SPECJALNE - Artykuł
20 najlepszych piosenek The Smiths
2 grudnia 2011
20 najlepszych piosenek The Smiths
Mało było w dziejach rocka kapel tak charakterystycznych, oryginalnych i niepowtarzalnych. Oto nasze spojrzenie na The Smiths przez pryzmat ich dwudziestu piosenek, które lubimy najbardziej.
20 Barbarism Begins At Home (1985, Meat Is Murder)
Lennon vs. McCartney VS. Morrissey vs. Marr. Oczywiście jeśli którykolwiek z zarysowanych przed chwilą konfliktów ma w ogóle jakiś sens, to ten ostatni najmniejszy. Tak, Morrissey i Marr grali muzycznie w jednej drużynie jeszcze bardziej niż Lennon i Macca. Oto dowód. Nie wiem czy usprawiedliwione jest twierdzenie, że Marr ugrał w "Barbarism Begins At Home" swój trademark w stopniu większym niż w jakimkolwiek innym kawałku, ale na pewno jest to jeden z tych definiujących go utworów. Morrissey – ma on takie linijki. Nie chodzi nawet o tekst, a o sposób artykulacji niektórych wersów. Tutaj na pierwszym miejscu jest wszędzie, gdzie pojawia się "a crack on the head" i właściwie mój wymarzony opis tego kawałka (albo prywatny skrót myślowy) powinien zawierać tylko tę linijkę pisaną małymi literami bez kropki. Poza tym wszystkim jest jeszcze taki myk, że ta *piosenka* trwa siedem minut (naprawdę, sprawdźcie) i kiedy Morrissey wreszcie milknie, zaczynamy słyszeć co tam właściwie robi linia basowa. A ona wtedy kradnie cały utwór dla siebie. I to właściwie jest już funk. –Radek Pulkowski
• posłuchaj »
19 The Boy With The Thorn In His Side (1986, singiel z The Queen Is Dead)
Pierwszy w historii Brytyjczyków singiel poparty wideoklipem w chwili ukazania się był przez wielu postrzegany jako definitywne sprzedanie się komercji (!) – wiadomo, dziś możemy się tylko uśmiechnąć z politowaniem w kierunku takich zarzutów, ale wtedy nie było żartów. Sam teledysk nie wyróżnił się żadnym nowatorstwem, a chyba trochę się o to prosiło, ponieważ Moz w swoim prostym tekście przygadywał muzycznym krytykom – może bez specjalnych konkretów, ale z jasnym przesłaniem. Pogodna aranżacja całości też raczej nie pomogła ówczesnym słuchaczom w zrozumieniu wymowy, ale olać – na pewno jeśli idzie o tracklistę The Queen Is Dead trudno sobie wyobrazić lepszy follow-up do "Bigmouth Strikes Again" niż właśnie ten utwór. –Kacper Bartosiak
• posłuchaj »
18 The Queen Is Dead (1986, The Queen Is Dead)
Jak dla mnie to mało singlowy numer, on raczej kojarzy się z zapinaniem pasów przed dalszą częścią płyty. Czasu na to zbyt wiele nie ma, już pierwsze słowa Morrissey śpiewa jakby był bogiem. Do końca piosenki raczej nie przestaje, strzelając kilkoma punchline'ami z pierwszej trzydziestki swoich najlepszych. No i przynajmniej jednym z the top 5 - tym o grze na pianinie. Podejście Morrisey'a do tekstów prezentuje się tu idealnie - miesza ironię ze szczerością w takich proporcjach, że nie grozi mu ani zbytnia blaza, ani grafomaństwo, nawet kiedy oznajmia "Life is very long, when you're lonely". Swoją drogą jakbym miał wybrać jedno zdanie na podsumowanie jego wszystkich wywodów, to padłoby właśnie na to. Do highlightów należy także transparent, którym Stefan dzierżył w trakcie wykonywania kawałka na żywo - śmiesznie, tak jakby brakowało tu jeszcze sugestywności. –Jędrzej Michalak
• posłuchaj »
17 Still Ill (1984, The Smiths i Hatful of Hollow)
