiając protokół nie przystąpieniu do egzaminu. Nic już nie dało się odkręcić.
Kozioł (4 września 2009) -
dyskoteka; bawię się najebany ze znajomymi w najlepsze w rytm germańskiego densu. nagle nadchodzi 'ambientowo-transowy' moment utworu w którym wszyscy kiwają się na boki lub machają łapkami jak ameby. wszystko oczywiście zmierza do kulminacyjnego momentu totalnej najeby. wszystko git, wchodzi pogłos, moment kulminacji jest coraz bliżej i już w zasadzie powinien nadejść, więc zaczynam skakać jak oszalłay i wtedy okazuje się, że wcale nie. didżej zrobił sobie 'żart' moment 'ambientowy' trwał jeszce chwilkę a ja zrobiłem z siebie idiotę.
krzesło (4 września 2009) -
kasztan to moje prywatne pierwsze miejsce póki co.
mja (4 września 2009) -
W moim osobistym przypadku, podobnych perełek była cała masa,wszystko to jedynie probka. Druga klasa podstawowki, lekcja pracotechniki (czy czegoc co sie podobnie zwalo) - zadaniem bylo wykonanie naszyjnika z "darów jesieni" - jarzębina, kasztany itd. O ile nabijanie na niteczkę jarzębiny dla 9-latka problemu nie stanowiło, to z kasztanem nie szło już tak łatwo. Na (nie)szczęście byłem dobrze wyposażony narzędziowo, w ręce w padł mi gwóźdż (150-ka), fachowo osadziłem kasztana na dłoni, i począłem napierać gwoździem ręką drugą. Gwóźdź przeszedł przez kasztanka i na wylot przez lewą dłon i dość powiedzieć, że krzyk jaki wydałem z siebie na widok szaszłyka jaki z tego powstał o mało nie zabił przerażonej sytuacją nauczycielki. Bliznę dumnie noszę po dzis dzien. Apropos Wuefu, już w szkole średniej - mecz siatkówki, polowa pierwszego seta, wychodzę do serwisu, postanawiam zaskoczyć wszystkich dramatycznie mocną zagrywką, uderzam mocno i nieco za wysoko, piłka centralnie blokuje się między sufitem a betonowym stropem, jakieś 6 metrów nad ziemią i poza zasięgiem wszystkich, którzy, gdy już sobie popłakali ze śmiechu, próbowali ją wydostać, koniec mistrzostw, do widzenia.
129kcal (4 września 2009) -
Kusi mnie żeby wam sprzedać parę historii, ale się wstydzę. Np. kiedyś w jakiejś sytuacji wsadziłem sobie dla jaj palec w spodnie i wystawiłem go przez rozporek. Macham nim przed kolegami i koleżankami, oni się cieszą, nagle słyszę nauczycielkę za plecami. Zgadnijcie co zrobiłem? Najlepsze, że chyba odwróciłem się specjalnie z tym palcem, żeby zobaczyć jak nauczycielka zareaguje. To jest dopiero retard-sytuacja: Jak byłem mały mama pozwoliła mi powozić wózkiem moją siostrę (niemowlę). Mieszkaliśmy na bardzo spokojnej, ślepej ulicy. Szedłem sobie chodnikiem w te i wewte, słońce świeci, przyglądam się jak kółka rzucają cień na chodnik, zwracam uwagę, że cień kręci się tak samo szybko jak kółka (lol), więc zaczynam iść szybko, szybciej, biegnę, biegnę i bęc! Wyjebałem się razem z wózkiem :( Ale nic jej nie było. Raz się wywróciłem na piłce na w-fie. Chciałem kopnąć i noga poszła mi w ten sposób, że się poślizgnąłem. Jak teraz to opowiadam to nie jest śmieszne, ale z boku pewnie wyglądałem na debila.
