SPECJALNE - BRUDNOPIS
Annie
DJ Kicks
2005, !K7
"Hallo, oh hi! It's Annie here. This is my DJ Kicks".
!K7 w tym roku do zabawy zaprosiła naszą norweską faworytkę. Jako zdeklarowana entuzjastka i długoletnia kolekcjonerka serii, ucieszona wyróżnieniem, chętnie podjęła się wyzwania. Kierując się chęcią zaprezentowania mniej znanych kawałków, dała szansę szeregowi tajemniczych artystów, swoim idolom (Alan Vega, ESG), też zwyczajnie kolegom po fachu (Toy, Datarock). Próba pokazania szerszej gamy zainteresowań, niż górujący na własnym wydawnictwie pop, zaprowadziła ją jednak w ślepy, a nawet głuchy zaułek. Bo choć idea zahaczenia o rock, electro czy disco jest jak najbardziej uprawniona, to fajnie by było, jakby wszystko razem udało jej się pozbierać w jakąś całość. Tymczasem mamy lekki chaos, choć z miłymi akcentami, to wciąż nudnawy. I obyłoby się bez słowa "rozczarowanie", gdyby nie bezbarwne kawałki produkcji samej autorki. Hej ho, hejże hola. Zarówno "Wedding" jak i ciut lepsze "Gimme Your Money" są przeraźliwymi leszczami. Nie wierzę, że przez te trzy lata pracy nad Anniemal nie odrzuciła niczego fajniejszego. Może nie chciała dać, tak czy siak lipa.
Mix Erlenda traktuję jako jedną z lepszych płyt imprezowych jakie znam, natomiast projekt Annie wypada przy nim bledziutko. Taka ciekawostka, ale nie dość wciągająca aby kiedyś do niej jeszcze wrócić. Chyba, że dla okładki.