Najbardziej w tej piosence intryguje mnie metamorfoza, jaką przeszła na przestrzeni roku, pomiędzy albumem The Smiths a Hatful Of Hollow. Od samego początku nie było wiadomo, czy kawałek jest bardziej ponury z racji tekstu, czy beztroski z racji rytmiki. Ale nie ma to tamto, zmieniona wersja wcale nie sytuuje jej bliżej jednej z tych dwóch wiodących charakterystyk zespołu. Otwiera ją i zamyka solówka harmonijki, która odkleja tasiemkę z etykiety 'rockabilly'. Po chwili jednak okazuje się, że reszta brzmi bardziej ponuro niż wersja-poprzedniczka. Perkusja Joyce'a jest dużo bardziej stonowana, wokal Morisseya mniej głuchy, a gitary Marra bardziej uspokojone. A więc dalej nic nie wiadomo. Zarówno jeden, jak i drugi wymiar sięgają dużo dalej, ale żaden z nich nie przeciąga piosenki na swoją stronę. Tym lepiej, bo produktem tej reakcji jest zagadkowość i niejednoznaczność, które gwarantują, że The Smiths przetrwa. Mój ulubiony moment piosenki - introspekcyjne pytanie "Am I still ill", które w kontraście do reszty tekstu wyśpiewane jest tak błogo, że to aż frapujące. –Monika Riegel
• posłuchaj »
16 Death of a Disco Dancer (1987, Strangeways, Here We Come)
Śmiem twierdzić, że trudno o perfekcyjniej skonstruowany utwór Smiths – od slintowego minimal noise'u / post-rocka w tym pierwszym spokojnym wejściu basu, wyłaniającym się dostojnie z piskotów, brit-rockowej melancholii, której piękne melodie Morrisseya są jednym z ważniejszych źródeł, a tu szczególnie; poprzez dream-noise'owe pierwsze płyty Mercury Rev spotykające "Paranoid Android" w nieco onirycznym, ale hałaśliwym wieńczącym wyładowaniu gitarowym, zapoczątkowanym brawurowym crescendo gitary Marra, można odnieść wrażenie, że ten kawałek zawiera inspiracje dla całego spektrum brzmień anglojęzycznej gitarowej sceny niezależnej lat 90-tych. Frapujące lyricsy doczekały się szeregu interpretacji, przy czym te najbardziej rozgarnięte zwracały uwagę na coraz bardziej widoczne zjawisko w postaci plagi AIDS, wówczas jeszcze utożsamianej niemal wyłącznie ze społecznością homoseksualną ("disco dancer" miał się z kolei kojarzyć z gejami). Mozarella bije tu w klawisz. –Michał Zagroba
• posłuchaj »
15 Some Girls Are Bigger Than Others (1986, The Queen Is Dead)
Zawsze sobie puszczam na pocieszenie, gdy przyjemność jedzenia zwycięża z przyjemnością wyglądania. Tekst tej piosenki ma dla mnie wartość głęboko filozoficzną, jest jak prawda objawiona leżąca u podwalin procesu ewolucji. A pojęta zdaje się sposób zgoła stoicki, pełen akceptacji dla świata znaczonego różnorodnością. Nie ma róży bez kolców, prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie, baby ach te baby. Ot, wszystko, co należy wiedzieć o życiu. Piosenka zamyka The Queen Is Dead , wieńcząc elegancką ironię albumu. Podobno po otrzymaniu tekstu od Morisseya Marr powiedział, że jednak wolał muzykę bez tekstu. Pozostaję nieprzekonana, ale powyższa laudacja w stronę tego drugiego nakazuje chociaż się zastanowić, co tak urzekło Marra. Kawałek zaczyna się psikusem ze strony The Smiths - wygasa i wraca po chwili. Takie czarymary, żeby brzmiało jak chwilowe zamknięcie drzwi, zza których dobiegają dźwięki. Dalej jest już jednostajnie i zwiewnie, złota ręka do gitarowego popu znów nie zawiodła. Jest nieprzełomowo, ale i niepowtarzalnie - w żadnych dwóch piosenkach gitary nie brzmią tak samo. I ten śpiew o poduszce przez poduszkę, gwarant że sny będą równie krotochwilne. –Monika Riegel
• posłuchaj »
14 That Joke Isn't Funny Anymore (1985, singiel z Meat Is Murder)
