SPECJALNE - BRUDNOPIS

National
Alligator

2005, Beggars Banquet 4.0

Początek mają świetny – opener cieszy uszy miękkimi arpeggiami gitar i fajnym, wybijającym się na "i" hi-hatem. Niestety, mowa tu zaledwie o jego pierwszych kilkunastu sekundach, bo już po chwili zespołowi udaje się zepsuć dobre wrażenie. Jak? No tu mam problem, mianowicie że wszystkie moje zarzuty wobec tej płyty są bardzo takie subiektywne. Nie podoba mi się och, jakże obolały głos wokalisty, pozującego na mędrca w stylu L. Cohena. Nie wiem, może i jest 30-letnim mędrcem, ale ja mu tam nie wierzę. Melodie są, ale są brzydkie. Denerwujące. Te mruczanki "na na na na" w "Friend Of Mine", wszystkie "looking for astronauts" (ile można ciąć słaby motyw?!), "I'm so sorry for everything" w "Baby, We'll Be Fine" – to są jak dla mnie klasyczne james bluntowskie wkurzające tune'y. Ale z drugiej strony, chłopaki się starają, mają parę nawet niezłych piosenek (na przykład energiczny "Lit Up") i w sumie poza wymienionymi przeze mnie istotnie słabymi momentami to główną wadą Alligatora jest, ech, nuda.

Piotr Piechota    
9 lutego 2006
BIEŻĄCE
Ekstrakt #5 (10 płyt 2020-2024)
Ekstrakt #4 (2024)