SPECJALNE - BRUDNOPIS
Moon And Moon
VII Acts Of An Iron King
2008, La Société Expéditionnaire
Nie wiem dlaczego, ale to chyba w Stanach najczęściej pojawiają się kapele proponujące twórczość cechującą się ekspresją pacjentów szpitala psychiatrycznego błąkających się w lesie w środku nocy. Takie schizo-granie lubi przybierać różne oblicza, a to eklektyczno-eksperymentalne, jak w przypadku Fire Show, a to hardcorowo-punkowe, jak u Paper Chase, czy abstrakcyjno-samobójcze w osobie Xiu Xiu. Płytką VII Acts Of An Iron King Moon And Moon zapisuje się do powyższego zacnego grona, chociaż w tej klasie do prymusów nie należy.
Przede wszystkim jest to koncept album, a nawet rock opera, na co wskazuje a) tytuł, b) konsekwentne przeplatanie utworów soundscape'ami i straceńczymi wezwaniami wokalisty, a także głosem dziecka depresyjnie snującego epicką opowieść, co razem sprawia wrażenie wyjątkowo posępnego audiobooka. Ale o libretto nie pytajcie, nie mam do tego zdrowia. W "Into The Dust" pojawiają się rytualne bębny, apokaliptyczne dęcia, pogięte, klekoczące i pourywane arpeggia. W "Hands Of A Man" spogłosowany lament odurzonej rusałki, narkotyczny saksofon, lunatyczne onomatopeje, mocno przetworzony szloch samobójcy i dobywające się z głębokiego tła złowrogie zawodzenia "przeklętych dusz". Okraszone różnymi piszczałkami "Come Down Like A Man" kojarzy się z halucynacjami ostatniego Gang Gang Dance. Całą tę ponurą historię zamykają opętańcze bity pomieszane z pochodem pianina, zmierzające do bardzo dostojnego finału (tak dostojnego, że aż trochę komicznego).
Skwituję błyskotliwie: nie dajmy się zwariować. Pomimo niezaprzeczalnego aranżacyjnego przepychu tego słuchowiska, granica między muzycznym horrorem, a czymś męczącym bywa tutaj cienka. Motyw "słyszenia głosów" a la Szósty Zmysł trochę słaby, poza tym fanom egzorcyzmów polecam. Wirus muzycznej schizofremii zagraża.