SPECJALNE - BRUDNOPIS

Tymański Yass Ensemble
Jitte

2004, Tone Industria 6.4

Ponad roku temu, gdy ta płyta się ukazywała, poszedłem na koncert TYE (pożegnalny dla klubu Jazzgot, wkrótce przemianowanego przez nowego właściciela na 1955). Tymon po krótkiej introdukcji line-upu ("Ziut Gralak, wybitna postać, skrzyżowaliśmy swoje artystyczne penisy, ale za to że pozwala mi ze sobą grać muszę mu regularnie robić, do końca") obwieścił, że w pierwszej części setu zagrają jazz, potem mała przerwa i w drugiej odsłonie będą piosenki. Bardzo się śpieszyłem tego wieczoru, lecz chęć obejrzenia live wersji popowych "hitów" lidera sprawiła, iż zostałem po fajrancie. No i co? No i nic. Dalej dłubali jazz. Natomiast ten jazz, wyłączając klasyki w rodzaju "Luke The Skywalker" (TT odgrywał słynną partię Trzaski na gitarze) bądź yassową improwizację na bazie "Come As You Are" (znane z Pink Freud obecnego w składzie, uśmiechniętego basisty Wojtka M.), pochodził głównie właśnie z Jitte, kolejnej bardzo solidnej pozycji w dyskografii Mistrza. Teraźniejszy konsensus w środowiskach niezal brzmi: "Tymon rozmienia się na drobne, rozłazi się jak mrówki". Cóż, patrząc przez pryzmat uroczej miniatury "Kosma, My Love" albo konkretnych riffów "N 400" (również kawałka tytułowego) albo lotnych pasaży "Summer In Tricity", trudno nie dojść do wniosku, że panika "wymagających" fanów jest nieco przesadzona. Sure, Miłość it ain't, ale w Polsce niewiele wychodzi tak kopiących tyłek albumów z półki światowej, w jakimkolwiek gatunku zresztą. Ta muzyka operuje całym wyrafinowanym sztafażem języka stricte jazzowego, choć wciąż jest bardziej przyswajalna i melodyjna niż gro krajowych wydawnictw "rockowych". And people better fucking listen.

Borys Dejnarowicz    
7 grudnia 2005
BIEŻĄCE
Ekstrakt #5 (10 płyt 2020-2024)
Ekstrakt #4 (2024)