SPECJALNE - BRUDNOPIS
Sea And Cake
Moonlight Butterfly
2011, Thrill Jockey
Co się stało z tym albumem odkąd przesłuchałam go po raz pierwszy i to wydarzenie przeszło kompletnie bez echa? Może to prosty relatywizm i zbieg okoliczności: grad majstersztyków wtedy i obecna posucha? Albo może to jest tak jak opychaniem się szarlotką, która dopiero drugiego dnia przechodzi swoją własną jabłkowością i smakuje najlepiej? A może to o mnie chodzi, o uważność i zastąpienie określonych jasno oczekiwań otwarciem się na coś nieoczekiwanego? W rezultacie powyższych nie poznaję dzisiaj tego albumu. Nie mieści mi się w głowie, jak mogłam nie zauważyć od razu tych perełek, z których konsekwentnie jest utkany. Wszystko jest tutaj optymalne, przemyślane, nic nie jest nadto albo wybrakowane. Słucham "Covers" i nie mam żadnych wątpliwości, że ta piosenka została nagrana dla rozkosznej linii basu. Pierwsza połowa "Lyrics" jest uciążliwą firanką, z której trudno się wyplątać, ale za nią kryje się druga połowa, w której McEntire jest matematykiem, a Prekop jest nieobliczalny. Trudność w odbiorze utworu tytułowego polega na jego zanurzeniu w jałowości syntezatorów, które nachalnie drążą i napierają tylko po to, by nie prowadzić do niczego. Ale zaraz po tych martyrologicznych aspektach słuchania przychodzi "Up To The Nothpole", które raczy dawką zdecydowanej avant-popowej energii. Moim liderem jest "Inn Keeping", które od kilku dni melancholijnie włóczy się za mną i głaszcze prawdziwie Elvrumowymi pociągnięciami strun i poklepuje po ramieniu z precyzją Tortoise. I jeszcze "Monday", gitarowa kruszonka na tym ciepłym jabłeczniku, który zdążył zniknąć niemal w całości (zaledwie 6 piosenek, a jaki apetyt!). Mam wrażenie, że wydawnictwo nie nadaje się do połykania, tu trzeba raczej podejścia delektowania się i przytulania, żeby zasmakowało. A tyle pięknych wzorów wyszytych na gładkim materiale, tyle dowodów na to, że ścisłość jest podstawą i że istnieje wzór matematyczny na stworzenie emocji.