Twój Stary (4 września 2009) -
i tak już dawno zeszło na kumpli, więc mam dwie epickie historie o sraniu. jestem z małego miasta, więc imprezuje się głównie w plenerze no i kiedyś zaszła taka impreza i ziomkowi zachciało się srać, więc odszedł sporo dalej w krzaki i srał, a że był strasznie pijany osrał sobie nowiusieńkie białe spodnie i majtki. zostawił je tam gdzie srał i ruszył na około do domu, żeby nie wpaść na ludzi, z którymi bardziej imprezował. w środku nocy maszerował przez miasto z gołą dupą, aż zatrzymał się samochód a w nim weseli znajomi: wsiadaj stary. widzieli, że jest goły, ale nie wiedzieli, że srał. usiadł, zostawił im pieczątkę i gdzieś tam go podwieźli, a potem zawinęły go jeszcze pały i im też odcisnął pieczątkę konwersując sobie wesoło. policjanci ponoć byli mili, bo ich bardzo ta sytuacja ubawiła i podwieźli go nawet pod blok. ciekawie jakie mieli miny jak zobaczyli odcisk gówna na siedzeniu. acha, już nigdy nie wrócił po te spodnie. druga akcja była bardziej spektakularna i bardziej slapstikowa. po pijaku uznał, że zajebistą akcją będzie nasranie na maskę samochodu. nie swojego oczywiście tylko jakiegoś, który akurat stał obok. nasrał po czym poślizgnął się we własnym gównie i cały się nim upierdolił. poważnie, nie zmyślam. no i podstawowa sprawa - to ten sam gość. miewa retardowe akcje, ale jest spoko.
mja (4 września 2009) -
–Twój Stary, 4/9/2009 13:19 podstawówka jest pełna takich sytuacji, to pewnie nie tylko w moim przypadku. z kolei w gimnazjum był ich zupełny brak, dziwnie spokojną klasę miałem, więc to może o to chodzi. w liceum wszystko zostało nadrobione - zbiorowisko półgłówków (i piszę to pieszczotliwie i z ogromnej sympatii, sam zresztą do tego grona się zaliczam, wszak byłem w tej klasie), powrót wielkich postaci (człowiek magnes! ale retard-sytuacji z jego udziałem niewiele, zdecydowanie więcej smutnych), no więc jedziemy... zima, na dworze mróz, w szkole długa przerwa. na zewnątrz pograć piłką z papieru nie da rady, pograć w ping ponga też nie, bo stoły pozajmowane. wszystkie parapety również przepełnione, głównie przesiadują tam dziewczyny, gdzieniegdzie trafią się jacyś adoratorzy przy nich, co się szeroko uśmiechają, wyjątkowo przy dziewczynach rozrasta im się zasób słów, lecą pierwsze teksty na podryw ("hmmm, nie rozumiesz TEGO wzoru? poczekaj, wytłumaczę ci..."). ja wraz z paroma osobnikami siedzimy pod ścianą obok sali na piętrze, wprost przed nami stoi kosz na śmieci. nagle jeden z osobników doznaje olśnienia. eureka! "e, może wyjebiemy ten kosz ze schodów heheheueheue" (i tu powinno nastąpić "sprawdź to" z łona - rozmowy z cutem). konstrukcja szkoły wyglądała tak, że na parterze korytarz był przeogromny, natomiast im wyżej, tym magicznie się przestrzeń zmniejszała. mało obserwatorów wokół, więc zgoda. jeden z kolegów wyraził chęć zejścia na dół, na 'orient' (tu znów muszę wyjaśniać, ale musicie znać każdy szczegół, otóż przejście parter-piętro wyglądało tak: schody, półpięterko, schody, czyli osoba na dole nie ma kontaktu wzrokowego z osobami na górze). kosz już stoi w odpowiednim miejscu, jeden z kolegów szykuje się strzału, strażnik na dole krzyczy że nikt