SPECJALNE - BRUDNOPIS

Justine Electra
Soft Rock

2006, City Slang 6.0

Kolejny freak z kraju anglojęzycznego, który trafił do miasta Berlina w poszukiwaniu inspiracji i chęci nasiąknięcia atmosferą artystyczną / luzem niemieckiego grodu, Australijka Justine Electra mieszkała na squacie, didżejowała w klubie techno – więc trochę standard. Amerykanie z Liars mnie przekonali (redakcji nie), Brytyjka z Planningtorock (Janine Rostron) znudziła totalnie, natomiast songwriting Electry na debiucie również mogę ocenić wysoko i jako "ciekawy". Wspierają ją zresztą znane postacie lokalnej sceny avant-popowej: Mashy Qrelli, Normana Nietzschego i Schneidera TM. Skojarzenia: folk spod znaku Cat Power spowinowacony z futurystycznym podejściem do pierwotnego stylu Herberta. Tak przynajmniej prezentują się dwa pierwsze kawałki - próby soulowe, potem mamy akustyczny smęt w konwencji, w której wolę zarówno Suzanne Vegę, Cat Power jak i Mirah. Nawet gdy siada za pianinem, to wypada to świeżo/lekko/bezpretensjonalnie (w przeciwieństwie do Planningrock) – między Moe Tucker z Velvetami w studio i Moe na koncertach z okazji reaktywacji w 1993 roku (coś zbiera mi się na żarty) – i całe szczęście inwestuje przede wszystkim w songwriting i wiarygodność wykonania (a nie że bawimy się konwencjami). Podoba mi się żarliwość ("Mom & Dad & Me & Mom") i bezpretensjonalność Justine ("Killalady"), a gdy trzeba – emocjonalność ("Autumn Leaves"). Nawet w końcówce potrafi jeszcze zaskoczyć quasi-Beckowskim skandowaniem ("President") do dream-popowego podkładu. W ogóle kolejne piosenki to taki kalejdoskop, bo zaraz znów mamy lo-fi bluesidło. Całość to zestaw dobrych 13 piosenek, do których może jeszcze kiedyś wrócę.

16 sierpnia 2006
BIEŻĄCE
Ekstrakt #5 (10 płyt 2020-2024)
Ekstrakt #4 (2024)