
Oddajemy hołd tej nieuchwytnej, nadal nie do końca rozpoznanej dziedzinie kultury i rozrywki.
Będą ludzie z tego Yuno, na początku roku poleciał z efektowną mimikrą Tame Impali, a teraz rozkłada na czynniki pierwsze niekonwencjonalny emocore. Jakieś pandabearowe (efekt na wokalu) weezery są tu grane z okazjonalnymi olcottowskimi wrzaskami. Czego tu nie lubić?
Coals (Kacha): nadal podtrzymuję zdanie, że "Licking An Orchid" to najlepsza piosenkowa piosenka tego roku. ja tam chyba najbardziej cenię tych, co ciągle zaskakują i fajne były ambientowe traczki i fajne były kolażyki, pop też spoko. i jak krzyczy do ludzi i jest przywiązany do łańcuchów i wali strobo, no taki agresywny yves też spoko. jestem ciekawa, co będzie dalej. no ale wracając do traczka to bardzo fajnie jest to zbudowane. tak lekko! i odbicie piłeczki przez James K, wow. jeszcze Yves przemawiający jako kobieta. no ale od 3:01 jest najlepiej jednak. no fajnie to wygląda na mojej playliście z trapami.
Yves powraca z obłąkaną, immersyjną wersją trip-hopu wedle własnej, tumorowskiej receptury. Utwór jak z masońskiego rytuału wtajemniczenia.
Autor mojego ulubionego, post-rozstaniowego utworu ze znakomitego, okołoambientowego składaka Mono No Aware skręca w stronę bardziej przyswajalnych form. Jego nowa, shoegaze-noise-triphopowa (Tricky, anyone?) kompozycja to swego rodzaju transkrypcja twórczości TV on the Radio na maksymalistyczny, ponadgatunkowy język późnych 10s. Jestem szczerze zaintrygowany.
Emocjonalne, post-cure'owe (brzmienie klawiszy) "Lifetime" z samplowanymi, surowymi perkusonaliami na przedzie to na ten moment mój ulubiony fragment tegorocznego Tumora. Muzyka eksperymentalna ubrana w gotycką, tvontheradiową formę piosenkową, która zdolna jest rozszczepiać uczuciowe atomy.