SPECJALNE - BRUDNOPIS
Talib Kweli
The Beautiful Struggle
2004, Rawkus
Uwalniając się chwilowo od pojęć "hook", "dobry kawałek" i takie tam bardziej techniczne kwestie, fenomen Taliba należało by tłumaczyć zdolnością kreowania super lirycznej atmosfery, umiejętnością wynoszenia hip-hopu do wymiaru pieśni o głęboko uduchowionym charakterze. Nie ulica, ciężkie życie, melanż trwa, nie ma to tamto, a właśnie coś bardziej oryginalnego. Ja nie neguję tu dorobku ulicznego hh, wartości artystycznej, czy coś takiego, ale faktem jest, że choć wielu potrafi fajnie się bawić, to mało z kim można bez zażenowania pogadać na "cięższe" tematy – a taki kierunek odmienności był u Kweliego szczególnie zajebisty.
No i teraz powiedzcie mi o co chodzi, że Talib nagrywa przesłabe The Beautiful Struggle i nie dość ze nie ma na niej dobrych muzycznie kawałków, to magiczna aura też gdzieś poszła się wiecie. Dopiero czwórka ("We Love") udanie odwołuje się do przyjemnych, miłosnych gawęd z Reflection Eternal, a przedostania "Never Been In Love" najlepszą jest. Ale "We Got The Beat" to już poniżej bena jest, Audioslave, normalnie sorry, skipuję kurwa, Linking Park, z wieśniackimi okrzykami "let's rock". Aranżacje "Around My Way" to jakieś radiowe ba... banał chwyty, śmierdzące nazwiskami których nawet nie chce mi się wymieniać. Dobra, szkoda kolesia i miejmy nadzieje, że to tylko chwilowa niedyspozycja.
Ps. W ramach ciekawostki w "Ghetto Show" Talib odpowiada na wypowiedziane przez Jay-a (na Black) w "Moment of Clarity" zdanie " If skills sold, truth be told / I'd probably be lyrically, Talib Kweli" słowami "If lyrics sold then truth be told / I'll probably be just as rich and famous as Jay-z". Że niby dialog komerchy z underem, spoko.