Niech nie zwiedzie was fakt, że ta piosenka to jeden z najgorzej radzących sobie singli Smiths w całej ich historii – jak się ich wypuszczało z jednego albumu po osiem i więcej, to któryś po prostu musiał mieć pecha. Zresztą nawet dziś to pojęcie "singlowości" pozostaje na tyle zawiłe, że trudno się dziwić, że i takim graczom nie wszystko udawało się w latach świetności. Ale do rzeczy – te melancholijne, gitarowe repetycje w "That Joke Isn’t Funny Anymore", wsparte przewrotnym, gorzkim tekstem, nawet na tle reszty tracklisty Meat Is Murder robią dziś piorunujące wrażenie. Do tego dodajcie linię basu z gatunku "to die for" oraz tradycyjnie znakomite rozplanowanie kompozycyjne i pozamiatane, nie ma o czym gadać. Wstydźcie się wy, którzy pochowaliście uszy po sobie kiedy trzeba było aktywnie wspierać ten utwór. –Kacper Bartosiak
• posłuchaj »
13 Hand In Glove (1983, singiel z The Smiths)
Od tego wszystko się zaczęło. Pierwsze studyjne wydawnictwo "Smisów" to przede wszystkim kopiący punkową werwą przewodni riff Marra, wprawiony w wirowanie przez energetyczne akcenty sekcji, ale też, całkiem na swoich prawach, fenomenalny bas Rourke'a i świetne pieprznięcie Joyce'a. Folkowy motyw harmonijki nieobowiązkowy, ale urozmaica. Razem z wokalem Mozilli, na debiucie bardziej uwypuklonym, na singlu – schowanym, oddalonym, wszystko zazębione jak w przekładni. Jedziemy z koksiwem. –Michał Zagroba
• posłuchaj »
12 The Headmaster Ritual (1985, Meat Is Murder)
Przytłaczająco brutalne wejście w album Meat Is Murder, ale co się dziwić, pamiętając czym się ta płyta kończyła (i ponoć ktoś na closera głosował – przyznać się!). W niemal grunge'owym gąszczu gitarowych faktur Pan Wokalista snuje mroczną opowieść o nauczycielach znęcających się nad uczniami – nie ma to jak zacząć dzień od przyjemnych zagadnień. Ale jakaż chemia występuje między nim a Marrem... Kiedy Steven zawiesza narrację przy "He does the military two-step dooown...", Johnny serwuje prostą, acz cwaną zmianę akordu i buduje pomost do chorusu. Kiedy Stephen wkracza z transcendentnie bolesnym "I wanna go home / I don't wanna stay", w tle Johnny puentuje to firmowym arpeggiowym komentarzem. Od "give up education" Marr znów po mistrzowsku wykańcza refren, tnąc harmonię... Słuchasz słów, a opowiada muzyka; słuchasz muzyki, a opowiadają słowa. To się nazywa wielki songwriterski tandem. Ale wiecznie niedopieszczona sekcja też domaga się wiwatów – Joyce pięknie "podbija" zagrywkę pod onomatopeiczne wycie Moza, a partia basu Rourke'a kwalifikuje się do rozpierdalania na pięciolinii. Speaking of "epickie". –Borys Dejnarowicz
• posłuchaj »
11 Well I Wonder (1985, Meat Is Murder)
Spisek dotyczący rzekomego załamania piosenkopisarstwa The Smiths na wysokości drugiego albumu wywarł wpływ także na recepcję tej, niesłusznie pomijanej, cudownej ballady z urzekającą melodią, ewokującą piosenki Love przez drugi, trzeci album Davida Bowiego. Pierwsze skrzypce w "Well I Wonder" odgrywa dość wyjątkowo, nie któryś z charyzmatycznych liderów zespołu, ale niebanalna linia basu Andy'ego Rourke, trochę w stylu lżejszych smutów Joy Division jak "Atmosphere", stanowiąca cokół całej plastycznej kompozycji. Utwór, poprzez zręczną manipulację napięciem, umiejętne frazowanie, wprowadzanie wydłużonych pauz emocjonalnych, jest podręcznikowym przykładem na to, jak się w muzyce buduje dramaturgię i generuje chemię. "Well I Wonder" to nie jest tekściarskie opus magnum Morrisseya, ale na pewno przejmująca autorefleksja zniechęconego, obrażonego artysty. Unikałabym rozpatrywania tekstu w kategoriach sentymentalno-romantycznych, utwór wyraźnie emanuje ogólnym znudzeniem, głębokim rozczarowaniem ambitnego muzyka, który być może inaczej wyobrażał sobie życie Franza Liszta. Nad ostatecznym kształtem nastroju w balladzie czuwa akustyczna gitara Marra, nadając jej nieco tradycyjnie smithsowego, jangle'ującego charakteru, wynosząc jednocześnie "Well I Wonder" z obszarów jękliwych na cieplejsze, refleksyjne płaszczyzny. Smaczkiem jest dobrze znana maniera Mozza "od Scotta Walkera do bardziej damskiego wydania Patti Smith" przechodząca w niektórych partiach utworu w rasowy falset! W outrze, poza zgrabnym riffem gitary, jesteśmy karmieni angielskim deszczem typu sprinkle, bądź odgłosami plusków w basenie, zsamplowanymi z filmu Mężczyźni wolą blondynki. –Iwona Czekirda
