SPECJALNE - Ranking

100 Polskich Singli 2000-2009

3 listopada 2010





010Pezet
Gdyby Miało Nie Być Jutra
[2007, Konkret Promo]

Bezpardonowy, niepozostawiający żadnych złudzeń closer zyskującej po latach Muzyki Rozrywkowej z nikim się nie cacka, wszczyna krwawe zamieszki, to koktajl Mołotowa u twoich stóp. Tryumfalne, rozkołysane biciwo Kociołka trąci spalenizną, wkłada rozgrzany do czerwoności pistolet w rękę zdesperowanego, nie mającego nic do stracenia narratora. Pewny siebie, wypluwający nawijkę życia Kapliński podejmuję wyzwanie i bez mrugnięcia okiem naciska spust. Rosyjska ruletka została wprawiona w ruch, nie ma już odwrotu. Koniec jest nieunikniony, nie każdy ma jednak odwagę nagiąć zasady i pozostawić pełen magazynek, Pezet miał. Danse Maccabre w systemie surround i stereo. –Wojciech Sawicki

posłuchaj »


009Renton
Hey Girl
[2007, Polskie Radio]

Dla przeciętnego polskiego wykonawcy chyba jeszcze sprzedawanie piosenek do reklam zdaje się być "sukcesem finansowym przez zaciśnięte zęby". Nawet jeśli nie dla wszystkich, to tekstów o największym hiciorze Rentonu, dla których nuta konsumencka byłaby niepomyślaną, jest jak na dopalacz. Jak powiedział kiedyś jakiś piłkarz ligowy: "można przegrać, można też wygrać". Na polu recepcji krytycznej z tej kuriozalnej przyczyny zespół niestety przegrał. Wygrał za to tam, gdzie nie wygrał przed nimi nikt od czasów "Hey Ya!" i zespołu Łzy: na komputerach polskiej młodzieży. Bywałem na różnych imprezach, w domach ludzi, których nigdy już nie spotkam; widziałem zawartość folderów "muza" najładniejszych dziewczyn w mieście, ich ojców i matek; przeglądałem treść iPodów najważniejszych hajpsterów południa kraju; gościłem w akademikach AGH, widziałem tamtejsze Winampy. W latach 2007-2009 nie było łatwo o dysk niezawierający "Hey Girl". –Mateusz Jędras

posłuchaj »


008Władek
Zbyszek Daj Se
[2009, white label]

Biorąc pod uwagę, jak Władek "zawładnął" całkiem w sumie niemałym już gronem wiernych słuchaczy, najciekawsze w całej historii jest to, że nie znamy jeszcze jej zakończenia. A to dlatego, że (jak mi wiadomo) Władek się dotąd oficjalnie NIE UJAWNIŁ. Podejrzewano o tę kabaretową maskaradę wielu niepokornych dowcipnisiów krajowej sceny – i nie będę w tym miejscu ich wymieniał, bo byłoby to dyskomfortowe i dla mnie, i dla zainteresowanych – ryzykowałbym "etui" zarówno wtedy kiedy bym trafił, jak i wtedy kiedy bym spudłował (cóż za pat dyplomatyczny). Ale status Władka nadal przypomina sytuację Buriala zanim ogłosił "my names Will Bevan" po nominacji do Mercury Music Prize. Być może aktor wcielający się we Władka chce pozostać w cieniu, anonimowy, żeby nie psuć nam odbioru fantazyjnie wykreowanej przez siebie tytułowej postaci frontmana. Istotnie, świadomość, że Władek to tylko alter ego powszechnie kojarzonego muzyka sceny alternatywnej byłaby jak przekłucie bańki mydlanej. Ktoś mógłby się rozczarować, inny zniesmaczyć i ten idealnie jak dotąd poprowadzony projekt straciłby rumieńce. Let it be, więc.

