SPECJALNE - BRUDNOPIS
Little Boots
Hands
2009, Sixsevenine
To zupełnie nie tak miało wyglądać. Kiedy w grudniu 2008 tylko utwierdzałem się w przekonaniu, że "Stuck On Repeat" to bankowo mój singiel roku, oczami wyobraźni widziałem zbliżający się debiut uroczej Victorii z notą 7-ileś w naszej prawej kolumnie. W zasadzie wszystko na to wskazywało – obecność Grega "Bossa" Kurstina w studiu, kolejny mocno wymiatający singielek w postaci "New In Town", zapowiedź duetu z liderem Human League, & on, & on.
Skończyło się jednak dużo gorzej, a przecież nie tylko sam Kurstin "maczał w tym palce" (może właśnie dlatego wyszło jak wyszło, heh). Oprócz niego swoje dorzucili ludzie pokroju Goddarda z Hot Chip, RedOne’a czy Richarda Stannarda, czyli jakby nie patrzeć postacie cieszące się sporą renomą w światku komercyjnego popu. Jednak nawet wobec tego wszystkiego warto pamiętać o jednym – gdzie była rok temu Victoria Hesketh? Eee, no właśnie. Mam to szczęście, że doskonale pamiętam jak to się zaczynało (zapachniało Andrzejem) – najpierw były pierwsze demówki na MySpace, kanał na YouTube, na którym to Vic regularnie serwowała naprawdę *fajowe* covery w klawiszowych aranżacjach. Potem wzięła i pokazała światu taką japońską zabawkę zwaną Tenori-On i byłem w coraz większym szoku i tylko utwierdziłem się w przekonaniu, że tę dziewczynę stać naprawdę na wiele. Moja podjarka sięgnęła tego stopnia, że wszystkie te przeróbki z YT zgrywałem do mp3 i męczyłem przez całe wakacje mimo ich wątpliwej jakości. Przełom w życiu Victorii przyszedł, jak w każdej bajce o kopciuszku, nie wiadomo skąd i dlaczego. Nagle szersze grono ludzi zaczęło się nią interesować, posypały się pierwsze nagrody – wpadła nawet ta najważniejsza od BBC i "machina ruszyła".
Najpierw zmiana wizerunku, spowodowana kompletnie-nie-wiem-czym (żartuję, wiem – jedno słowo : GaGa). Z uroczej i naturalnej dziewczyny przeistoczyła się w wersję znaną w pewnych kręgach jako "kurewski blond", lansowaną usilnie przez wspomnianą Lady G., i od tego wszystko się zaczęło. O Hands wystarczy napisać tyle, że żaden z nowych kawałków nie trzyma poziomu "Stuck On Repeat" czy "New In Town". Są oczywiście ciekawe przebłyski w postaci "Remedy" (w końcu RedOne to RedOne), ciekawe wypada współpraca Kurstina i Goddarda w "Mathematics" (ale wolałem wersję demo, sorry panowie), a intrygującym dodatkiem jest duet ze wspomnianym w pierwszym akapicie Philipem Oakeyem.
Dobra, to ma być brudnopis przecież, więc pozwolę sobie gładko przejść do końcowych konkluzji – otóż mimo całego zawodu, jaki mimo wszystko sprawiło mi obcowanie z Hands, to i tak wolę Hesketh od całej tej plejady nowych gwiazdek spod znaku La Roux i tym podobnych. Dlatego, bo gdzieś "deep down" mam do Victorii słabość, gdyż wydaje mi się, że jest ona trochę takim zagubionym dzieckiem 80s ze słabością do tych wszystkich "syntezatorowych plam" i tym podobnych bajerów; trochę jak i ja. Niestety, to wszystko nie przełożyło się to w wydatny sposób na jakość jej debiutu, bo przeważają na nim niestety kawałki albo zbyt mało przebojowe albo przekombinowane, nawet jeśli w tym wszystkim nadal jest sporo uroku. Ale nawet bardziej żałuję tego, że niejaki Dr Luke ostatecznie nie znalazł czasu na wspólne sesje z Litte Boots, bo wtedy… Cóż, marzyć wolno. Na zakończenie mały, ale dla mnie wydatny pozytyw – zbadajcie EP-kę Illuminations wydaną ekskluzywnie w Stanach, bo zawiera ona prawdziwą kurstinową perłę, kawałek nosi tytuł "Not Now" i siedzi pod trzecim indeksem. Very kylie-esque. I to jest dobra droga, Victorio.