• posłuchaj »
10 Girlfriend In A Coma (1987, singiel ze Strangeways, Here We Come)
Jakkolwiek wyśmienite by nie były, wszystkie skoczne kompozycje Marra opierają się na zestawie tych samych melodii i zagrań, co zapoczątkowało prawdopodobnie niechwalebną tradycję nagrywania ciągle tej samej piosenki przez późniejsze "alternatywne" brytyjskie zespoły (patrz: Oasis). Ciekawi jednak fakt, że perfekcja w tym stylu osiągnięta została dopiero na singlu z ostatniego albumu formacji (będę się upierał, że był to również ich drugi najlepszy zestaw piosenek w karierze). "Girlfriend In A Coma" to kwintesencja indie-popowego wałka, do dziś dzień stanowiąca niedogoniony wzór dla połowy startujących licealnych kapel w bożonarodzeniowych swetrach (a także tych z kontraktami i bazą fanów na większej części globu). Morrissey też nie pozostaje w tyle, kapitalnie oddając emocjonalne rozdarcie towarzyszące sytuacji, z którą zmierzyć się tu musi podmiot liryczny (No I don't want to see her / Would you please let me see her!). Ostatnie pożegnanie Smiths nie było w żadnym wypadku szeptem. –Patryk Mrozek
• posłuchaj »
09 Cemetry Gates (1986, The Queen Is Dead)
Piosenki z The Queen Is Dead mają trochę przerąbane. Siłą rzeczy przysłania je pierwszoplanowość i popularność wiadomego nagrania ("'To die by your side is such a heavenly way to die'... I love'em"). Tymczasem "Cemetry Gates" jest czasem moim ulubionym numerem manchesterczyków, a już z pewnością najczęściej repeatowanym z epokowego albumu. Ulatuje ponad gatunkowy ciężar reszty lekkością, nieczęstą dla zespołu wesołością i witalnością vis a vis cmentarnej poetyki. Morrissey zaśpiewał o wycieczce we dwoje po cmentarzu w słoneczny dzień. Nawiązania do romantycznych poetów i cytowanie epitafiów to ostatecznie naigrywanie się z pretensjonalności i pozerstwa na uduchowione i nieszczęśliwe życie. I pomyśleć, że gdyby nie Moz, to Marr wyrzuciłby swoją kompozycję do kosza, nieprzekonany co do jej wartości. –Michał Hantke
• posłuchaj »
08 William, It Was Really Nothing (1984, singiel z Hatful of Hollow)
Wmawiano nam, że to grupa z najlepszym tekściarzem ever, w poetycki sposób opiewającym samotnicze życie outsiderów wiedzione w zamkniętym pokoju. Że to sumienie młodego, wyalienowanego pokolenia wyrażone poprzez brzmieniowy spleen. I że gatunkowy ołów tych lamentów przesłania sporadyczne próbki idiosynkratycznego, i tak gorzkiego i czarnego humoru. Racja, ale jakże nie docenia się z tej perspektywy nadludzkiego talentu niejakiego Johna Mahera, którego smykałka do układania atrakcyjnych "rybek" ("tak mi źle, tak mi źle, tak mi szaro...") nie miała sobie równych w gitarowym popie lat osiemdziesiątych. "William" to idealny dowód na poparcie tej tezy – tune startujący na tak rześkim, figlarnym, chwytliwym pasażyku akustyka (pierwsze 15 sekund), jakby urodziła go majowa rosa. I to nie są żadne szanty, jak mi ktoś tu podpowiadał – szanty to bardziej "Death At One's Elbow". A "William" to czysty pop i wcale nie w samej konstrukcji (schemat rozsypuje się gdy tylko panowie dotrą do pierwszego refrenu, bo