Podobnie jak Tymon, OH czy Galvin Paris, Władek potrafi wymącić tak dobry pastisz, że aż staje się on wysmakowanym rodzajem hołdu dla parodiowanej estetyki. Władek szydzi z czerstwego fanku, ale pokazuje też mimowolnie, że te kpiny są lepsze od materiału źródłowego, który wyśmiewa. I znacznie lepsze od wymuszonych, obligatoryjnych wygłupów na zasadzie "gramy dżem w piątkach". Niezależnie od spekulacji o "wyszukanych" podkładach, najważniejszym elementem jest tu jego głos – interpretujący niewiarygodnie kopiące-tyłek teksty typu "Flaszkę ci wiszę / Czas resztę napisze" albo "Daj se na luz i miej to w dupie / Każdy swoje sprawy ma" w niedbałej manierze "incydentalnego" króla skeczu. I to nie tylko w "Zbyszku" (który zawiera wprawdzie garść dziesiątkowych momentów – weźmy "pararara" na 1:56, przypominające mi o złotych latach Earth, Wind & Fire)! Bo cała wyimaginowana płyta Kumplom (koniecznie z powyższą okładką), czyli tych 6 nagrań zawieszonych na Myspace, to materiał aspirujący do topu polskich EP-ek ever. Śniło mi się, że była wreszcie "fizyczna" edycja w digipacku, a w środku ogromny, rozkładany plakat Władka do powieszenia nad łóżkiem przez fanki, nalepki na lodówkę i honorowa legitymacja członkowska fanklubu. Ech... I taki detal na koniec: w swoich top friends, jak rozumiem w formie żartu, Władek dał cztery panie: Edytę Górniak, Marylę Rodowicz, Dodę i Mandarynę. I to, że wybrał akurat takie, a nie inne, też świadczy na jego korzyść. –Borys Dejnarowicz

posłuchaj »


007Furia Futrzaków
Cukier W Kostkach
[2008, white label]

Z dzisiejszej perspektywy, mając debiutancki album Futrzaków na kolanach, mogę się tylko uśmiechnąć i stwierdzić, że nasza misja została wykonana. Jeden z moich ulubionych polskich projektów kontynuuje mozolny proces przebijania się do szerszej świadomości Polaków, ale jakby nie było to cała droga FF na szczyt zaczęła się właśnie "Cukrem W Kostkach", niepozornym, uwodzicielskim electropopem, który w maju 2008 roku jawił się jako niespotykany powiew świeżości na nieco skostniałym krajowym pop-dwórku. Nie sposób przybliżać ten kawałek nie skupiając się na wokalu Kingi Miśkiewicz, która wyczynia w tym numerze takie harce, że głowa mała, ale to właśnie tę wokalną gimnastykę można dzisiaj uważać za swego rodzaju znak rozpoznawczy Futrzaków. Od czasu, kiedy pierwszy raz usłyszałem "Cukier W Kostkach" minęły już ponad dwa lata, ale to chyba wciąż najmocniejsza z piosenek, jakie do tej pory nagrali, co bynajmniej nie świadczy źle o pozostałych - po prostu tym numerem zbliżyli się do szczytów większości znanych mi skal, za co niezmiennie pozostaję im wdzięczny. –Kacper Bartosiak

posłuchaj »


006Nerwowe Wakacje
Ola Boi Się Spać
[2008, Polskie Radio]

Przez jakieś trzy lata bez mała "Ola Boi Się Spać" samotnie leżała na opuszczonym nieużytku Myspace'a Nerwowych Wakacji. Zupełnie sama, heroiczna "Ola" potrafiła uczynić tę polish-indie supergrupę jedną z największych nadziei rodzimej muzyki wśród, ehm, indie-środowisk, a w dodatku do niedawna była to nadzieja bezterminowa, czysty, nęcący, niewykorzystywany potencjał. "Ola" to spełnienie marzeń o krajowym niezal-powerpopie, bo w innej aranżacji spokojnie mogłaby ukazać się na przykładowym Mass Romantic, taka jest dobra. A do niczym nieskrępowanego luzu, energii i pewności akordów dochodzą tu jeszcze wpływy rdzennie polskiego big beatu, jacyś Skaldowe, Czerwone Gitary. Bezpretensjonalne, mocne, wymarzone do nucenia na nieustających, nerwowych wakacjach właśnie (swoją drogą nawet nazwa zespołu jest świetna). A wśród tej energii tekst dotykający głębszego, ale jakże pop, ulotnie i filuternie potraktowanego uczucia upływającego czasu. Co mogę mówić, przez jakiś czas, kiedy byłem bardziej nastoletni – jeden z wariantów muzyki moich marzeń. Teraz jedna z piosenek polskiej dekady, na luzie. –Radek Pulkowski

posłuchaj »


005Kobiety
Pozwól Sobie
[2004, Mandarynka]

