
Oddajemy hołd tej nieuchwytnej, nadal nie do końca rozpoznanej dziedzinie kultury i rozrywki.
Nie ukrywam, że Chakę Khan odkryłam dopiero dzięki Whitney Houston i soundtrackowi do filmu Bodyguard, jednak od tamtej pory pozostała jedną z moich ulubionych artystek, bardzo zatem ucieszyła mnie wieść, że po 11 latach Chaka powraca. Połączywszy siły ze Switchem, współzałożycielem Major Lazer, nagrała utwór, którym przypomniała, kto jest tak naprawdę królowa funku. Singiel zapowiada cały album i już mnie świerzbią uszy
Rzadko w mainstreamowym popie możemy obcować z tak jawnie nieheteronormatywną muzyką. A Hayley, jak widać na załączonym obrazku, świetnie odnajduje się w takiej estetyce.
Laura na solowym odcinku kariery też świetnie daje sobie radę. Bitowe cacko Flume’a, na którym z werwą pomyka, to grimesowy dream-synth-pop wzbogacony pierwiastkami footworku i edm-u. Nie pozwólcie utonąć temu znakomitemu kawałkowi w odmętach listy Carpigiani.
Nigeryjska Azealia Banks w tańcu się nie pieści i w mgnieniu oka wparowuje na rotację. Nafurany afro-house jak w mordę strzelił.
Ta nostalgiczna pocztówka z lat osiemdziesiątych brzmi jak skrzyżowanie Blood Orange z balladowym wcieleniem 1975. Nikt by się chyba specjalnie nie obraził, gdyby puścili to na potańcówcę w finale drugiego sezonu Stranger Things.
Post-chillwave'owa oda do wschodzącego słońca nad lazurowym wybrzeżem. Jeśli chcecie poczuć się jak w 2009, czyli w czasie hipnagogicznego sztormu nostalgii, to koniecznie sprawdźcie Kainalu. Złóżcie origami z zaklętych w powidokach francuskiego dotyku wspomnień.
Nowa nadzieja Chicago wydaje stówę za stówą na imprezowym post-trapie maczanym w Ludwiku. Kami pakuje wasze nudne rapy w folder kosz.
Katja z Moskwy naśladuje Steve'a Reicha i wychodzi z tego obronną ręką, co udaje się naprawdę niewielu (CFCF też jest dobry w te klocki). Owszem, artystowski minimalizm na Carpigiani to nieco karkołomny wybór, ale nic nie poradzę na to, że urzekło mnie dyskretne piękno tej kompozycji. Mam nikłą nadzieję, że Wy też je dostrzeżecie.