z grubsza przy nim zostają), a w lekkości, gracji i niecodziennej dla Smiths upbteatowości. Rezultatem jeden z bardziej ripitowalnych asów w ich talii – zaledwie dwie minuty pozostawiają boski niedosyt a la A Hard Day's Night. Jeśli zaś chodzi o Moza, to finiszuje błogim, operowym falsetem, prawdopodobnie adresuje komunikat do frontmana takiej kapelki Associates i znów czepia się grubych dziewcząt, co akurat nieco straciło na kulturowej aktualności (vide sensacyjna okładka aktualnego numeru "Cosmopolitan" z "tą krową" Adele – ja tam się zdziwiłem). –Borys Dejnarowicz
• posłuchaj »
07 Heaven Knows I'm Miserable Now (1984, singiel z Hatful of Hollow)
The Smiths, zachowując się jak klasyczny zespół z lat 60., nie mogli chwili wytrzymać bez nagrania jakiegoś singla. Znając jedynie longplaye nie znacie Smiths – jest jeszcze zastęp wspaniałych stron A i B, które nie trafiały na albumy. Wydaje się, że Johnny Marr nie mógł powstrzymać potoku genialnych melodii, które rodziły mu się w głowie i z miejsca klasycznych riffów, które wychodziły spod jego palców. Tacy goście sprawiają, że geniusz wydaje się łatwy. Dwa charakterystyczne motywy gitarowe w "Heaven Knows I'm Miserable Now" brzmią tak bardzo niewymuszenie, jakby żaden wysiłek nie był potrzebny przy ich wymyślaniu. Raźny, dźwięczny i jasny riff, który pojawia się zaraz po intrze już jest świetny. Ale po zwrotce Marr gra najbardziej romantyczną partię gitary elektrycznej jaką znam. Krótka, czysto brzmiąca sekwencja nut, zupełnie nie-epicka i zupełnie przejmująca. Całe "Heaven Knows" jest przejmujące, mimo, że i dlatego, że wszystko dzieje się na małą skalę. Jest tu często cytowane (duh, to The Smiths...) "I was looking for a job and then I found a job and heaven knows I'm miserable now" – kwintesencjonalnie nieheroiczne i z porażającą precyzją opisujące uczucie utknięcia w płytkim dołku wczesnej dorosłości. –Łukasz Konatowicz
• posłuchaj »
06 Stop Me If You Think You've Heard This One Before (1987, singiel ze Strangeways, Here We Come)
Ha! Piosenka The Smiths z GITAROWĄ SOLÓWKĄ. Pod sam koniec, ostatniego singla zespołu MARR GRA SOLO. Jakby stwierdził "co mi teraz zależy". To wspaniałe solo. Naturalnie krótkie, ekonomiczne i zupełnie nie macho. Ale to tylko wybitne zamknięcie wybitnego utworu. Jak dla mnie to najbardziej singlowo brzmiący kawałek zespołu (a nie wyszedł na singlu w Wielkiej Brytanii!). Toż to prawie wyskakuje z głośników! Sprężysta praca sekcji sprawia, że "Stop Me" ani na chwilę nie dotyka ziemi, ale właściwie frunie. Morrissey unika większości swoich manieryzmów i skupia się na porywających skrętach melodii. Nie ma momentu w tej piosence, który nie jest hookiem. Do tego Smiths na tym etapie mieli najgładsze i najlepsze brzmienie w karierze. Szczerze mówiąc to tutaj nawet niedalekie jest U2 z tego okresu. I Morrissey śpiewa o tym jak się upił! I solo! To nie jest twój zwykły singiel Smiths. –Łukasz Konatowicz
• posłuchaj »
05 I Know It's Over (1986, The Queen Is Dead)
Już podczas pierwszego przesłuchania mój (jak się okazuje po latach) ulubiony kawałek Smiths przekonał mnie do kwestii, które równocześnie odpowiedzialne zdają się być w dużej mierze za fenomen zespołu. Raz, że może istnieć piosenka, której główną siłę rażenia stanowi tekst – coś, co było dla mnie w tamtym momencie absolutnie nie do wyobrażenia. Ciągle uważam retoryczne zwroty Morrisseya "If you're so funny/clever/very entertaining/ Then why are you on your own tonight?" za jedne z najbardziej bezpośrednich i wyrazistych wersów w historii muzyki popularnej. Co