SPECJALNE - BRUDNOPIS

Lady Sovereign
Public Warning

2006, Def Jam 3.0

Jedna z najbardziej oczekiwanych płyt tego roku okazała się największym rozczarowaniem. To bardzo dziwne – piosenki w dużej mierze te same co na singlach i EP-kach, teksty podobnie ironiczne i bezczelne. Co zawiodło? Produkcja – i teza redaktorów naczelnych, że wystarczy dobry utwór, pada. Lady Sov dostała się w łapy (chciałoby się powiedzieć, a tak naprawdę są to oślizłe a mizerne dłonie) speców od marketingu muzycznego, którzy jej muzykę przebrali w złego gustu kreacje pop, tu dodając ostrą gitarę, a tam lead a la electro. Wychodzi z tego zupełnie nieznośna, pozbawiona charakteru i dynamizmu papka.

W sumie głównym zarzutem wobec samej Lady Sov jest to, że tak lekko zgodziła się na zgnojenie jej muzy. Sama zachowuje urok rasowej dresiary i postrachu podwórka, dodając szczyptę autoironicznych komentarzy (nad wyraz trafnych jak w "9 to 5", gdzie śpiewa o tym, że jej obecna kariera muzyczna to pełnoetatowa praca, bez spontaniczności i przyjemności). Chyba tylko w utworze "My England" pokazuje wstrętne oblicze białej Angolki, która myśli, że jest patriotką, a dla mnie prezentuje jakąś debilną formę ksenofobii i kultu Big Bena (i nie chodzi tu niestety o to, ze jest wyznawczynią jakiegoś fallicznego wierzenia).

Jaki więc z tego morał? Lobotomia dla producentów płyty i opiekunów artystycznych Lady Sov (chociaż pewnie już są po tym zabiegu), a dla niej rada, że jeżeli jeszcze będzie nagrywać, to niech sobie przypomni czasy Vertically Challenged. Bo przy zeszłorocznej krótkiej płytce Public Warning prezentuje się jak świnia przy tygrysie.

13 grudnia 2006
BIEŻĄCE
Ekstrakt #5 (10 płyt 2020-2024)
Ekstrakt #4 (2024)