SPECJALNE - BRUDNOPIS
Languis
The Four Walls
2004, Plug Research
Jak ten czas leci! Gdy w 2002 roku przemiły kalifornijski label Simballrec przysłał nam którąś z kolei płytę tego argentyńskiego duetu, pod tytułem Untied, nieco bluffowaliśmy z zachwytami, bo choć prezentowała urokliwy przekrój przez najznamienitsze trendy poszukującego IDM tamtych lat, to jawiła się raczej chaotycznym przeglądem tendencji, niż przemyślanym konceptem na album. Moim ukochanym momentem Untied była rozkoszna "piosenka" (jeśli piosenką można uznać te zamglone plamy wodnej pary dźwiękowej i kilka śladów delikatnego dotknięcia wokalu na niej) "Touch A Cloud" i fajnie, że follow-up, The Four Walls, to rozwinięcie tego pojedynczego pomysłu w cały longplay. A jeszcze bardziej wkurwiające, niż fajne, jest to, że – mimo zakonotowania faktu wydania krążka dawno temu – nikt nie zmusił mnie do jego posłuchania i w rezultacie poznałem go przed paroma dniami. Fuck.
Tym razem w miejsce stylistycznego rozchwiania tricków otrzymujemy monochromatyczną ideę rozciągniętą ku maksymalnej realizacji w każdym utworze – jedną z najlepiej przeprowadzonych (obok Guitar) prób upgrade'u shogazera w ramach technicznych (czytaj: z bitem). I, och tak, ideę absolutnie piosenkową. Wszystko co kocham w ciepłej elektronice + skromny glos kolesia (reminiscent of Kozelek) znajduje się w boskim openerze "Asleep". Boilujący groove perkusji i żarzące elektryczne pianino na średnich tonach przywołują na myśl organiczne eksploracje Dana Snaitha, ale Languis na lekkości biją Caribou świeżością i urodą. Dalej The Four Walls konsekwentnie otacza cię jak intymna gorąca kąpiel z bąbelkami – w spokoju wypolerowanej luksusowo wanny. A w funkcji bonusu, "Morningside" cytuje progresję melodyczną z "I Want To Tell You". Widzę że "I Want To Tell You" pnie się w górę w rankingu najczęściej zrzynanych kompozycji Fab Four, bo pamiętacie przecież "Yesterday's World".