Najpierw były debiut i "Marcello", i położyły na łopatki, choć niektórzy do końca życia oczekiwali tylko "Marcellów". Atłasowy "Pozwól Sobie", tytułowy z drugiej płytki to najlepsze na świecie (tzn. jedno z najlepszych, czerpiących ze Stereolab, Clientele czy nawet The Sea And Cake) połączenie zwiewności z (wciąż subtelnym) przepychem w tle. Ba, gdy usłyszałem w zeszłym roku "I Wonder Who We Are" Clientele pomyślałem, że to ta sama drużyna rowerowa. Dla mnie w ogóle Kobiety to jest zespół niepozorny, gdzie mu tam do pomnikowości Ścianki, czy ciężkiej do przełknięcia mądrości Afro Kolektywu (ciężkiej do przełknięcia w sensie pozytywnym – co wy na to?). I może ta niepozorność zdecydowała, ze to mój ulubiony polski utwór dekady, a jeśli na pozycjach wyżej znalazło się więcej niż 5 utworów, to świat się pomylił. –Łukasz Łachecki

posłuchaj »


004Kobiety
Marcello
[2000, Biodro]

Pierwsze sześć sugestii padających, gdy zaczyna się w wyszukiwarce YouTube wpisywać słowo "kobiety": "kobieta+samochód", "kobietazakierownicą", "kobiety+samochód, "kobieta+koń", "kobieta+mężczyzna", "kobieta+mężczyzna w łóżku". Autentyk! Cieszę się wobec tego, że najszlachetniejszy polski singiel zeszłej dekady (te klawisze w refrenie!) nie znalazł się w tym towarzystwie. I swoją drogą genezę popularności większości wymienionych wyrażeń "rozumiem" (choć nie rozumię) – ale "kobieta+koń"? Na czwartym? To w przenośni czy jednak dosłownie? A może jest w tym coś fajnego i ja tylko jestem nie na czasie? Swoją drogą pokazałbym ten wic Kazimierze Szczuce, i sfilmował jej reakcję. –Jędrzej Michalak

posłuchaj »


003Muchy
Najważniejszy Dzień
[2007, Polskie Radio]

Nie potrafię już pisać o Muchach bez użycia nudnych sformułowań typu: kontekst, świadomość, rynek muzyczny. Awans Poznaniaków do ekstraklasy w kategorii: popularność, był dla mnie jednym z bardziej spektakularnych i zaskakujących wydarzeń minionej dekady na polskim rynku muzycznym (o właśnie!). Oczywiście zwiększające się (i młodniejące) grono odbiorców, emitowanie w mediach i ogólne "bycie na fali" powinno ubóść zacne grono elitystów – ale nie, zawiązana cztery lata temu przez Nowotarskiego i Wójcickiego mucha wciąż leży jak ulał a nonszalancko skandowana tytułowa fraza nie straciła nic ze swojej młodzieńczej sztubackości. Mało tego, jeśli w 2006 roku mogłyby to być z naszej strony: grzechy młodości, hormony i alkohol, to dziś starzy i doświadczeni wiemy, że nie tylko riff przewodni, ale i klawiszowa kontra powinny znaleźć miejsce w annałach polskiej muzyki rozrywkowej. Mundiale lecą, nasze reprezentacje wraz z nimi, a ten niespełna trzy minutowy wymiatacz jakoś nie chce nam się znudzić. Dobra, walić ten kontekst! –Jan Błaszczak

posłuchaj »


002Kolorofon
Bomba Atomowa
[2009, Myszka]

Kończąc krótką karierę Kolorofon pozostawił za sobą dwa skarby popkultury. Większość ludzi zapamięta głównie niemożliwy do objęcia umysłem występ w "Plebanii". Będzie oczywiście w błędzie – "Bomba Atomowa" jest lepsza. Kiedy się pojawiła uwierzyć w nią było równie trudno, jak w babcię Józię bengującą muzykę zespołu z domowego odtwarzacza. Mowa tu przecież o grupie, która przed tym singlem kojarzyła się raczej z falą wykonawców stojących z Erykiem Sarniakiem w kolejce po cowbell. Ale oto nagrali tę skończenie idealną i piękną piosenkę, z miejsca brzmiącą jak standard krajowej muzyki rozrywkowej. "Bombę" otwiera kilka sekund bezkształtnego sprzężenia, które wymazuje u odbiorcy wszelkie uprzednie skojarzenia i służy złagodzeniu szoku. Gitarowy riff wynurza się z hałasu dając jeszcze moment na przygotowanie. Ale już za rogiem jest ta pierdolona melodyjka klawiszy, która jest tak archetypiczna, że mogłaby istnieć od zawsze i już wiesz, już dobrze wiesz, że masz do czynienia z klasykiem. Nie zrozumcie mnie źle: nic nie brzmi jak "Bomba Atomowa" – chwiejna podstawa elektrycznego terroru to shoegaze, wokal jest transmitowany z wytłoczonego na chujowym winylu big-beatowego nagrania sprzed czterdziestu lat, klawiszowy motyw przewodni to klasyczne Stereolab. To jak te elementy łączą się w zwartą i zwięzłą, chwytliwą całość, która jednak porusza się zdezorientowana, na trochę miękkich nogach, z lekkim oszołomieniem w swoim przesterze i niejasnym, impresjonistycznym tekście, jest wręcz transcendentne. –Łukasz Konatowicz

posłuchaj »


