SPECJALNE - BRUDNOPIS
Klee
Honeysuckle
2006, Minty Fresh
Indie-pop z damskimi wokalami w natarciu. Po udanych płytach Camera Obscura i Ditty Bops, reprezentujących bardziej odjechany rejon gatunku, ukazała się płyta niemieckiego zespołu Klee (nazwa grupy wyjątkowo mi się podoba). W tym przypadku ekstrawagancje zredukowane są do minimum, a muzyka zdecydowanie nadaje się do słuchania podczas jazdy samochodem (na przykład weekendowe wycieczki do 80 km/h). Ryzykowny jest taki balans na granicy banału i niektóre piosenki, jak choćby otwierająca album "This Is For Everyone" ("This is for everyone / Who realise / That in the sorrow of sadness / The beauty lies" – Częstochowo przybywam!) lecą w otchłań nijakości na łeb na szyję. Na szczęście sporo utworów wychodzi z tej próby zwycięsko, raz idąc w stronę gitarowego popu, innym razem nawiązując do radiowych piosenek Ladytron. Wszystko jest tu tak gładko uczesane, grzecznie przystrojone, że aż momentami ma się wrażenie obcowania z popełnioną z pełną premedytacją stylizacją. Jednak wszystkie te dociekania dotyczące stylistyki utworów i zamierzeń twórców nie mają znaczenia wobec faktu, że większość piosenek jest po prostu bardzo dobrze skomponowana, zaaranżowana i zagrana. Zwracam uwagę na "A Thousand Ways", "Gold", "Our Movie" – świetne utwory. Na pewno nie jest to dzieło ponadczasowe, walczące, czy mające zburzyć granice gatunków. Honeysuckle to kwintesencja popu – ładnie wyprodukowany obiekt, który za pomocą dźwięku ma dawać przyjemność. Mi tej przyjemności sprawił całkiem sporo, więc jestem za.