nie idzie, i ni z tego ni z owego, z klopa dla nauczycieli wychodzi nasza wychowawczyni (siedziała tam dłużej niż my pod ścianą, więc nie wiedzieliśmy, że tam jest). oczywiście "dzień dobry" (ciężko miała z moją klasą, sroga była, tylko co z tego, skoro nic nie skutkowało), kosz cudownie nie stoi już przed schodami. wychowawczyni schodzi, a my 'ufff' (przewrażliwiona też była, więc za sam przesunięty kosz byśmy się nasłuchali). kłopot zażegnany... not. otóż zniecierpliwiony kolega na dole nie mógł, no kurwa nie mógł poczekać ani sekundy dłużej, więc drze mordę "no kurrrrwaa, kopiesz czy nie?!". co było dalej możecie się domyślić, historia retardowa w tym momencie się kończy, dopowiem tylko, że co jak co, ale gadane to moi koledzy mają, więc udało się z tego wybrnąć, a sam kosz oczywiście wylądował na dole, niespodziewanie znajdowały się w nim butelki, więc pani pedagog oczywiście zerwała się z gabinetu (te same piętro, "sprawdź to"), a my skierowaliśmy się do biblioteki (tak, te same...), gdzie dorwała nas pani pedagog i wyszła z przekonaniem, że to ci duzi z 3 klasy. fin. (sorry, że tak dużo, wczułem się)
retard (4 września 2009) -
płakałem na sigur ros i radiohead. nie płakałem przy "divertimento" w mysłowicach.
doświadczony porcysiak (4 września 2009) -
Jak na razie –kilo jogurtu, 4/9/2009 11:34 –retard, 3/9/2009 16:49 najlepsze
Twój Stary (4 września 2009) -
–moj dobry kolega, 4/9/2009 01:18 przypomniało mi się jak pierwszy raz słuchałam merriweather i brzmiało kurewsko dziwnie, w ogóle nie rozumiałam o co chodzi, ale starałam się przekonać do nowego brzmienia zespołu, który w sumie bardzo lubię, po czym okazało się, że zasługą tego nowego brzmienia był link na youtubie, który niechcący włączyłam. a ja gdzieś do końca 'my girls' myslalam, ze po prostu tak ma byc
sugarcube (4 września 2009) -
imo Kordian
17 (4 września 2009) -
i w ten sposób na prowadzeniu kilo jogurtu
WIELKI B (4 września 2009) -
Lajtowe. Inspired by em c. Wsiadam ze znajomym do kolejki. W przedziale spotykam innego znajomego z roku. Mówię: "Poznajcie się, Maciek - Konrad, Konrad - Maciek.". Na co Konrad: "Jaki 'Konrad'? Mam na imię Kordian.". Maciek: "A ja Michał."
kilo jogurtu (4 września 2009) -
nie byłem w stanie przejść baldur's gate 2, a w jedynce nie zorientowałem się od razu, że Koveras to Saverok. do dziś mi wstyd.
mja (4 września 2009) -
kiedys sluchalem emperora na kompie i sie zachwycam ze tyle czasu ich slucham a wciaz odnajduje nowe 'tekstury i progresje akordow' w ich piosenkach ale sie okazalo ze winamp otworzyl sie dwa razy. szkoda bo niezle brzmialo
moj dobry kolega (4 września 2009) -
o, w zasadzie to miałem podobną historię ostatnio jak ryba. w poniedziałek instalowałem Snow Leoparda na kompie, włożyłem płytkę, wszystko elegancko, tylko ETA jakoś tak skakało nie równomiernie, a ja w tym czasie zająłem się czymś innym. Odwracam się do kompa, a tu ekran czarny, napęd wyje, myślę - pewnie się restartuje. Ale tak czekam minutę, dwie, myślę, kurwa coś nie tak... Czekałem zesrany jeszcze przez jakieś pięć minut, aż w końcu dotknąłem trackpadu i się okazało, że się po prostu monitor wygasił, a instalacja szła jak trzeba...
