SPECJALNE - BRUDNOPIS
Kylesa
Static Tensions
2009, Prosthetic
Taaak. Śmianie się z metalu przestało być zabawne już jakiś czas temu. No dobra, to dalej dosyć śmieszne, ale takie… nie wiem, oczywiste? Bo pewnikiem jest, że spośród dziesięciu przypadkowo wybranych metalowych płyt osiem to będą straszne gówna. Pozostaje tylko cieszyć się, kiedy uda się trafić na tak przyjemną odmianę jak Kylesa.
Jeśli spytacie o rzecz, która wyróżnia ten amerykański band spośród innych, grających modny ostatnio sludge, to jest to oczywiście podwójna perkusja. Dwaj pałkerzy, napierdalający nieraz z dziką pasją, sprawiają, że longplay miejscami zaczyna nabierać niespotykanych kolorów pod względem brzmienia. Innym czynnikiem pozwalającym przychylniej spojrzeć na zespół jest mimo wszystko zamiłowanie do piosenkowych struktur. Podziały na linii zwrotka-refren są dość łatwo zauważalne, nieśmiałe eksperymenty z growlingiem też jawią się jako wyjątkowo strawne. Generalnie obowiązkami wokalnymi dzielą się Laura Pleasants (podobno jedna z ładniejszych sztuk na metalowej scenie – jeśli to prawda, to wypada im współczuć chyba) i Philip Cope, który jest także gitarzystą. Dodaje to różnorodności utworom, bo Pleasants ma niski, depresyjny głos i zwrotki śpiewanie przez nią chociażby w "Running Red" tworzą intensywny klimat. Dodatkowo lekki posmak psychodelii czuć w chyba najlepszym na płycie "Unknown Awareness". Jak możecie się domyślać, wszystkie te czynniki w jednym owocują całkiem przyjemną niespodzianką, która jak dla mnie bije wszystko to, co do tej pory ukazało się na metalowej scenie. W czasach kiedy starzy kumple (Isis, Mastodon) mimo wszystko mnie zawiedli, dobrze znaleźć nowych ziomów w osobach członków Kylesy.