SPECJALNE - BRUDNOPIS
Death Cab For Cutie
Narrow Stairs
2008, Atlantic
Panowie i Panie, oto najnudniejsza płyta w dyskografii Death Cab For Cutie. Zaczyna nam się ona nudzić gdzieś od połowy drugiego kawałka i z małymi wyjątkami nie przestaje do samego końca.
Z plusów: już tradycyjnie podoba mi się perfekcyjna produkcja Chrisa Walli. Wszystko brzmi tu elegancko i przejrzyście, ale cóż z tego, skoro kluczem i tak są kompozycje... "Bixby Canyon Bridge" jest jeszcze wporzo – oldschoolowa melodia zwrotki (stary dobry Ben) i rockowe natarcie gitar, znane (i lubiane) z Transatlanticism . "I Will Possess Your Heart" również zapowiada się ciekawie - ładnie bujającym basikiem (Walla coś opowiadał o jamie inspirowanym krautrockiem Can), ale późniejsze rozciąganie go o 4-5 minut nie zdaje egzaminu i zaczyna zwyczajnie nużyć. Bez przesady, to nie bas z "House Of Jealous Lovers", że można go słuchać bez znudzenia i pół godziny. Potem budzimy się jeszcze na moment przy zajebistym "No Sunlight" (jedyny na płycie kawałek powyżej 6.0), by tym razem usnąć już na dobre. "Grapevine Fires” jescze spoko, lubię Gibbarda, nawet gdy jest bejem i przysmęca. Ale numery: 4,5,6,8,9,10,11 – no sorry Gregory, ale dla mnie są to mocno wymuszone melodie.
Narrow Stairs jest kiepawe, jeszcze gorsze niż Plans. I gdy czytam jakieś niedorzeczne recenzje typu "unquestionably the best thing [Death Cab has] ever done", to się kurcze zastanawiam czy ludzie na serio słuchają płyt, o których piszą, a jeśli tak to czy aby na pewno słuchają ich uszami.