
Omawiamy długo wyczekiwany album jednego z najważniejszych raperów dekady.
Nasz dzień z doskonałymi piosenkami zaczynamy od mojego ulubionego utworu z nowej płyty Yorke'a. Przeszywające, uroczyste "Dawn Chorus" to post-apokaliptyczny, pogodzony z losem idm, który zwiastuje nadciągającą katastrofę. Słońce zachodzi, kolejnego świtu już nie będzie.
W nostalgicznym, autotune'owym "Closer To You" Clairo ukazuje swoją nieco bardziej eksperymentalną naturę. Niezmiernie propsuje tę nienachalną hybrydę trapu z bedroom popem.
Wakacyjne, energetyczne nu-disco z Polski na najwyższym światowym poziomie. Chciałbym się przy tym budzić przez najbliższe kilka miesięcy.
Ten niezalowy bangierek zaczyna się jak jakiś utwór The Car Is on Fire, potem do gry wchodzą The Sea and Cake i Stereolab. Dawno nie słyszałem tak fajnych gitarek. Dajcie szansę Rosemary, bo dziewczyna naprawdę zna się na rzeczy.
Stali bywalcy Carpigiani wiedzą, jak bardzo lubię nagrywki Tuzzy. Wraz z premierą nokturnowego, future'owskiego "Moon Mood" okraszonego zjawiskowym, płaczliwo-beznamiętnym performensem Benita absolutnie nic w tej kwestii się nie zmienia. Lubię tego słuchać jak jestem smutny, bo czasem i ja taki jestem.
Mój ulubiony obecnie producent sprawdza się również na odcinku solowym, czego potwierdzeniem jest wydana niedawno przez niego płyta. Wzruszające, slowcore'owo-trapowe "Ballad" to highlight z tego świetnego albumu, a zarazem piosenka, która może poszczycić się najbardziej romantycznym użyciem Skrrrt (1:07) w historii rapu. Jeny, jakie to piękne!
Cashrina, wnioskując po tym superanckim, autotune'owym pop-trapie, to kolejna świetna dziewczyna w nowej muzyce. Ten, kto lubi sobie słuchać Lolo Zouai, Doji Cat bądź wyimaginowanego Lil Peepa w wersji dziewczyńskiej, znajdzie w "Sweet Motions" coś dla siebie. Ponadto gdy patrzę na ten klip, to zaczynam marzyć o spacerku po Nowym Jorku, który pewnie nigdy się nie wydarzy.
Czyżby objawiła nam się nowa Ariana Grande względnie Tinashe? Fajnie by było, bo synth-r'n'b-popowe "Can I" z efektownym, post-trapowym refrenem to niezły bopik.
Wciąż trudno mi uwierzyć w to, co się dziś wydarzyło. Mam zupełną pustkę w głowie, więc nawet nie wiem, co mam napisać o tym latynoskim majstersztyku, oprócz tego, że jest to bardzo zmysłowe, wręcz erotyczne połączenie bossanovy z trip-hopem. Tak że wybaczcie mi i po prostu sypnijcie lajkami.
Na chwilę porzucam poptymizm na rzecz apokaliptycznego industrialu, wampirycznego techenka autorstwa jednej z najczęściej bookowanych polskich dj-ek/producentek na Zachodzie. To jak, kto idzie ze mną na kolejny WIXAPOL S.A.?