k (4 września 2009) -
btw, wyżej - fragment "ktora zna", brakuje "dziesiec lat", dajcie edit na porcys, puhleeeze
bumbum (3 września 2009) -
podobnie jak 'retard' dużo łatwiej przychodzi mi przypominanie sobie tego typu sytuacji i innymi w roli głównej, nie wiem czy spowodowane jest to tym, że 'moich' jest dość mało, czy tym, że mam dość kiepską pamięć dystansową, hope both of 'em chronologicznie, hmm podstawówka & gimnazjum, luźno rzecz ujmując zbiorowisko totalnych degeneratów, wariatów i humoru klozetowego. na porządku dziennym malowanie fallusów na świeżo malowanych ścianach, wycinanie ludzików z papieru i zabawy nimi seksualne, pokazywanie gnojkom z niższych roczników krocza, zażenowane miny nauczycieli, dyrekcja etc. bonus-kulminacja - kolega wydalający się w bieliznę na lekcji, wybiegający na środek klasy, uroczo o tym wszystkim obwieszczający i po sekundzie biegnący do ubikacji. liceum gorzej, kwestie libacji alkoholowych i innych używek to temat na elaborat akademicki, również znajomi o krok dalej w pojebaniu ode mnie, kumpel nazywający koleżankę, którą zna pizdą i tłumaczący się, że zamiast 'jesteś' chciał użyć 'masz', postać koleżanki zawadiacko komplementującej nauczycielce, że schudła przez wakacje i grobowa cisza klasy po tym, etc. moje konto retardowych sytuacji jest dość skromne, pamiętam jak epicko beknalem we wczesnej podstawowce na lekcji i nie ucieklem z klasy, kiedy zmuszona moja klase z tego samego etapu zycia do zagrania grupowo w teledysku discopolowym. wiecej grzechow nie pamietam.
bumbum (3 września 2009) -
do tematu to sie nie nadaje, ale wlasnie mi sie przypomnialo: kiedy bylem bardzo maly (4 lata? 5?) bylismy z rodzina w jakims domu na wakacjach. w tym czasie byly tam tez z jakiegos powodu zakonnice, jedna z nich byla bardzo zachwycona mna i bratem ale ciagle zapominala ktory z nas jak ma na imie. kolejnego dnia znow ja widze, znow mnie pyta jak mam na imie, wiec powiedzialem 'tak samo jak wczoraj' po czym ominalem ja i odjechalem winda do przewozenia jedzenia z kuchni na gore, co bylo glownym zrodlem rozrywki w tym domu.
em c (3 września 2009) -
>ona zadowolona: coreczko, ile mamusia ma lat? >dzieciak cos odburknal, ze nie wie hahahahaha!
em c (3 września 2009) -
–retard, 3/9/2009 16:49 mialam podobnego kolege w podstawowce. jego popisowym numerem bylo pokazywanie swego przyrodzenia tudziez dreczenie lekko uposledzonego mateusza.. pamietam jak kiedys poszedl do ubikacji, nie wraca dosc dlugo, matematyczka tlumaczy setny raz twierdzenie pitagorasa i nagle wpada Dawid. podchodzi do tej dobrej i milej kobiety, podaje jej reke. niczego nie przeczuwajac podaje mu rowniez swoja prawice na co zadowolony Dawid: a ja nie mylem raaaaaak. ostatnio, podrozujac pkp, trafilam do przedzialu z kobieta i z jej dzieckiem, na oko, hm.. 8 lat? nie mialam nic lepszego do roboty a kobieta bardzo chciala porozmawiac, wytezylam sluch i swoje sily by posluchac jej marudzenia. opowiadala o przygotowaniach dziecka do komunii, o tym, ze jej drugie dziecko idzie juz do gimnazjum, ze pociagi sa niebezpieczne etc.. na co ja: o, no prosze, a tak mlodo pani wyglada. ona zadowolona: coreczko, ile mamusia ma lat? dzieciak cos odburknal, ze nie wie i ona mowi: do 30 sie zblizam. zapatrzona gdzies w pejzaz za oknem, nieprzytomnie do niej mowie: taaaak, rzeczywiscie wczesnie pani zaczela... nie odezwala sie juz wiecej do mnie.