wiąże się z: dwa, że może istnieć piosenka, w której ekspresja bije songwriting na głowę. Po zetknięciu z "I Know It's Over" Morrissey już nigdy nie wydawał mi się przereklamowanym wokalistą czy afektowanym bufonem. Sposób, w jaki wyżej wspomniane linijki zostały przez niego przełożone na język muzyki do dziś budzi we mnie niedowierzanie i wywołuje dreszcze. "I Know It's Over" opiera się na elementach, które uznaje w muzyce za – w najlepszym przypadku – nieistotne dla jej wartości: lirycznej treści, atmosferze, brzmieniu. W wykonaniu Smiths czynniki te integrują się w mojo zespołu, jego klasę i styl. Gdy ci czterej Mancunianie nie zapodawali bezbłędnych hook-festów w rodzaju zwycięzcy naszego rankingu, potrafili przygnieść samą smithsowatością. I często być przy tym jeszcze lepszym. –Patryk Mrozek
• posłuchaj »
04 How Soon Is Now? (1984, Hatful of Hollow i Meat Is Murder)
O tę właśnie piosenkę The Smiths wyprzedzali R.E.M. w roku 84. Apoteoza jedności muzyki z doświadczeniami natury egzystencjalnej bądź też najmniej reprezentatywny utwór w całej ich dyskografii. Johnny Marr to był raczej mało kuluarowy rockista, a Morrissey – zbyt oczytany miłośnik żbików i owieczek, z parciem na kontrowersyjność, ale też wiktoriańską wrażliwością. Bez szczęśliwego dysonansu pomiędzy tą dwójką nie byłoby fenomenu The Smiths, mojej fascynacji The Smiths, ani też nie byłoby zapewne tego totalnego utworu, w którym dwa przeciwstawne aksjomaty estetyczne potrafią lekko, w niekolidujący sposób spleść się w synergiczne dzieło. Znamiona geniuszu nosi przede wszystkim porażający spiralno-sondujący riff, którego dźwięk, zgodnie z zamierzeniem Marra, na wzór motywu przewodniego "Layli", jest łatwo identyfikowalny przez każdego fana muzyki gitarowej w Anglii i nie tylko. Zapalczywa, pulsacyjna gitara, wzmocniona przez wżynający się w czaszkę efekt tremolo, przywołuje psychodelię schyłku lat 60-tych, odcinając powoli The Smiths od korzennego punku, Gdyby nie dokonania The Soft Boys, wyprzedzające tę piosenkę o kilka lat, napisałabym nawet, że była to pierwsza gałązka oliwna do powstania nowego genre na Wyspach.
W opozycji do nudnej, nihilistycznej punkowej estetyki staje również poruszający liryk Mozza wraz ze swoją słynną frazą, dobitnie współgrającą ze schizofreniczną atmosferą utworu. Z wrodzoną sobie nieafektowaną prostotą bądź też umiejętnością upoetyczniania banałów, Morrissey wyraża potrzebę człowieka do bycia kochanym, a istnienie pozornej wolności, eskapizmu od wrodzonych "zwyrodniałości" artysta kwituje jako iluzję dla wyjątkowo naiwnych. Jeżeli mówimy o inności "How Soon Is Now", artykulacja Mozza także ewoluuje z tradycyjnie mało ofensywnej w bardziej zaangażowaną. Paranoiczny nastrój utworu dopełnia szybkie, nerwowe tempo, wybijane przez automaty perkusyjne. "How Soon Is Now" to cynicznie prowokujące do tańca, tłumione przez pozostałe części instrumentarium, unicestwiające disco, wygrażające się, wszystkim potencjalnym amatorom nęcących podrygów, zestawem gotowych na zabawę paralizatorów. Śrubująca, repetytywna gitara zatacza właśnie następne koło i wyraźnie, ku nawarstwiającej panice i potęgującemu się osamotnieniu słuchacza, ma ochotę powielać tę grę. Być może hymn lat 80-tych. Mój numer jeden. –Iwona Czekirda
• posłuchaj »
03 This Charming Man (1984, singiel z The Smiths i Hatful of Hollow)
