
Oddajemy hołd tej nieuchwytnej, nadal nie do końca rozpoznanej dziedzinie kultury i rozrywki.
Nawarstwiony, kandyzowany synth-funk-pop wystrzelony na orbitę wczesnego Phoenix. Typy z 1975 obserwują nieoczywistą trajektorię.
Jak pierwszy raz włączyłem sobie tę drone'owatą, repetycyjną psych-bluesowszczyznę, to po dziesięciu minutach zupełnie straciłem orientację w terenie i było mi z tym bardzo dobrze. Wymowny przykład tego, co by było, gdyby Mark Kozelek nie popadł w samozachwyt.
Już pierwszego lutego Leon wyjeżdża ze swoim debiutanckim dj-kicksem dla !K7 Records, na co czekam z wielką niecierpliwością. Tym bardziej, że zajawka tego miksu wskazuje na odejście od starannego, medytacyjnego muzaka na rzecz bardziej bezpośredniego, kinetycznego lo-fi house'u. Oj będzie tańczone.
Indie-synth-funk-popowa pochwała dobrotliwego stalkingu ulicami spowitego ciepłą nocą nadmorskiego kurortu. Do zakochania jeden taneczny krok.
Julian Casablancas wrzuca LSD i jedzie z obłąkanym, spuszczonym z łańcucha prog-synth-funkiem. Środkowy Beck spotyka skutych Tune-Yards.
Na chwilę porzucam poptymizm na rzecz apokaliptycznego industrialu, wampirycznego techenka autorstwa jednej z najczęściej bookowanych polskich dj-ek/producentek na Zachodzie. To jak, kto idzie ze mną na kolejny WIXAPOL S.A.?
Zdolny producent z Kopenhagi to kolejny zagorzały fan Sade, który gości na łamach Carpigiani. Duńczyk na solowej ścieżce swojej kariery hojnie inwestuje w luksusowy, odprężający alt-pop zanurzony w saksofonowym blichtrze.
Weeknd z innego, lepszego wymiaru wylewnie wita się z przyszłością muzyki pop. Pierwszy na świecie trap-autotune-synthwave-r'n'b, przy którym odlecisz jak rozanielony pilot Pirx.