SPECJALNE - BRUDNOPIS
Black Rebel Motorcycle Club
Howl
2005, Echo
Na swoim trzecim krążku, Kalifornijczycy zrezygnowali z inspirowanego JAMC, ciężkiego, posuwistego noise-popu na rzecz głębszej podróży wstecz, pewnie ku swoim geograficznym źródłom, hen do hippiserki dzieci kwiatów. Nieszczęśliwie, jest to jedno z najgorszych posunięć artystycznych (jeśli idzie o "rozwój" grupy) w ostatnich latach. Zdołałem przebrnąć tylko do połowy albumu i za tę połowę gamonie otrzymują 2.0; jeżeli ktoś potrafi wskazać interesujące fragmenty w drugiej połówce krążka, niech da mi znać, mój adres borys.dejnarowicz@porcys.com. W przeciwnym wypadku nikt nie zdoła mnie zmusić do ukończenia tej lektury. Banner reklamujący w necie Howl cytuje "NME", nazywający tę płytę "najlepszą rzeczą jaką dotąd zrobili". W świecie takim jak ten, gdzie przedstawiciel jednego kraju deklaruje chęć likwidacji drugiego ponieważ dysponuje bronią jądrową, a "NME" nazywa nową płytę BRMC "najlepszą rzeczą jaką dotąd zrobili", lepiej chyba będzie jak sobie pójdę spać.