Johnny Marr był ambitny. Kombinował jak przypuścić atak na szczyty list przebojów. Manchesterska czwórka miała świadomość swojej oryginalności, jednak wpierw musiała zdobyć namiastkę medialnej popularności. Gdy pojawiło się zaproszenie do audycji Johna Peela Marr ułożył ów jeden z najznakomitszych w dziejach riff gitarowy, poza opis i analizę którego można by nie wychodzić, a i tak nawiązałoby się do skończonego geniuszu "This Charming Man". I właściwie, w studyjnej, singlowej wersji utworu, sprzedaje nam go w pierwszych czterech sekundach, zanim zdąży wystartować sekcja rytmiczna. Później do dwunastej sekundy już wiemy jakiego nagrania słuchały wszystkie gitarowe zespoły, które po 2000 roku chciały wprowadzić indie na parkiety. W tym momencie Morrissey śpiewa pierwszą linijkę "Punctured Bicycle / On a hillside desolate" i dalej utwór leci już dwugłosem szlachetnej i nigdy później niepodrobionej linii melodycznej Stevena Patricka, oraz archetypicznie zwiewnego, jangle’ującego riffu Marra. "This Charming Man" to chronologicznie pierwszy z wielkich utworów The Smiths, bez którego nie byłoby tego zespołu, nie byłoby dzisiejszych reedycji, nie byłoby tej listy – niczego. –Michał Hantke
• posłuchaj »
02 Bigmouth Strikes Again (1986, singiel z The Queen Is Dead)
Był kiedyś zespół o nazwie Treepeople. Dość mocne amerykańskie indie z Dougiem Martschem na wokalu. Fajny, dobry zespół. Ta formacja na jednym z albumów (Something Vicious For Tommorow) umieściła właśnie cover "Bigmouth Strikes Again". Przywykłem myśleć, że to doskonały przykład na tzw. cover lepszy od oryginału. Brudna, niedbała produkcja podkreśla główne atuty piosenki, która od początku reprezentowała nurt punkowy w twórczości Smiths, choć naturalnie już wygładzony w stosunku do takiego "Miserable Lie". Dodatkowa gitara zagęszcza tło - wzmacniający całość środek wyrazu. Amerykańska flegma Martscha zadziwiająco współgra z linią wokalną wymyśloną przez Morrisseya – "zwyczajnego" Brytyjczyka z flegmatyczną klasą. Uzależniająca i urzekająca jest ta wersja Treepeople, polecam sprawdzić. A jednak, pomimo tego, zawsze, kiedy próbuję przekonać kogoś, że lepsza od oryginału, napotykam wymowne, niewierzące spojrzenia. Nawet kiedy patrzę akurat w lustro. –Radek Pulkowski
• posłuchaj »
01 There Is A Light That Never Goes Out (1986, singiel z The Queen Is Dead)
"Kiedy po raz pierwszy zagraliśmy ten kawałek, pomyślałem, że to najlepsza piosenka, jaką kiedykolwiek słyszałem" - podsumował Johnny 'Skromny' Marr. Trudno się dziwić tej autopromocji. Gdyby spod moich palców wyszło coś równie doskonałego, postawiłabym sobie pomnik i napisałabym notkę o sobie samej na wikipedii. Piosenka jest kwintesencją twórczości The Smiths i w pewnym sensie stanowi o ich znaczeniu dla muzyki w ogóle. Sądząc po tytule, mogłaby to być opowieść o wysokich rachunkach za prąd i przestroga, że jak się wychodzi z pokoju, to trzeba gasić. Wiadomo jednak, że to coś więcej, choćby ze względu na inspiracje zaczerpnięte z tekstu "Lonely Planet Boy" grupy New York Dolls. Strach pomyśleć, jak tandetny mógłby być efekt finalny, gdyby napisać do niego kiepską muzykę. Kompozycja jest jednak perfekcyjnie złotym środkiem pomiędzy patosem i prostotą. Nigdy potem bas Rourkego nie niósł tak daleko, mostki Joyce'a nie spajały tak dynamicznie, harmonie Marra nie były tak śliczne, a głos Morisseya nie brzmiał tak rozczulająco. Wstawki fletu i wzniosłe klawisze to już wisienka na torcie. Skromne wyznanie połączone z makabrycznymi wizjami mogącej nadejść śmierci wprowadzają w somnambuliczną melancholię. Przecież słyszę, że Morrissey śpiewając puszcza do mnie oko. Nic nie jest na poważnie, mówi. A mimo wszystko daję się oszukać temu szalbierzowi i nie mogę powstrzymać wzruszenia. –Monika Riegel
• posłuchaj »