
Omawiamy długo wyczekiwany album jednego z najważniejszych raperów dekady.
W starciu feministycznych pop-manifestów zupgrejdowane "bitches" wyraźnie góruje nad "Girls". Skandynawski gang wyzwolonych seksualnie dziewczyn w pakiecie z Charli XCX prezentuje wszystko, co najatrakcyjniejsze w prostolinijnym, nieskomplikowanym kompozycyjnie popie dla ogólnych ludzi. Czy może być lepszy utwór na uświetnienie dzisiejszego dnia seksu? Nie sądzę.
Minimalistyczny, brightside'owy odblask trip-hopu z intrygującym weird-chill-popowym mostkiem. Najntisowy artefakt wyciągnięty ze spalonych słońcem przedmieść Londynu.
W muzycznej ofercie Grzomotokota nawet odrzuty z płyt robią piorunujące wrażenie. Nie inaczej jest tym razem, bowiem “First Fight” to jazz-prog-funkowy kopniak, który na długo zostawia swój ślad w pamięci słuchacza, a przynajmniej do czasu premiery kolejnego utworu Brunera.
Nie biorę się do dzieła, chociaż piękna psych-trapowa sztuka, nie gadaj mnie dziś nawet, że jest spoko, nie chcę mi się nic, jak liżę lody Carpigiani. Neapolitańska pochwała prokrastynacji łamanej na bezkompromisowe lenistwo. Wystarczy ciepły podmuch sirocco, żeby wywiać pół polskiej sceny rapowej, i to patrząc na nią życzliwym okiem.
W istocie, poniższy numer nie ma godnych rywali na nowej, trochę rozczarowującej płycie Tinashe. Być może singlowe propozycje mają w sobie większą przebojowość, ale czysto muzycznie zostają one w progach w porównaniu z tą wyszlifowaną, r'n'bassową balladą klimatycznie zbliżoną do highlightów z Nightride. Kompletnie, konkretnie nie mogę przestać słuchać tego niepozornego, post-aaliyahowego szlagiera.
Zaraźliwy, nadpobudliwy digi-funk z przyszłości, w której zdolnych songwriterów zastąpiły skomplikowane algorytmy. Książęce Dirty Mind w układach scalonych sztucznej inteligencji.
Tyler trochę chyba już się znudził swoim postępującym wysublimowaniem i posadził swój niczym nieskrępowany strumień świadomości na twardej, wyszywanej trzeszczącym basem kozetce. Mały goblin siedzi w każdym z nas.
Celebrity Deathmatch: Ciara vs. Ariana Grande
Pełen pasji zapodawacz z New Jersey bez wstydu wtrynia się na rozkołysany, parliamentowy bit. Pytacie, co to jest wygrubaszenie? Chyba właśnie to.
Drugi utwór z tegorocznej mainstreamowej trylogii Tinashe to klubowo zorientowane r’n’b z earwormowym, zuchwale pociętym refrenem. Roztańczona Kachingwe w języku popowych nudziarzy nie mówi nic w ogóle.