SPECJALNE - BRUDNOPIS
Tim Hecker
Harmony In Ultraviolet
2006, Kranky
Oczywiste jest, że tworzywo muzyczne Heckera to zachowanie balansu pomiędzy gładkimi akordami a maksymalnym przesterem. Przypominanie o tym wcale nie jest banałem, a powód jest prosty: Hecker pnie się powoli w tym polu do doskonałości, nie powielając pomysłów Fennesza. (Chociaż nie oszukujmy się – do mistrza tej szufladki jeszcze mu daleko, Christian swoimi wcześniejszymi płytami zawiesił poprzeczkę bardzo wysoko.)
Nie ma tu taniego efekciarstwa czy pozerskiej awangardy, elektroniczny hałas jest częścią kompozycji. Znakomicie dopełnia drugi wymiar tej płyty, to znaczy tytułową harmonię. Gdyby nazwać ją ukrytą pod zwałami przesterowego brudu byłby to fałsz, bo cały kunszt heckerowskiego wydawnictwa polega na tworzeniu miłych dla ucha współbrzmień z brutalnego materiału. Może nie do końca brutalnego, bo jednak podstawę kompozycji stanowią akordy zazwyczaj mieszczące się w harmonii tonalnej. Wygląda to całkiem klasycznie i tradycyjnie, gdy popatrzymy sobie z tej strony, ale jak wspomniałem smak tego wydawnictwa to równowaga. Między brudem a klasyką oczywiście. A w związku z tym także między deprechą a relaksem.
I mimo tego, że wcześniejsze dokonania Heckera wywoływały w słuchaczach spadki nastroju, a nawet łagodne formy depresji, to najnowszy album jest może nie kojącym, ale na pewno pozytywnie nastającym wobec świata kawałkiem muzyki. A poza tym należy mu się medal za doskonale adekwatny tytuł.