SPECJALNE - BRUDNOPIS
Eminem
Relapse
2009, Interscope
Slim Shady wraca z nowym albumem i starymi pomysłami. Ciągle próbuje być kontrowersyjny i wulgarny, ale niestety znowu wychodzą mu z tego rzeczy zbyt żałosne, by brać Relapse na poważnie. Począwszy od dziwacznego intro, w którym Em robi sobie jaja z alkoholizmu, płyta prezentuje poziomy niebezpiecznie bliskie dna. Przyczyniają się do tego teksty takie jak te : "I was born with a dick in my brain / Yeah, fucked in the head / My step-father said that I sucked in the bed." Tak, rozumiem że to nie do końca dosłowne, ale i tak… eee. Podkładom też bardzo daleko do pierwszej ligi, robią wrażenie mało twórczych ochłapów. "Beatiful" nawet daje radę, tam akurat bit jest z gatunku amerykańskich standardów, a Eminem wyjątkowo nie nawija kompletnie oderwanych od rzeczywistości tekstów. Nie zmienia to faktu, że generalnie tych prawie 80 minut muzyki (szacun, kurwa) nie sposób przesłuchać za jednym podejściem. Zero nowatorstwa, głębszej myśli też niewiele. Desperacji Eminema dowodzi fakt, że teraz chce wziąć się za… śpiewanie. Gównianych podkładów Dre ma podobno na tyle dużo, że już pod koniec obecnego roku czeka nas follow-up do Relapse zatytułowany niezwykle twórczo Relapse 2. Nie wiem jak Wy ale ja wprost nie mogę się doczekać.