
Oddajemy hołd tej nieuchwytnej, nadal nie do końca rozpoznanej dziedzinie kultury i rozrywki.
Porzućmy na chwilkę poptymizm i zanurzmy się w jesiennej, pochmurnej balladzie Adrianny. Delikatny indie-folk w duchu Elliotta Smitha skrzyżowanego z Radiohead z dodatkiem Grouper.
Wasz ulubiony śpiewający Szwed wraca z całym dobrodziejstwem swojego songwriterskiego inwentarza. Big love w rytmie dopaminowego twee-disco z trademarkowymi smyczkami.
Naczelny śmieszek na brytyjskiej scenie muzycznej tym razem wciela się rolę modowego trendsettera. Warstwa liryczna jak zawsze trochę prześmiewcza, jednak minimalistyczny, balearyczno-house'owy bicik już zupełnie nie. Przymierzcie to!
Skinnerowska (pamiętacie jeszcze tego typa?), trochę protekcjonalna w treści tyrada o szkodliwości zażywania narkotyków. Gisu poleca to rachityczne dobro.
Najlepszy w tej chwili meme muzyk zapodaje syntezatorową, airfrance'ową (czyżby jakiś revival?) mutację "Despacito" według własnej, śmieszkowej receptury. Aż na nowo zapragnąłem nauczyć się w końcu tego przeklętego hiszpańskiego.
Moskiewska gwiazda niezalowej sceny elektronicznej lekką ręką hipnotyzuje swoich sympatyków aphexowym, meandrycznym post-dream-dnb w niskiej rozdzielczości sonicznej. Post-soviet vibe w najczystszej postaci.
Kendrick "Mówię tylko ważne rzeczy" Lamar i SZA z wielką estymą hołubią bogactwo i różnorodność afrykańskiej kultury. Owszem, utwór lśni niczym krwawy diament, ale to klip wjeżdża tutaj cały na biało.
Czyżby objawiła nam się nowa Ariana Grande względnie Tinashe? Fajnie by było, bo synth-r'n'b-popowe "Can I" z efektownym, post-trapowym refrenem to niezły bopik.
19-letnia Brytyjka w typie młodej Denise Richards wtłacza nam do głów nowoczesny, kanciasty gaypop o wrzeniu nastoletniego serca. Miła, niezobowiązująca piosenka, ot tak, po prostu.