w trakcie wymyślania nicku (3 września 2009) -
Kiedyś, dawno temu, laska zażartowała sobie machając sobie przede mną piersiami, że mogła by występować w tych reklamach po 23, wiecie 0700... a ja nie wiele myśląc odpowiedziałem jej ze by nie mogła bo ma za małe piersi. zerwała ze mną, hehe.
dzieciak (3 września 2009) -
jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności nie mogę sobie przypomnieć takich sytuacji z moją osobą w roli głównej, za to doskonale pamiętam wiele takich sytuacji gdzie obecny byłem jako obserwator, śmiejący się z debilizmu innych (ze swojego też, bo się z tego śmiałem). co do "człowiek magnes" - pierwsze skojarzenie to podstawówka, lekcja polskiego, nauczyciel wychodzi (wiadomo, "przepraszam, czy można pana na chwilę prosić?"), w tem czas kolega dokonuje swojego dzieła, samotnie siedząc w ostatniej ławce (swoją drogą - niezwykle ciekawa postać i jego strasznie przejebane życie, nie wnikajmy, ale dla większej dramaturgii musiałem wspomnieć) wyjmuje klej w sztyfcie i smaruje sobie nim twarz, smaruje, smaruje, już 'kupił' zainteresowanie klasy, wszyscy odwróceni, on sam przemawia "jestem człowiek magnes", czy tam "jestem dziecko magnesu", wszyscy w chichot, dziewczyny już szepczą "ale debil", w głębi duszy zaintrygowane co dalej... a co dalej łatwo przewidzieć, człowiek magnes zaczął 'przyciągać' różne rzeczy: gumka do ścierania, ołówek, nożyczki... nożyczki spadły, więc więcej kleju, smaru smaru, jeb, trzymają się. był jeszcze jakiś event z taśmą klejącą, ale teraz sobie nie przypomnę. gdy reszta klasy zwietrzyła szansę na lepszy szoł ("posmaruj se klatę!"), wraca nauczyciel. mądry chłop to był, więc od razu skapował, że szmery i chichoty w klasie, oraz skulony retard w ostatniej ławce mają coś ze sobą wspólnego. potem już dramatyczny koniec: nauczyciel grzmi, że wyjazd z klasy, kolega mówi, że nie i już wyciera, strzępy chusteczki niestety zostają na mordzie i finał jest taki, że poważny jak zawsze dotąd nauczyciel wybucha śmiechem. koniec. ten sam kolega 'sprzedawał' darmową lokalną gazetę pod marketem z koszulką na głowie, biorąc ludzi na litość (krzyczał "dziecko bez głowy", a obok postawił takie maleńkie radyjko, że niby naprawdę nie ma łba, a kwestia leci z taśmy). dalej, znów podstawówka. bohater - inny kolega. taka pozytywnie zakręcona postać, jak to się teraz mówi. daleki był od jakichś młodocianych kozactw, od taka postać, co energia ją rozpiera. przeniósł się z innej szkoły do mojej klasy i zaliczył świetne wejście - parę tygodni po rozpoczęciu roku szkolnego, na widok zmiany fryzury przez wychowawczynię zwyczajnie wskoczył na ławkę (żeby mieć wyżej, a ławka - taka niska, długa, jakie są na korytarzach) i z robił jej, khem, 'karczycho' (wiecie o co chodzi, nie? jeb w szyje i jeb w czoło, jak ktoś zmieni fryzurę, taki zwyczaj z podstawówki, podobnie jak "nowe nie deptane!"), za co oczywiście drogo zapłacił. wizyta u dyrektora, wzywani rodzice, a on sam zapłakany, bo uznał to za naturalny zwyczaj.
retard (3 września 2009) -
Mój dialog przy kasie w KFC: - Dwa longery i pepsi. + Proponuję zestaw powiększony o frytki za ileśtam. - Nie, dziękuję. .... Wydaje jedzenie - Jeśli można, to jeszcze ketchup do frytek. + (chwila ciszy) Nie zamówił pan frytek. - Aha, faktycznie.
MOSTY ŁÓDŹ S.A (3 września 2009)