SPECJALNE - BRUDNOPIS
Superpitcher
Here Comes Love
2004, Kompakt
Ukrywający się za pseudonimem Superpitcher Berlińczyk Aksel Schaufler, podobnie jak jego współ-labelowicz Justus Köhncke, tworzy muzykę plasującą się gdzieś na pograniczu miękkiego house'u i popu. O ile jednak Dopelleben można było uznać za płytę pogodną i barwną, to o rok wcześniejsze Here Comes Love, zgodnie z kolorystyką swego layoutu, zgłębia odcienie szarości. Jako lepszy punkt odniesienia dla chłodnego i minimalistycznego Superpitchera, przychodzi mi na myśl Michael Mayer, też zresztą mieszkaniec Berlina. Co ciekawe, szarość nie oznacza na tej płycie smutku (całe szczęście!) czy innych depresyjnych wątków. Oszczędne i stonowane brzmienie ma pomóc w stworzeniu szczególnej atmosfery intymności – intymności i wewnętrznego spokoju dwojga kochanków (niewątpliwie uwięzionych w środku zimy w domku na zboczu góry). Nietrudno się domyślić, że płytę wypełniają piosenki o miłości. Fakt ten, w połączeniu z delikatnym głosem Aksela, budzi z kolei skojarzenia z romantycznymi love-songami Jeremy Greenspana. Myślę, że jest jakaś więź między tymi dwoma panami. Znakomitym przykładem na to wszystko o czym wspomniałem jest, świetnie oddający klimat całego krążka, opener "People". Krótki, dwudźwiękowy loop wibrafonu i miarowy beat, uzupełniane momentami przez flet (co znamienne – w niskim, matowym rejestrze) wystarczają za podkład. Na jego tle Schaufler śpiewa, w zasadzie nuci refren: "We don't need / People / No, we don't need no people / To be alone". Chyba wszystko jasne. Polecam.