001Tede feat. Zdzisława Sośnicka
Jak Żyć?
[2004, Wielkie Joł]

Ja tam się zawsze bałem hip-hopu i jako dzieciak patrzyłem nieufnie na tych wszystkich ziomków, którzy nawijali o swym niezadowoleniu. Moi koledzy z klasy, którzy jarali się hip-hopem raczej nie do końca byli moimi kolegami i do tego nieba było mi jakoś nie po drodze. Jednak ilekroć słyszałem "Jak Żyć?", doznawałem swojego guilty pleasure, choć nie miałem pojęcia, co to ma oznaczać. Nie za bardzo chyba też rozumiałem, o czym tam gada Tede, ale z całości biło totalne wyluzowanie, któremu ciepłu dodawała jeszcze Sośnicka z tym zaraźliwym refrenem. Sam utwór toczył się jakoś tak zupełnie naturalnie, podkład pulsował zaraźliwie, że ciężko było o nim myśleć w kategoriach innych niż "nie całkiem czaję, ale czuć, że zajebiste". Parę lat później, kiedy odkryłem Porcys, trafiłem na recenzję kawałka, odpaliłem i doznałem potężnie – odkryłem ponownie, jak wielką przyjemność sprawia słuchanie tego numeru, jak nienudząca się jest to sprawa i wreszcie, co tam Tede właściwie gada. Doznałem chyba bardziej niż singli, z którymi bezpośrednio korespondował – "Crazy In Love", "1 Thing" i innych produkcji Richa Harrisona. Wielokrotne uderzenia bębna, pętla megastylowych dęciaków, słowiański retro klimat starych polskich nagrań, niecodzienność Sośnickiej emocjonująca bardziej, niż sample z Chi-Lites i poza imprezowego cwaniaka, jaką odgrywa Tede, składają się dla mnie na najlepszy imprezowy kawałek, jaki można sobie wyobrazić. Każda linijka Tedego jest tutaj bezbłędna, bo koleś wali czystymi hookami w formie, w której hooki nie wydają się najważniejsze i tak samo przypadkowo wydaje się mu to wychodzić. Prawdopodobnie dopiero sporo później, kiedy zostałem fanem Afro, jakiś polski nawijacz przekonał mnie równie mocno. "Dziewczynko / Pani Zdzisławo / Jest mi bardzo przyjemnie / Gościć Panią / Tu" zapowiada przecież taki poziom rozrywki, że odruchowo zaczyna się pijacko chichotać. Poza tym fajnie móc się utożsamiać, bo ja też lubię się najebać i wtedy "jadę super ekstra i jest fajnie / patrzą dziwnie na mnie a nie jestem alienem". Mam taką koleżankę, która zawsze wtedy krzyczy "jak się bawić, to bez gaci" i ja myślę, że chociaż każdy z nas bawi się nieco inaczej (choć chyba każdy czasem bez gaci) i do różnych rzeczy, to "Jak Żyć?" nas wszystkich łączy jak największy parkietowy hymn. Dzisiaj lekko nieufnie patrzę na moich rówieśników podrygujących do dubstepu lub minimalu, bo myślę sobie – ej no, fajnie macie, ale tego wolę słuchać w domu. Bo od drugów, to ja wolę czystą wódę, a jak wóda, to po polsku i szaleństwo, a wtedy nie czas na zamulanie, czy ugniatanie nóg do basu, ale żeby jego szalony groove niósł nas w alkoholowym feelgood vibe'ie. –Kamil Babacz

posłuchaj »

#100-91    #90-81    #80-71    #70-61    #60-51    #50-41    #40-31    #30-21    #20-11    #10-1

Listy indywidualne

BIEŻĄCE
Porcys's Guide to Polish YouTube: 150 najśmieszniejszych plików internetowych
Ekstrakt #2 (kwiecień-grudzień 2022)